Dr Hubert Kowalski z Instytutu Archeologii UW tłumaczy, że pod koniec XVII wieku Szwedzi rabowali dzieła sztuki w Warszawie i spławiali je statkami do Gdańska. - Czasami jednak łodzie były przeładowane i tonęły - dodaje.
O skarbach, jakie kryje Wisła było już głośno w 1906 r. Wtedy to warszawscy piaskarze wyłowili część zatopionych fragmentów i detali architektonicznych. Do przeszukiwania dna rzeki powrócono po ponad 100 latach - w 2009 r.
Przez ponad dwa lata grupa archeologów i badaczy próbowała namierzyć resztę obiektów "zgubionych" przez Szwedów ok. 1655 r. W końcu udało się ustalić, że skarby mogą spoczywać na wysokości Cytadeli, co okazało się prawdą.
Niestety prace zostały wstrzymane - przez Warszawę przetoczyła się fala powodziowa, która zasłoniła namierzone obiekty. Na szczęście napływ wody nie zmienił położenia większych skarbów i w listopadzie naukowcy mogli rozpocząć wielkie łowy. Płetwonurkowie z pomocą dźwigu wyciągnęli skarby ukryte na dnie rzeki.
Co zgubili Szwedzi w Wiśle? - Po tym co nam się udało wyłowić z rzeki, widać, że są to fragmenty posadzek, łuków, kawałki loggi, różnych większych budowli. To są gzymsy, to są parapety. W zasadzie wszystko co było marmurowe, co można było zdjąć z wnętrz pałacowych, z wnętrz zamkowych. Na 90% mamy tu do czynienia z rzeczami z wczesnej fazy budowy Zamku Królewskiego - powiedział dr Hubert Kowalski.
Kowalski podkreśla, że znalezisko jest bezcenne. Świadczy o tym m.in. dobrze zachowany herb rodowy Wazów datowany na 1610 r.
Wyłowione skarby trafią najprawdopodobniej do Muzeum Historycznego m.st. Warszawy. Wcześniej zostaną dokładnie zbadane i oczyszczone.