Warzecha: "Zabrałem PiS 500 + i sprawdziłem, co zostało z rządów Kaczyńskiego" (Opinia)© East News | Wojciech Stróżyk/Reporter

Warzecha: "Zabrałem PiS 500 + i sprawdziłem, co zostało z rządów Kaczyńskiego" (Opinia)

Łukasz Warzecha
28 czerwca 2019

Po odarciu PiS z pakietów socjalnych, zobaczyłem interesujący obraz. Ukazała się partia, która w wielu przypadkach stawia celne diagnozy, za którymi idzie hiperaktywność o bardzo niskiej jakości.

PiS w ciągu jednej niecałej jeszcze kadencji, mocno zmieniło obraz Polski – co do tego nie ma wątpliwości. Gdyby natomiast zadać sobie pytanie: co jest najważniejszą, najbardziej charakterystyczną cechą rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedź w większości przypadków brzmiałaby zapewne: ujęcie się za słabszymi, uboższymi, pokrzywdzonymi.

Warianty tej odpowiedzi mogłyby być różne – usłyszelibyśmy też albo o "przywracaniu ludziom godności", albo o "mocnym obliczu socjalnym". Jak zwał, tak zwał – chodzi o to samo.

Tu obietnice PiS były wyraźne i nie tylko zostały w dużej mierze spełnione, ale wręcz przekroczyły oczekiwania. Tyle że PiS obiecywał znacznie więcej: przebudowę państwa. Spróbujmy zatem zastanowić się, co zostałoby po niemal czterech latach rządów, gdyby z obrazu wymazać sprawy socjalne.

Konserwatyści mogą czuć się zawiedzeni

Zacznijmy od oczekiwań środowisk konserwatywnych. Lewica mogłaby bezrefleksyjnie stwierdzić – jak to się jej często zdarza – że nie ma o czym rozmawiać. A nie ma, o czym rozmawiać, bo PiS faktycznie "chodzi na pasku Kościoła", a poza tym wiadomo, że jest partią antyeuropejskiego ciemnogrodu. Naprawdę?

Czy zatem PiS zmienił cokolwiek w kwestiach, gdzie nadzieje środowisk konserwatywnych były największe? Otóż – niespecjalnie.

Dokonano pewnych zmian, gdy idzie o możliwość interweniowania państwa w życie rodziny – te zmiany były znane pod hasłem nieodbierania rodzicom dzieci za ubóstwo. Ale na tym właściwie koniec.

Nawet zresztą tutaj bilans jest mieszany, bo środowiska takie jak skupione wokół Rzecznika Praw Rodziców alarmowały, że w praktyce niewiele się zmieniło i dzieci nadal bywają odbierane rodzicom pod wątpliwymi pretekstami.

Co więcej, PiS przegłosował regulację, wyraźnie ograniczającą prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, a mianowicie zawarty w prawie łowiec-kim zakaz uczestniczenia osób poniżej 18 lat w polowaniach. Czyli rodzic myśliwy nie może już zabrać swojego dziecka na polowanie. To oczywiście pokłosie osobistych prozwierzęcych fobii Naczelnika.

Przede wszystkim jednak nie wprowadzono żadnych zmian w ustawie antyaborcyjnej – nie tylko bardziej radykalnych, wspieranych przez skrajniejsze środowiska, ale także tej popieranej przez zdecydowaną większość prawej strony, w szczególności przez Kościół: zakazu aborcji eugenicznej.

PiS nie zdecydował też o wycofaniu Polski z Konwencji Stambulskiej, która operuje aparatem pojęciowym lewicy, mówiąc o rodzinie czy płci – mimo że jej stronami nie jest większość krajów Europy Środkowej, a o przystąpieniu do niej zdecydowała jeszcze Platforma.

Tak naprawdę zatem PiS nie ma tu poważniejszych dokonań, a jeśli już, to raczej o lewicowej naturze (kwestia polowań). Gdyby dziś miał oddać władzę, w tych kwestiach stan rzeczy byłby niemal identyczny, jak pod koniec rządów PO.

Majstrowanie przy sądownictwie wychodzi kiepsko

Bardzo ważną obietnicą była zmiana systemu sądownictwa, który miał być sprawniejszy, uczciwszy oraz poddany kontroli.

