Warszawa. Tłumy w pubie na "szkoleniu piwnym". Właściciele lokali walczą o przetrwanie
Wielu właścicieli pubów czy restauracji, które od wielu tygodni zamknięte są przez wprowadzone restrykcje, nie ma już nic do stracenia. Mimo zakazu część lokali otwiera się, próbując na różne sposoby obchodzić narzucone obostrzenia.
Kwarantanna spowodowała dotychczas upadek wielu popularnych lokali. Jak dowiedział się portal "Money.pl", kryzys dotknął m.in. jeden z najbardziej znanych pubów proponujących piwa rzemieślnicze, który dotychczas funkcjonował w trzech lokalizacjach w Warszawie oraz w jednym miejscu w Łodzi. Pandemię przetrwał tylko jeden lokal w stolicy.
Centrum Warszawy. Na pozór wszędzie pusto, cicho i spokojnie. Przez pobliskie ulice nie przelewają się wieczorem jak dawniej tłumy imprezowiczów zmierzających do śródmiejskich barów. Puby i okoliczne restauracje mają pozasłaniane okna, a popielniczki przy wejściu nie zrzeszają już palących mieszkańców miasta na zapoznawczych rozmowach.
Warszawa. "Piwne szkolenia" w centrum miasta. Tam czas się zatrzymał
Z zewnątrz lokale wyglądają na zamknięte. Podobnie jest w przypadku wspominanego pubu piwnego. Jednak wystarczy pociągnąć za klamkę i wejść do środka. A tam – czas się zatrzymał w 2019 roku.
Ludzi bez maseczek, którzy nie słyszeli o dystansie społecznym, nie brakuje, większość stolików jest zajęta.
Jak się okazuje miejsce to organizuje "piwne szkolenia", a zawartość szklanki to "materiał szkoleniowy". Warszawiacy zainteresowani Piwną Akademią muszą opłacić szkolenie przy barze. Koszt dołączenia do przedsięwzięcia to 10 zł. Płatność możliwa jest tylko gotówką.
W pubie przygotowany został "programy szkolenia", który można znaleźć na każdym stoliku. Możemy tam przeczytać m.in. o "chmielowym spacerze do baru". Jest tam zamieszczona prośba o podchodzenie po "materiały szkoleniowe" pojedynczo. Przybyli na kurs mają okazję nauczyć się także "poprawnie trzymać szklankę i unosić kufel".
Właściciele pubu oferują uczestnikom szkolenia także "egzamin", który można powtarzać do woli, aż wynik będzie satysfakcjonujący.
Warszawa. Właściciele otwierają lokale. To akt desperacji
Pomimo że przygotowana przez lokal oferta może na pierwszy rzut oka rozbawić, w rzeczywistości sytuacja jest dramatyczna. Jak powiedział w rozmowie z "Money.pl" właściciel lokalu z centrum Warszawy, w którym organizowane jest "szkolenie piwne", nie wie on co wydarzy się za kilka dni czy za tydzień.
- Za trzy dni muszę zapłacić 250 tys. złotych zaległego czynszu. Z czterech lokali został nam jeden – przyznał.
Zazwyczaj decyzja dotycząca otwarcia lokalu jest aktem desperacji.
Głośno jest ostatnio o planowanym przez przedsiębiorców otwarciu poszczególnych branż od najbliższego poniedziałku.
Wznowienie działalności zapowiadają m.in. posiadacze hoteli, pensjonatów, restauracji i wyciągów narciarskich, dla których narzucony twardy lockdown równoznaczny jest z pozbawieniem ich dochodów. Dlatego część z nich zapowiedziała tzw. góralskie veto i otwarcie swojej działalności już 18 stycznia.