"Widzę wyraźną analogię między Smoleńskiem a Katyniem"
Widzę wyraźną analogię pomiędzy kłamstwem katyńskim a kłamstwem smoleńskim. Przez kilkadziesiąt lat mówiono nieprawdziwe rzeczy na temat Katynia. Teraz jest podobnie. Kilka tygodni temu byłem przesłuchiwany przez polskich śledczych na zlecenie rosyjskiej prokuratury. Pytano mnie m.in., na ile wyceniam śmierć mojego brata Stefana Melaka, który zginął w smoleńskiej katastrofie, i po co brat jechał do Katynia. Dziś, po upływie czasu i po tym, co się do tej pory wydarzyło, na te pytania patrzę z zupełnie innej perspektywy - pisze w artykule dla "Gazety Polskiej" przewodniczący Komitetu Katyńskiego, Andrzej Melak.
25.01.2011 13:40
Już w pierwszych dniach po katastrofie mogłem zaobserwować, jak dezinformuje się społeczeństwo, jaki wpływ ma w naszym kraju rosyjska propaganda. To przecież zaraz po katastrofie usłyszeliśmy, że wypadek wydarzył się z winy polskich pilotów, a chwilę później pojawiły się informacje o rzekomych naciskach prezydenta Lecha Kaczyńskiego na lądowanie w Smoleńsku. Bez żadnych dowodów i skrupułów znieważano pamięć poległych w katastrofie oficerów, zanim ich ciała spoczęły w grobach. Jednocześnie wprowadzano ferment wśród rodzin, by je skłócić i poróżnić.
Aktywność Pawła Deresza
Wdowiec po posłance SLD Jolancie Szymanek-Deresz od początku smoleńskiego śledztwa wykazuje zaangażowanie po stronie racji rządowej, przyjmując bez protestu wszystkie decyzje zarówno rządu, jak i prokuratury. Słuchając go, jest mi niezmiernie przykro, bo myślałem, że w obliczu śmierci zacierają się wszelkie podziały i różnice światopoglądowe. Czas pokazał, jak bardzo się myliłem!
Kilka dni temu w II Programie TVP w audycji „Punkt widzenia” pan Deresz powiedział, że w Katyniu Prezydent RP prof. Lech Kaczyński zamierzał zainaugurować swoją kampanię prezydencką. Pan Deresz powiedział, że ma na to dokumenty i dowody.
W takim razie ja teraz mówię: „sprawdzam” i proszę, by te dowody wyłożył na stół. Proszę, by udowodnił, że prezydent chciał zacząć swoją kampanię na grobach zamordowanych przez NKWD oficerów. Niech dowiedzie, że mieli mu w tym pomóc zaproszeni goście, w tym mój brat.
Wystąpienie pana Deresza przypomniało mi moje przesłuchanie w prokuraturze. I to pytanie: po co Stefan Melak jechał do Katynia? Może chciano usłyszeć, że nie chodziło o 70. rocznicę katyńskiego ludobójstwa, ale o kampanię wyborczą?
W głowie mi się nie mieści taki sposób rozumowania. Zdaję sobie sprawę, że drogi życia mojego brata i pana Deresza diametralnie się od siebie różniły, ale nie sądziłem, że będę zmuszony o tym napisać. A zmusił mnie do tego sam Paweł Deresz swoimi publicznymi wystąpieniami.
Gdy Stefan był zatrzymywany, inwigilowany, gdy siedział w więzieniu, gdy walczył o pamięć narodową i o pomnik Ofiar Katynia, pan Deresz robił w tym czasie coś zupełnie innego. Z internetu dowiedziałem się, że Paweł Deresz został zarejestrowany jako kontakt operacyjny Służby Bezpieczeństwa. W PRL był korespondentem polskiej prasy w Czechosłowacji, sprawował również istotne funkcje w aparacie PZPR. Zgodnie z linią partyjną komentował inwazję na Czechosłowację w 1968 r., a jako dziennikarz „Kuriera Polskiego” chciał wejść do Wydziału Propagandy Prasy i Wydawnictw KC PZPR. Po 1989 r. był w gronie stałych współpracowników miesięcznika „Przegląd Międzynarodowy” założonego przez Wojskowe Służby Informacyjne. W inicjatywę tę zaangażowani byli m.in. szkoleni w ZSRR szefowie WSI – gen. Konstanty Malejczyk i gen. Marek Dukaczewski. Według Raportu z weryfikacji WSI, miesięcznik był przykładem aktywnej roli służb w sferze mediów.
Słuchając wystąpień pana Deresza, zastanawiam się, czy jego przeszłość jest rzeczywistą przeszłością, czy też rzutuje na jego aktualne posunięcia. Nie mnie oceniać życie Pawła Deresza, ale do moich ostatnich dni będę walczył o dobre imię i pamięć mojego brata. Nie ma takiej ceny, która wynagrodziłaby jego śmierć, i wiem, że do Katynia jechał po to, by oddać hołd polskim żołnierzom zamordowanym przez sowieckie bestie.