Diagnoza PiS, dotycząca stanu polskich sądów i wad sędziowskiej korporacji, była w dużej mierze trafna. Niestety, zmiany, które może odczuć przeciętny klient wymiaru sprawiedliwości, to może dziesięć procent całości reformy.

Trwająca wiele miesięcy batalia o Trybunał Konstytucyjny (niebędący zresztą częścią wymiaru sprawiedliwości w ścisłym znaczeniu tego słowa) zakończyła się po prostu wstawianiem do TK własnych sędziów i postawieniem na jego czele zaufanej osoby.

Dziś okazuje się, że ubocznym rezultatem tych zabiegów jest spowolnienie działania Trybunału. Nie ma tu żadnej zmiany systemowej – następna władza użyje wszystkich możli-wych środków, zapewne podobnych do tych, jakich użył PiS, aby TK podporządkować z kolei sobie.

Można było – takie pomysły przedstawiał Kukiz ’15 – sprawić, że TK zyskałby autentyczną niezależność, a jego skład był rezultatem niezbędnego kompromisu. Zamiast tego wybrano zwykłe zawłaszczenie.

Częściowo systemowy charakter mają zmiany w Sądzie Najwyższym – w szczególności utworzenie Izby Dyscyplinarnej – a także wprowadzenie do systemu prawnego instytucji skargi nadzwyczajnej.

Mamy również system losowania sędziów w zwykłych sądach, co do zasady korzystny (choć nie bez wad), ale budzący spore kontrowersje.

Nie ruszono natomiast tego, od czego naprawdę zależy sposób procedowania: kodek-sów postępowania (projekty zmian pojawiają się dopiero teraz) i sposobu organizacji pracy sędziów.

Cywilni pracownicy wymiaru sprawiedliwości – w tym również prokuratury – są na granicy buntu. Problemem jest zaangażowanie odpowiedniej liczby asystentów sędziów, choć samo stworzenie tej potrzebnej instytucji to również zasługa PiS.

Na początku tej drogi była możliwość zyskania poparcia dla zmian w środowisku młodszych, liniowych sędziów poprzez zdemokratyzowanie wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa i danie wszystkim sędziom po jednym, tyle samo ważącym głosie. Nie skorzystano – wybrano drogę partyjnych nominacji. Wielka szkoda.

Na razie trudno jednoznacznie ocenić, jak się skończą manipulacje PiS przy sadownictwie i jaki dadzą rezultat. System został mocno przestrojony, do dawnej postaci pewnie już nigdy nie wróci, ale czy będzie pracował lepiej?

Czy faktycznie – jak twierdzą krytycy – będzie teraz instrumentem tłumienia głosów opozycji (dowodów na razie brak). Czy może następcy zorganizują maraton ustawowy, żeby dostroić go do własnych potrzeb – nie wiadomo.

Jak zreformowano oświatę zobaczymy we wrześniu

Są jeszcze dwie ważne dziedziny wewnętrznej polityki: służba zdrowia i szkolnictwo. Gdy idzie o to drugie, PiS złożył jasną obietnicę likwidacji gimnazjów i jej dotrzymał.

To również zmiana systemowa i również – jak w przypadku sądownictwa – trudno sobie wyobrazić kolejną woltę w tej sprawie, przynajmniej w najbliższym czasie.

Niezależnie od tego, jak krytyczna może być opozycja i jej zwolennicy wobec zlikwidowania gimnazjów, nikt chyba nie wybaczyłby następnej władzy, gdyby po raz kolejny wprowadziła do szkolnictwa destabilizację i zamęt, gimnazja przywracając. Bo, niestety, tak w dużej mierze wyglądała zmiana systemu. O ile samą rezygnację z gimnazjów można uznać za dobry pomysł (znów – diagnoza PiS była celna), to sposób jej przeprowadzenia zdecydowanie nie.

Apogeum chaosu przypadnie na ten wrzesień, a na ustabilizowanie się system będzie potrzebował kolejnych lat.

PiS zużyło ogromne zasoby na przeprowadzenie tej operacji, ale nie wystarczyło ich już na nic innego.

