Warszawa. Proces oskarżonych w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów. Wyjdą na wolność
Warszawski Sąd Okręgowy wydał w środę decyzję o zamianie aresztu wobec trzech oskarżonych w tym procesie na dozór policyjny. Na kolejną rozprawę 16 września przyjdą już z własnych domów. W zamknięciu spędzili trzy lata.
To jedna z najbardziej zagadkowych spraw kryminalnych w Polsce. Do zbrodni, w której życie stracili były premier w komunistycznych rządach, Piotr Jaroszewicz, oraz jego żona, Alicja Solska, doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w ich domu w Aninie przy ulicy Zorzy 19. Przez wiele lat nie udawało się wyjaśnić tego koszmarnego zdarzenia.
Nie wiadomo, w jaki sposób włamywacze dostali się do jednorodzinnego domu, dobrze chronionego przez intruzami, pilnowanego przez groźnego psa. Jaroszewicz był zawsze uzbrojony. Tymczasem, jak wynikało z ustaleń śledztwa, mordercy spędzili w domu ofiar wiele godzin, torturowali je, mężczyznę udusili, a kobietę zabili strzałem w tył głowy ze sztucera znalezionego w domu.
Motyw rabunkowy, założony w toku dochodzenia, nie znajdował podstaw - wiele cennych rzeczy pozostało na swoich miejscach, a zniknęły przede wszystkim notatki Piotra Jaroszewicza.
W śledztwie popełniono wiele błędów i zaniedbań. Zniknęło wiele cennych śladów. Jednak w 1994 roku rozpoczął się proces domniemanych sprawców: Krzysztofa R. (ps. "Faszysta"), Wacława K. (ps. "Niuniek"), Jana K. (ps. "Krzaczek") i Jana S. (ps. "Sztywny"), których jako winnych wskazała konkubina jednego z oskarżonych. W 2000 roku sprawa zakończyła się uniewinnieniem.
Warszawa. Proces oskarżonych w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów. Wyjdą na wolność
Dopiero w 2018 roku w związku z zabójstwem zatrzymano trzech podejrzanych, z których dwóch przyznało się do winy i złożyło obszerne wyjaśnienia. To członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych. Proces rozpoczął się rok temu przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiedli Robert S., Marcin B. i Dariusz S.
Po trzyletnim areszcie mężczyźni będą teraz odpowiadać z wolnej stopy, jedynie zastosowany będzie wobec nich dozór policyjny. Sąd nie wystąpił bowiem w środę do sądy apelacyjnego o przedłużenie aresztu.
Dozór oznacza, że będą musieli stawiać się na komendzie policji dwa razy w tygodniu. Nie wolno im kontaktować się między sobą i nawiązywać relacji ze świadkami. Nie mogą też opuścić granic Polski.
Decyzja sądu, podjęta w środę, wywołało niezadowolenie prokuratorów. Prokuratura Okręgowa w Krakowie zapowiada złożenie zażalenia.