Upokorzeni przez Rosjan i polski rząd
Słuchając konferencji gen. Tatiany Anodiny, szefowej MAK, na temat przyczyn katastrofy rządowego samolotu Tu-154 na lotnisku w Smoleńsku, poczułem się tak, jakby ktoś wymierzył mi upokarzający policzek. Niestety, potwierdził się przewidywany przeze mnie scenariusz. Rosjanie zmusili Polaków do przyjęcia konwencji chicagowskiej, co spowodowało, że uznano status lotu prywatnego, który przecież był samolotem wojskowym, samolotem rządowym. Postępowanie rządu Rzeczypospolitej doprowadziło do tego, że całkowita odpowiedzialność za katastrofę smoleńską spadła na polskich pilotów i polskie służby. Rosjanie są całkowicie oczyszczeni i to możemy zawdzięczać wyłącznie premierowi i jego ministrom, a także prezydentowi, który też decydował, by wyjaśnienie sprawy katastrofy znalazło się w rękach rosyjskich.
MAK stwierdził, iż badał wyłącznie przyczyny techniczne katastrofy. Ale jak to się ma do uwag, że na załogę samolotu wywierały wpływ inne osoby, np. szef sił powietrznych gen. Andrzej Błasik? To jest wyraźna niekonsekwencja. Co wspólnego ma badanie przyczyn technicznych z rzekomym napięciem emocjonalnym pilotów?
Widzę wyraźną analogię pomiędzy kłamstwem katyńskim a kłamstwem smoleńskim. Przez kilkadziesiąt lat mówiono nieprawdziwe rzeczy na temat Katynia. Teraz jest podobnie. Postępowanie polskiego rządu w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem to chyba największa hańba w dziejach Polski. Zgodziliśmy się na dyktat Rosjan, który był typowo putinowski.
Dziwi mnie postawa polskiej prokuratury, która zachowuje się tak, jakby bała się Rosjan i polskiego rządu. W czasie gdy ogłaszano raport MAK, polscy śledczy oddalili wniosek dowodowy złożony przez mojego pełnomocnika mec. Stefana Hamburę dotyczący przesłuchania premiera Donalda Tuska. Polscy prokuratorzy uznali, że podniesione we wniosku okoliczności, m.in. zmiany stanowiska premiera odnośnie do raportu MAK, nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy.
Chcę również przypomnieć, że już 27 kwietnia Komitet Katyński wystosował list otwarty do premiera Donalda Tuska w sprawie działań władz w związku z tragedią smoleńską. Pisaliśmy wówczas m.in.:
„Minęło 17 dni od daty śmierci Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, Pierwszej Damy Marii oraz 94 innych osób, w tym parlamentarzystów, ministrów, dowódców Sił Zbrojnych RP, duchowieństwa i przedstawicieli środowisk katyńskich – najlepszych Córek i Synów Narodu Polskiego, którzy w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej spieszyli oddać hołd pomordowanym na „nieludzkiej ziemi” Polakom. Śmierć spotkała ich poza obszarem Rzeczypospolitej Polskiej, na terytorium Federacji Rosyjskiej. W czasie kolejnych mijających dni od tej największej w dziejach powojennych tragedii narodowej, bezprecedensowej także w dziejach świata, opinia publiczna jest zdana na wyrywkowy, często sprzeczny medialny przekaz informacji na temat przyczyn tragedii pod Smoleńskiem. Zdumiewają nas coraz bardziej w tym kontekście dwuznaczna bierność i milczenie władz RP, z Panem premierem na czele”.
Od tego listu minęło blisko 10 miesięcy, które pokazały, że nasze obawy były słuszne, a rząd okazał się zupełnie bezsilny. Największym skandalem jest jednak to, że od 26 kwietnia rząd miał nagrania z wieży kontrolerów lotu w Smoleńsku z rozmowami z załogą Tu-154 do chwili katastrofy i ich nie ujawnił opinii publicznej. Czy obawiano się, że treść tych rozmów wpłynie na wynik wyborów prezydenckich? Jeżeli by tak było, stałoby się to największą hańbą rządzących i uważam, że także tę sprawę należy do końca wyjaśnić.
Śmierć mojego brata nie ma ceny
Brat całe dorosłe życie, prawie 40 lat, poświęcił Polsce i wykryciu prawdy o ludobójczej zbrodni dokonanej na polskich jeńcach wojennych z rozkazu najwyższych władz ZSRR. Gdy Komitet Katyński, którego założycielem był Stefan, czcił pomordowanych tablicami i pomnikami w kraju i za granicą, pan Deresz i jemu podobni z premedytacją mordowali pamięć o nich, prześladując i wyłączając z życia publicznego bliskich ofiar Katynia. My byliśmy prześladowani, bici, zatrzymywani. Pan Deresz otrzymywał awanse i ekstra wynagrodzenia. Do dziś brzmią mi w uszach jego słowa, które padły na spotkaniu w lipcu ub.r. w Kancelarii Premiera poświęconym pomnikowi ofiar smoleńskiej katastrofy, który stanął na Powązkach. Pan Deresz bez żadnego skrępowania zaatakował pracownicę Kancelarii Premiera, pytając, kiedy będziemy rozmawiać o odszkodowaniach i czy będzie to w formie ugody czy też trzeba będzie iść z tym do sądu. W tym czasie ja, a także wielu, wielu innych bliskich ofiar smoleńskiej katastrofy myśleliśmy wyłącznie o dotarciu do
prawdy, wyjaśnieniu przyczyn katastrofy i o sprowadzeniu wraku Tu-154 oraz czarnych skrzynek do Polski.
(...)
Andrzej Melak
przewodniczący Komitetu Katyńskiego, odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski przez śp. Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, brązowym Krzyżem Zasługi, Gloria Artis i Pro Memoria