Przede wszystkim nie podjęto fundamentalnej dyskusji o modelu nauczania, a przecież od dawna trwa spór – niestety zmarginalizowany, choć bardzo ważny – czy polska szkoła powinna nawiązywać do tradycyjnego modelu nauki pamięciowej, czy też postawić na skojarzenia albo wiedzę praktyczną.

PiS nie wykorzystał też strajku nauczycieli, aby zmienić zasadniczo ich sytuację. Nie mam tu na myśli pójścia na rękę ZNP, lecz wręcz przeciwnie: głęboką rewizję Karty Nauczyciela lub jej likwidację, bo to ona w wielu przypadkach krępuje rozwój polskiej edukacji.

Okrągły Stół o Edukacji (tak tak, odbywają się kolejne spotkania) to teatr, z którego nie wyniknie nic poza może małymi korektami.

Służba zdrowia - jaka była, taka jest

W sprawie służby zdrowia PiS właściwie niczego konkretnego nie obiecywał. Z pewnością był jak najdalszy od zapowiadania jakichkolwiek elementów urynkowienia usług medycznych – i faktycznie tego nie uczynił. Ale też nie uczynił wiele więcej.

Czas oczekiwania do specjalistów jak liczył się w miesiącach, a nawet latach – tak liczy się dalej. SOR-y jak były zapchane, tak są, może nawet bardziej. Lekarze nadal wyjeżdżają.

Po przeniesieniu świątecznej opieki zdrowotnej do oddziałów szpitalnych, ludzie zamiast iść do pobliskiego ZOZ-u, muszą jeździć czasem na drugi koniec miasta, co jest szczególnie uciążliwe dla starszych osób i często kończy się wezwaniem karetki, czyli dodatkowo obciąża system.

Na dodatek, w ramach obsesyjnego upaństwawiania wszystkiego, co się da, PiS zlikwidował kontrakty z prywatnymi firmami na obsługę systemu ratownictwa medycznego, bez żadnych wyraźnych przesłanek świadczących, że dotychczasowy system się nie sprawdza.

Polityka zagraniczna: "Ho ho ho, co to nie my!"

W polityce zagranicznej mamy wyraźną zmianę kursu – z bardzo mieszanym skutkiem. PiS korzysta z politycznej koniunktury w USA, a korzyści strategicznej ze sprowadzenia do Polski większej liczby amerykańskich żołnierzy prawie nikt nie kwestionuje.

Tyle że nie odbywa się to oczywiście z wielkiej miłości do Polski, ale dlatego, że działa na korzyść amerykańskiego interesu, w tym interesu amerykańskich firm zbrojeniowych. Za tę strategiczną korzyść płacimy i zapłacimy gotówką.

Polityka zagraniczna rządu PiS jest równie jednowymiarowa, jak była polityka zagraniczna poprzedników, tyle że zmienił się jej wektor. W UE jest mnóstwo potrząsania szabelką przy minimalnej skuteczności. Na tym tle odcina się jedynie ostatnie weto w sprawie neutralności klimatycznej, gdy nie byliśmy jedynymi, którzy się je postawili.

To niestety wyjątek – nie udało nam się zbudować koalicji blokującej ani choćby w sprawie tak dla nas realnie ważnej, jak dyrektywa transportowa, ani w sprawie ważnej tylko symbolicznie dla PiS, jaką było nieprzedłużanie kadencji Tuskowi. W nowym europarlamentarnym rozdaniu wszystko wskazuje na to, że PiS pozostanie w zmarginalizowanej po odejściu Brytyjczyków frakcji EKR.

W gruncie rzeczy poza formą naszej obecności w UE niewiele się zmieniło na korzyść od czasów PO. Platforma rezygnowała z realizacji wielu naszych interesów, wychodząc z założenia, że ważniejsze jest trwanie w głównym nurcie.

PiS nieustannie pokrzykuje: "Ho ho ho, co to nie my!" – osiągając niewiele więcej. A czasami zachowując się wręcz jak słoń w składzie porcelany, by przypomnieć skrajnie niedyplomatyczny, arogancki i mający konsekwencje do dziś sposób zerwania kontraktu na Caracale (nie chodzi o samą rezygnację z francuskich maszyn, ale o to, w jaki sposób to zrobiono). Po co to było? Nie wiadomo.

