Warszawa. Poszliśmy do pływalni. Na basenie nie boimy się koronawirusa
Zaczęło się lato - a jednocześnie wciąż trwa epidemia. Sprawdziliśmy, jak wygląda powrót warszawiaków na baseny. Mimo zaleceń, w przebieralniach nie nosimy maseczek i regularnie zapominamy o zachowaniu dystansu. Ale jeszcze nie jest najgorzej, bo frekwencja na pływalniach jest dużo mniejsza niż przed koronawirusem. Co jednak będzie działo się w środku lata?
W ramach łagodzenia obostrzeń po pierwszej fali epidemii koronawirusa od 6 czerwca rząd pozwolił otworzyć baseny i sauny. 20 dni później wciąż nie wszystkie pływalnie są czynne - ale wiele już zaprasza klientów. Odwiedziliśmy działające kryte baseny w Warszawie, żeby sprawdzić, czy użytkownicy przestrzegają obostrzeń.
I wygląda na to, że o wielu środkach bezpieczeństwa już nie pamiętamy. Najmniej przestrzeganą zasadą jest z całą pewnością obowiązek noszenia maseczki w przebieralni. Fakt, bo jak zdejmować bluzy i koszulki w maseczce na twarzy? Dalej bywa i śmieszno i straszno, gdyż ludzi na basenach jeszcze nie ma dużo. Natomiast jak już się zbiorą, to o zachowaniu dystansu łatwo zapominają.
Warszawa. Basen Warszawianka. "Zdarzają się jednostki"
Wodny Park Warszawianka otworzył się już przed dwoma tygodniami. - Na całym obiekcie umieściliśmy informacje z zasadami, których prosimy przestrzegać dla wspólnego bezpieczeństwa – czytamy na profilu basenu na Facebooku. Dyrekcja prosi, aby pamiętać o zachowaniu dystansu i konieczności zakrywania nosa i ust. Osłona twarzy ma być zdjęta w przebieralni dopiero przed wyjściem pod prysznic.
Pytam dyrekcję pływalni, jak to jest z tymi zasadami. Zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Rozwoju z basenu korzystać może nie więcej niż 50 proc. maksymalnego obłożenia. Ten limit jednak na razie nie jest zagrożony, obiekt odwiedza znacznie mniej klientów niż przed epidemią.
- Klienci przestrzegają zasad bezpieczeństwa. Zdarzają się jednostki, które wchodzą na obiekt bez maseczki, ale staramy się zwracać w miarę możliwości uwagę takim osobom. Na jednym torze mogą przebywać cztery osoby. Klienci się do tego stosują. Ratownicy są zobowiązani do pilnowania liczby osób na torze – informuje mnie dyrekcja Warszawianki.
Basen po raz pierwszy odwiedzam rano. Ok. godz. 9 wchodzę do holu. Przed bramką stoi grupka pięciu młodych chłopaków. Już wyszli z basenu. To największe skupisko osób, jakie zauważyłam. I nie mają maseczek. Podczas kupowania biletu w kasie pani zza przyłbicy informuje, że maksymalna liczba osób na torze to cztery, ale obecnie limit ten nie jest przekroczony. W szatni pan, także wyposażony w przyłbicę, sprząta podłogę. Innych ludzi w szatni prawie nie ma. Przy szafkach i suszarkach zauważam dozowniki z płynem dezynfekcyjnym.
Na samym basenie jest już trochę ciaśniej. Grupa sportowców ćwiczy na wyznaczonych torach z trenerami. Poza osobami na treningu na siedmiu torach pływa łącznie 12 osób. Czyli: w limicie. W strefie jacuzzi i biczy wodnych też jest pustawo - jedna osoba dorosła i troje dzieci.
Na ten sam basen wracam wieczorem, żeby sprawdzić, czy coś się zmieniło. Tak - ruch jest zdecydowanie większy, ale nadal nieduży. Nie ma już trenujących sportowców. Tory są zapełnione zgodnie z zaleceniami. Na 10 torach pływa łącznie 20 osób.
