Wyniki wyborów: Rafał Trzaskowski prezydentem Warszawy. Sondaż: najlepszy wynik w historii
To jest nokaut. Rafał Trzaskowski wygrywa wybory w Warszawie w I turze. Według exit polls IPSOS dla TVN24, TVP Info i Polsat News ma najlepszy wynik w historii wyborów w stolicy - 54,1 proc. Patryk Jaki zrobił znakomitą kampanię i dlatego jego porażka z wynikiem 30,9 proc. jest jeszcze większa.
Rafał Trzaskowski przez całą kampanię słyszał, że jest nudny, sztywny, nie umie porywać tłumów. Że na wiecach zero entuzjazmu. Że nie ma kontaktu z wyborcami. Że jest warszawiakiem, który został posłem-spadochroniarzem w Krakowie, tylko po to, żeby wrócić do Warszawy. A w ogóle to wcale nie chce być jej prezydentem, bo to co go tak naprawdę obchodzi, to Unia Europejska.
To Patryk Jaki brylował w mediach, to Patryk Jaki nadawał ton kampanii, to on wyskakiwał z kolejnymi inicjatywami. To Jaki rozdawał kiełbasę na plaży, to Jaki założył Jaki Cafe, to na zdjęciach z kampanii Jakiego było - w obiektywach fotoreporterów - pełno ludzi. To Jaki, gdy wszedł do gry o fotel prezydenta Warszawy, w okamgnieniu z plebiscytu samorządowego zamienił go w plebiscyt polityczny.
A teraz – jeśli dane się potwierdzą - to rywal kandydata PiS został autorem największego wyborczego sukcesu Platformy w Warszawie od czasu, gdy prezydenta wybieramy w bezpośrednich wyborach. I tak, od lat wiadomo, że Warszawa to dla PiS trudna do zdobycia twierdza. Właściwie partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyła ją tylko raz – gdy prezydentem stolicy Polski został jego świętej pamięci brat.
Ale gdyby Trzaskowski był drewnianym, sztywnym, aroganckim nudziarzem – którą to narrację, wydawałoby się skutecznie przykleili do niego w mediach przeciwnicy – to by nie wygrał. Po prostu nie namówiłby warszawiaków do wyjścia z domu.
Tymczasem całą Polskę obiegły zdjęcia potężnych kolejek do lokali wyborczych w stolicy. Przy wysokiej frekwencji warszawiacy wybrali Trzaskowskiego.
To porażka Patryka Jakiego. Gdyby Trzaskowski nie wygrał w I turze, przypominałbym wszystkim do upadłego rok 2005. Pamiętacie ogólnopolskie wybory prezydenckie? Po I turze pół Polski namaściło Donalda Tuska na prezydenta RP. Dwa tygodnie później Platforma łykała gorzkie łzy podwójnej porażki, a bracia Kaczyńscy triumfowali, meldując jeden drugiemu wykonania zadania.
Teraz zadanie wykonał Trzaskowski - co zresztą zameldował już Grzegorzowi Schetynie na wieczorze wyborczym. Według wyników exit polls IPSOS dla TVN24, TVP Info i Polsat News – kandydat Koalicji Obywatelskiej z czteroprocentowym zapasem sił. W porównaniu z poprzednimi wynikami warszawskich wyborów Trzaskowski wygrał z najwyższym wynikiem w I turze. Hanna Gronkiewicz Waltz przy obu swoich zwycięstwach nie przekroczyła 54 proc. głosów. Trzaskowskiemu - jeśli po podliczeniu wszystkich głosów wynik się nie zmieni - to się udało.
To była najważniejsza batalia tej kampanii. Tu nikt nawet nie ukrywał - niestety - że nie chodziło o samorząd. To było starcie PiS i PO, i dwóch chyba najbardziej wyrazistych postaci młodego pokolenia największych polskich partii. Nieprawdopodobnie ambitnego, przebojowego, umiejącego się zaadaptować do każdych warunków Patryka Jakiego - i przez lata pozostającego nieco w cieniu Rafała Trzaskowskiego. Trzaskowskiego, co do którego Schetyna na wieczorze wyborczym wyraził nadzieję, że będzie rządził Warszawą nie pięć, a dziesięć lat - i nie będzie konkurował z nim o przywództwo w partii.
Partii, dla której - jak i dla całej Koalicji Obywatelskiej - to była bitwa o wszystko. Jeśli opozycja przegrałaby Warszawę, swój najważniejszy bastion, oznaczałoby to, że naprawdę nie potrafi już wygrywać. Oznaczałoby, że polityczne wahadło w największym polskim mieście wychyliłoby się w prawo.
Dla PiS zwycięstwo w Warszawie to byłby triumf nad triumfy. A dla samego Patryka Jakiego – trampolina do kariery politycznej i gry o najwyższe stawki. Zagrał va banque i przegrał.
Fakt, biada komuś, kto stanie w przyszłości w jakichkolwiek wyborach naprzeciw Jakiego, i nie będzie miał za sobą poparcia liberalnego stołecznego miasta. Jaki ma charyzmę, pomysły, dynamikę. Zabrakło mu tylko jednego.
Autentyczności. Warszawa nie kupiła "spadochroniarza" z Opola, który jeździł do Sofii porównywać metro w polskiej i bułgarskiej stolicy. Który był sojusznikiem kierowców, a nie pieszych, bo przeszkadzały mu słupki na chodnikach, blokujące autom zastawianie każdego skrawka wolnej przestrzeni. Wiceministra rządu PiS, który obiecywał złote góry dla miasta od rządu PiS, jeśli wygra - i sugerował zakręcenie kurka z kasą dla Trzaskowskiego, jeśli z nim przegra. Który narzekał na warszawskie tramwaje, podczas gdy każdy warszawiak, i każdy, kto tramwajami w stolicy jeździ od lat, widzi, jaka nastąpiła tu zmiana. W pojedynku na wizerunek paradoksalnie wygrał może mniej wyrazisty, za to najwyraźniej bardziej "warszawski" Trzaskowski. I to on pokieruje Warszawą przez pięć lat.