Zawieszona kawa - wspaniała inicjatywa!
"Poproszę pięć kaw. Trzy dla nas, a dwie zawieszone"
To prawdziwa historia:
Wszedłem do małej kawiarni z przyjaciółką, każde z nas zamówiło coś dla siebie. Gdy siadaliśmy przy stoliku, dwóch ludzi podeszło do bufetu: - "Pięć kaw. Trzy dla nas, a dwie zawieszone" - powiedzieli. Płacą, biorą swoje trzy filiżanki i wychodzą. Pytam przyjaciółki: - "Co to są zawieszone kawy"? Ona odpowiada: - "Poczekaj, zobaczysz".
Jeszcze kilka osób weszło do kawiarni. Dwie kobiety zamówiły kawę, zapłaciły i wyszły. Następne zamówienie to siedem kaw dla trzech adwokatów: - "Trzy dla nas i cztery zawieszone". Rozważając co to takiego zawieszone kawy, podziwiam piękny widok w słonecznej pogodzie. Nagle otwierają się drzwi. Mężczyzna w zniszczonym ubraniu wyglądający jak żebrak, podchodzi do kelnerki i pyta uprzejmie: - "Czy masz może zawieszoną kawę"?
Mechanizm jest prosty jak budowa serca: ludzie płacą z góry za kawę przeznaczoną dla tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na kupienie gorącego napoju. Tradycja zawieszonej (sospeso) kawy pojawiła się w Neapolu i rozprzestrzeniła po całym świecie. Jest obecna w wielu wielkich miastach. Historię powyżej opisał Luciano De Crescenzo w ksiażce "Il caffe sospeso" (warto to podkreślić, bo opowieść krąży po facebooku anonimowo). W Neapolu, w niektórych miejscach, oprócz zawieszonej kawy można zamówić kanapki, a nawet obiad.
Dlaczego opisujemy tę historię? Okazało się, że już rok temu pewien człowiek postanowił wprowadzić ten zwyczaj w Warszawie. Człowiek nazywa się Aleksander Każurin i pochodzi z Kijowa. Na Ukrainie miejsc, gdzie można zamówić zawieszone produkty jest blisko sto - w tym restauracje, księgarnie, a nawet apteki. Pomysł "sprzedał" mu jego znajomy, dziennikarz z Charkowa. Pomógł mu też przy samym projekcie - załatwił naklejki, logotypy oraz plakaty.
- Dlaczego pan to robił? - zapytaliśmy go. - Polacy ciągle mówią o braku integracji społecznej. Próbowałem to zmienić, tym bardziej, że potrzeba do tego jakiegoś większego zaangażowania. Wystarczy naklejka na drzwiach lokalu lub przy barze.
Aleksander ruszył po Warszawie by namówić jak najwięcej właścicieli do wzięcia udziału w tej inicjatywie. Niektórzy pytali wprost - a co ty z tego masz? Nic - odpowiadał i na tym się kończyła rozmowa. Niektórzy nie mogli uwierzyć, że ktoś poświęca swój czas, by działać w ten sposób. - A ty co, święty? - zapytano go w innym miejscu. - Nie. Nie święty, ale chciałbym ten zwyczaj rozpowszechnić, bo uważam że jest wspaniały.
Udało mu się namówić zaledwie 7 kawiarni. Nie pamięta już nazw wszystkich. - na pewno Biały Koniczek (na Kredytowej), Grawitacja (Browarna). Pełna lista znajduje się na stronie projektu. * - Czy jeszcze to kontynuują?* - Nie wiem - mówi nam Aleksander. Wyprowadził się już z naszej stolicy. Teraz próbuje namawiać na zawieszone kawy w innych miastach.
Czy zawieszona kawa ma szanse rozpowszechnić się w stolicy? Czy warszawiaków stać na taką bezinteresowność? My myślimy, że tak.
Zobaczcie też na wideo jak to działa na Ukrainie.