Za to w strefie rekreacji i jacuzzi Warszawianki zasady już kompletnie nie obowiązują. W jacuzzi radośnie pluskają się trzy osoby. W strefie dla dzieci prawdziwe zbiorowisko. O zachowaniu żadnych odstępów nie ma mowy.
W szatni o maseczkach również nikt nie pamięta. Chociaż jest dużo ciaśniej niż rano, i nie ma większych szans na utrzymanie dwumetrowych odstępów.
Warszawa. Basen Inflancka. "Jesteśmy 'oklejeni' co pięć metrów. I nic"
Na basenie w Ośrodku Inflancka jest jeszcze mniej osób niż na Warszawiance. Basen jest czynny od 10 dni, ale chyba jeszcze wielu warszawiaków o tym nie wie. Na ośmiu torach pływają łącznie trzy osoby. W strefie rekreacyjnej jest sześć osób, z czego troje to dzieci. W środku dnia jest tu cicho i bezpiecznie.
Pytam pracownika recepcji o zasady bezpieczeństwa. - Na płytę basenu możemy wpuścić maksymalnie 70 osób. Na każdym torze pływackim mogą pływać cztery osoby. Na siłownię możemy wpuścić 10 osób, na saunę 15. Liczba osób jest sprawdzana przy zakupie biletów. Mamy to w systemie – tłumaczy.
I podkreśla od razu, że frekwencja jest bardzo niska. - Ludzie albo nie wiedzą, że się otworzyliśmy, albo rzeczywiście boją się przychodzić. Jeszcze nie doszliśmy do takiego limitu, żeby osoby czekały przed kasą, aż zwolni się miejsce w szatni – zaznacza od razu. Dziennie na Inflancką przychodzi teraz średnio 200-250 osób. To mniej więcej jedna czwarta tego, co było wcześniej. I nie ma różnicy, czy jest to dzień powszedni czy weekend.
Pracownik z basenu na Inflanckiej podkreśla, że jest zdecydowanie mniej osób niż przed epidemią także dlatego, że odpadły zajęcia zorganizowane - dla seniorów i aquaerobik.
Tu oczywiście też, wchodząc do holu, mamy obowiązek zakrycia nosa i ust. - Jest z tym bardzo różnie, żeby nawet nie powiedzieć, że źle – zauważa mój rozmówca. Chociaż jesteśmy tak "oklejeni", że mniej więcej co pięć metrów jest jakaś informacja: zakryj usta, dbaj o innych, trzymaj dystans. Przecież nikt nie wymaga, żeby nosić maseczkę, tam gdzie jest woda! – dodaje.
W przebieralni maseczka jest zalecana, pod prysznic można już wejść bez niej. Tak zalecił sanepid. Pracownik przyznaje, że z respektowaniem tych zaleceń jest gorzej. Za to pod prysznicem czynna jest co druga kabina - a więc mamy zalecany dystans.
Wkrótce na Inflanckiej ruszą zajęcia z aquaerobiku. - Trzeba się było namyśleć, jak je zorganizować, bo ludzie się na nich grupują. W przypadku zajęć zorganizowanych zmniejszyliśmy liczbę uczestników. Wcześniej było maksymalnie 15 osób, teraz będzie 8. Będzie też mniej zajęć, a odstępy między nimi będą większe, żeby grupy się nie zazębiały – tłumaczy mój rozmówca.
Warszawa. Basen OSiR Żoliborz. "Seniorzy przestrzegają zasad. Młodzi róźnie"
Odwiedzam kolejny basen, w Ośrodku Sportu i Rekreacji m.st. Warszawy w Dzielnicy Żoliborz przy ul. Potockiej. Działa od mniej niż dwóch tygodni.
- Proszę założyć maseczkę – słyszę od razu po przekroczeniu progu od pani w szatni. Po holu energicznie kręci się ochroniarz, który bacznie mi się przygląda. W maseczce na twarzy wkraczam do przebieralni. Pusto. Pod prysznicami odgrodzona co druga kabina. Wchodzę na basen. Na torach trzy osoby. W strefie rekreacyjnej cztery, z czego jedno to dziecko.