Rozczarowani przedsiębiorcy

Wziąwszy pod uwagę, jakimi obietnicami przychylenia nieba mamił PiS przedsiębiorców w 2015 roku, rezultaty są mikre. Owszem, wprowadzono kilka cząstkowych korzystnych rozwiązań, takich jak mały ZUS czy obniżka CIT, ale dotyczą one bardzo niewielkiej liczby prowadzących działalność gospodarczą.

Gdy słucha się opowieści przedsiębiorców, jasne się staje, że gdzieś pod warstwą opowieści o polskim sukcesie gospodarczym jest druga opowieść – o tych wszystkich, którzy do-stali po głowie w związku z tym, że fiskus ma koniecznie znajdować pieniądze, gdzie się tylko da.

Ciemną liczbę stanowią ci przedsiębiorcy, którzy rezygnują z prób odzyskania należnego im zwrotu VAT – jeśli dojdą do wniosku, że per saldo im się to opłaca, bo w zamian nie ściągają sobie na głowę kontroli Krajowej Administracji Skarbowej. Afera ze zmianą interpretacji w sprawie podatku od niektórych dań w fast-foodach pokazała, że ogłoszona z pompą Konstytucja dla Biznesu pozostaje w dużej mierze fikcją.

Brak realnej reformy aparatu państwa

Jest jeszcze całe mnóstwo drobnych zmian, które świadczą o tym, że PiS układa państwo pod siebie: wyposażenie kolejnych służb (SOK, SOP) w bardzo daleko idące uprawnienia z inwigilacyjnymi włącznie czy ustawa o zgromadzeniach z fatalną instytucją zgromadzenia cyklicznego, skrojoną całkiem wprost na potrzeby partii rządzącej.

Przede wszystkim jednak po stronie obciążeń trzeba partii Kaczyńskiego zapisać brak realnej reformy samego aparatu państwa. Ba, jego wykoślawienie poprzez niekompatybilny z mechanizmem instytucjonalnym układ władzy – z faktycznym liderem pozostającym praktycznie poza państwowymi strukturami (Piłsudski po przewrocie majowym był przynajmniej, jak wiadomo, Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych).

Dziedzictwem PiS, gdy idzie o instytucjonalną sprawność państwa na centralnym poziomie, pozostanie przepychanie ustaw kolanem w ciągu kilkunastu godzin, unikanie trybu konsultacji oraz tworzenia ocen skutków regulacji poprzez wrzucanie faktycznie rządowych projektów ustaw jako poselskich czy tworzenie na bieżące potrzeby polityczne regulacji nieprzemyślanych, a dodatku głosowanych ze złamaniem prawa – jak w przypadku nowelizacji kodeksu karnego, którą przegłosowano prawdopodobnie wbrew regulaminowi Sejmu, a prezydent ma teraz problem, co z tym fantem zrobić.

Absolutnie fatalnym posunięciem – wprost psującym państwo dla chwilowego efektu propagandowego – było obniżenie uposażeń poselskich. To w dodatku decyzja, którą niezmiernie trudno będzie komukolwiek odwrócić, bo jest przykładem modelowego populizmu: coś, co ogromnie szkodzi państwu, ale jest bardzo popularne wśród wyborców.

O tym, co zrobiono z informacją i publicystyką w TVP aż przykro pisać – jaki jest koń, każdy widzi.

Dobre diagnozy i kiepskie wykonanie

Zatem na pytanie: czy PiS rządzi lepiej niż PO – nie ma prostej odpowiedzi. Rządzi inaczej. Skutki wielu z opisanych taktyk będą widoczne dopiero za jakiś czas. Główna i niewątpliwą różnica jest taka, że PO państwem raczej tylko zarządzało. Z nagrań z Sowy i Przyjaciół wynikało, że elita władzy miała świadomość problemów, niesterowności i tego, że państwo jest tylko teoretyczne, ale wybrała drogę nic nierobienia.

Z PiS jest w gruncie rzeczy odwrotnie: za celnymi w wielu przypadkach diagnozami idzie skrojona na potrzeby partii hiperaktywność o bardzo niskiej jakości. Co jest lepsze?

Źródło artykułu:WP magazyn
pisJarosław Kaczyński500 plus
Komentarze (0)