Zażartował o bombie w samolocie. Zapłaci 30 tys. euro
Mężczyzna miał 0,5 promila alkoholu we krwi.
30 tys. euro - tyle będzie musiał zapłacić Polak, który podczas lotu z Warszawy do Hurghady zażartował, że na pokładzie samolotu znajduje się bomba. Piloci zadecydowali o awaryjnym lądowaniu w Burgas. Bomby na pokładzie samolotu nie było, a w krwi 67-letniego Polaka wykazano 0,5 promila alkoholu. Linia lotnicza Small Planet złożyła również zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa.
19 listopada, podczas lotu z Warszawy do Hurghady, jeden z polskich pasażerów poinformował stewardessy, że ma przy sobie ładunek wybuchowy. 67-latek przyznał się, że był to żart, ale mimo to, załoga samolotu rozpoczęła wszystkie procedury bezpieczeństwa. Jednym z działań było awaryjne lądowanie w bułgarskim Burgas. Mężczyzna został przesłuchany, a linie lotnicze Small Planet poinformowały, że żartowniś zostanie obciążony kosztami za przerwany lot. Według wstępnych szacunków, spółka poniosła straty w wysokości ok. 30 tys. euro. Zgłosiła również do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
"Small Planet Airlines sp. z o.o zastosuje wszystkie możliwe środki prawne, aby uzyskać zwrot poniesionych na skutek wywołania fałszywego alarmu bombowego kosztów" - przekazano w oświadczeniu.
Mężczyzna został przesłuchany, a badanie wykazało, że miał we krwi 0,5 promila alkoholu. Trafił do bułgarskiego aresztu, z którego po wpłaceniu kaucji został wypuszczony. Grozi mu teraz od 3 do 15 lat więzienia.