Ważą się losy palestyńskiej wioski z polskimi cysternami na wodę
Palestyńska wioska Zanuta, gdzie znajdują się starożytne cysterny wyremontowane przez Polską Akcję Humanitarną, może wkrótce zostać wyburzona. Zapobiec temu mogłyby odpowiednie pozwolenia, tych jednak w praktyce nie można uzyskać - wskazują prawnicy.
Urodzony w 1938 roku Szafik Gattel, starszy mężczyzna ubrany elegancko w czarną płaszcz ze złotym brzegiem, przedstawia się jako najstarszy mieszkaniec Zanuty. W poniedziałek wraz z czterema innymi mężczyznami z wioski stawił się w budynku izraelskiego Sądu Najwyższego, gdzie tego dnia odbyła się rozprawa, która miała zdecydować o dalszych losach Zanuty. Jadąc do sądu, spodziewali się najgorszego - że nazajutrz izraelskie wojsko przyjedzie z buldożerami i zrówna wioskę z ziemią.
Zanuta leży tuż przy południowej granicy Zachodniego Brzegu, z dala od innych miejscowości. Istniała na długo zanim w 1967 roku Izrael podbił Zachodni Brzeg. Mieszka w niej około 160 osób. Do lat 80. ich domem były jaskinie, te jednak z czasem przestały się nadawać do mieszkania, zaczęły się kruszyć. Chłopi i pasterze z wioski zbudowali więc proste konstrukcje z kamieni, betonu, płótna i blachy.
Izraelska wersja zdarzeń
Radykalna organizacja izraelskich osadników Regavim, promująca rozbudowę żydowskich kolonii na Zachodnim Brzegu, inaczej widzi historię Zanuty. Prawnik Regavim podczas rozprawy w SN twierdził, że 10 lat temu mieszkańcy wioski pojawili się na obszarze ważnych wykopalisk archeologicznych i ze starożytnych materiałów pobudowali tam domy. Gdy izraelska administracja cywilna w 2007 roku nakazała im zaprzestania dalszej budowy, zignorowali nakaz.
Rzeczywiście, mieszkańcy Zanuty postawili prowizoryczne domy i zagrody dla zwierząt, wyremontowali studnie przy pomocy zagranicznych organizacji humanitarnych, w tym PAH, a wszystko to bez formalnych zezwoleń od izraelskiej administracji cywilnej.
Zanuta leży w strefie C, obejmującej ponad 60 proc. terytorium Zachodniego Brzegu. Żeby móc tam cokolwiek zbudować, trzeba wystąpić o pozwolenie do izraelskiej administracji cywilnej, która sprawuje pełną władzę nad strefą. Aby móc starać się o takie pozwolenie, teren musi mieć plan zabudowy zatwierdzony przez izraelskie władze. Zanuta takiego planu nie ma, jej mieszkańcy nie mogą więc starać się o pozwolenia, bo wioska jest w pewnym sensie nielegalna.
Prawnik reprezentujący w sądzie rząd Izraela tłumaczył, że planu nie ma, bo wioska leży za daleko, by doprowadzić do niej wodę, prąd i zbudować szkoły - całą infrastrukturę, która w takim planie powinna się znaleźć. Jak podkreślają prawnicy izraelskiej organizacji pozarządowej ACRI, która reprezentuje Zanutę przed SN, sytuacja jest iście kafkowska. Wyburzą wyremontowane przez PAH cysterny?
- Jesteśmy bardzo zaniepokojeni sytuacją w wiosce. Działając w oparciu o przepisy prawa międzynarodowego i tzw. konieczność humanitarną, remontujemy cysterny, bo dostęp do wody jest podstawowym prawem. Uzyskanie pozwoleń jest praktycznie niemożliwe - powiedziała szefowa misji PAH w Izraelu i na okupowanych Terytoriach Palestyńskich Marta Kaszubska. PAH wyremontował w Zanucie siedem cystern; część z nich objęto nakazem likwidacji.
- Nie wiemy dokładnie, ile polskich cystern ma nakazy wyburzenia. Wojsko często doręcza dokumenty, zostawiając je pod kamieniem. Papier odleci z wiatrem, a potem trudno ustalić, które studnie mogą zostać zniszczone - dodaje Kaszubska.
Podczas poniedziałkowej rozprawy sędziowie SN dopytywali się prawnika rządu o los mieszkańców Zanuty, jeśli wioska zostanie wyburzona. - Nie mamy rozwiązania - powtarzał bezradnie mecenas. Sąd dał obu stronom 30 dni, rządowi - na przygotowanie odpowiedzi, a prawnikom ACRI i mieszkańcom Zanuty - na stworzenie planu zabudowy.
- Przygotowanie takiego planu to ogromne koszty, minimum 30 tys. euro. Zazwyczaj to władze mają obowiązek stworzyć taki plan. Nie znam też przypadku, żeby plan zabudowy stworzony przez palestyńską społeczność został zatwierdzony przez izraelskie władze - powiedział architekt Alon Koen-Lifszyc z izraelskiej organizacji pozarządowej Bimkom, również zaangażowanej w sprawę Zanuty.
Brak pozwoleń to niejedyny problem
Oprócz brakujących pozwoleń na budowę za koniecznością wyburzenia wioski przemawia - zdaniem władz izraelskich - fakt, że jest ona położona na terenie, gdzie znajdują się zabytki archeologiczne.
Bimkom i ACRI zamówiły ekspercką opinię archeologa Awiego Ofera, który wcześniej prowadził wykopaliska w regionie. Twierdzi on, że izraelskie władze pozwalały już na zabudowę terenów z zabytkami o dużo większej wartości historycznej - np. na starym mieście w żydowskiej części Jerozolimy czy w Hebronie - pod warunkiem, że rozbudowa lub zmiany będą podlegały archeologicznej kontroli.
Po rozprawie Szafik Gattel i inni mężczyźni z wioski odetchnęli z ulgą. Mogą teraz spokojnie udać się do meczetu Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie, by pomodlić się z okazji Ramadanu. Pozwala im na to jednodniowa przepustka na wjazd do Izraela, którą wydano, by mogli stawić się w sądzie.
- Urodziłem się w tej wiosce, mieszkałem tam całe życie. Nawet jeśli zostanie wyburzona, to i tak tam zostanę. Nie mamy dokąd pójść - mówi Badżis At-Tel, jeden z beneficjentów cystern odbudowanych przez PAH w Zanucie.