- Na pewno jest mniej osób, niż przed epidemią. To jedna trzecia wcześniejszego obłożenia – potwierdza Edyta Kordowska z działu marketingu żoliborskiego OSiR-u.
Na hali basenowej jest basen sportowy, basen rekreacyjny, brodzik rekreacyjny, brodzik dla maluszków i jacuzzi. Obowiązuje limit osób. W hali może przebywać 70 osób jednocześnie. - Ale nie ma tylu osób. Ludzie są chyba jeszcze wystraszeni – dodaje od razu.
Na torze mogą pływać maksymalnie cztery osoby, ale – jak zaznacza moja rozmówczyni - jeszcze nie było takiego obłożenia. Mieszkańcy przychodzą dość ostrożnie. Dopiero od tego tygodnia zaczęli pojawiać się rodzice z małymi dziećmi.
- Wszystko bardzo ostrożnie się zaczęło, ale dziś byliśmy mile zaskoczeni. W godzinach porannych, które zawsze były mocno oblegane, przyszło więcej osób. W zajęciach chętnie uczestniczą też seniorzy - wyjaśnia Kordecka.
Zaraz jednak dodaje, że grupę seniorów na pływalni mocno "przetrzebiło". - Wielu się boi. Ale są też stali bywalcy. Oni się nie boją. Stwierdzili, że tu czują się bezpieczniej, bo woda jest chlorowana. No i oni seniorzy rzeczywiście bardzo przestrzegają zaleceń – mówi.
Jak podkreśla przedstawicielka OSiR-u, w całym ośrodku co kilka kroków są naklejone informacje o środkach bezpieczeństwa. - Nawet z ciekawości obserwowaliśmy, czy ktoś to czyta. Seniorzy czytają. Bo młodzi to różnie. Jeden spojrzy, rzuci okiem, inny się zatrzyma, ale trzech kolejnych wejdzie nie czytając - przyznaje Edyta Kordowska .
Moja rozmówczyni podkreśla, że klientów na wejściu, co już sama zauważyłam, pilnuje ochrona. - Pan ochroniarz ma co robić. Narzekał nawet, że nie ma czasu usiąść. Pilnuje, żeby w holu było w tym samym czasie maksymalnie 10 osób. Osoba z obsługi technicznej wychodzi w maseczce na zewnątrz i sprawdza, żeby ludzie się nie grupowali - tutaj chodzi głównie o weekendy, bo w tygodniu raczej nie ma takiego problemu.
- Muszę powiedzieć, że ludzi trzeba jednak pilnować. Ale nie ma żadnych afer, klienci słuchają, jest dyscyplina – zauważa pracownica basenu na Żoliborzu.
Mimo że aby dostać się na pływalnię klienci muszą w maseczkach pokonać ochroniarza, a potem jeszcze panią w kasie i kolejną w szatni, to już w tym ostatnim miejscu maseczek na twarzach nie zauważam. Podobnie w przebieralni nikt o maseczkach nie pamięta. Za to pod prysznicem znów wyłączona jest co druga kabina.
Kordecka podkreśla, że szatnie są dezynfekowane. Na widoku wisi lista z podpisami obsługi dezynfekującej. Są przerwy na dezynfekcję. W ramach zaleceń sanitarnych wyniesiono z holu i przebieralni wszystkie ławki i krzesła. Wyłączona jest też część suszarek.
Pracownicy ośrodka zauważają, że na basen przychodzi coraz więcej osób. Ostatni weekend był dużo lepszy niż poprzedni. Im bliżej wakacji, tym więcej klientów. - Troszkę utrudnień jest, ale ludzie szybko się przyzwyczaili. Nie narzekają. Cieszymy się, że pływalnia wreszcie ożyła – mówi mi na koniec pani Edyta.
Chociaż rządowe obostrzenia zostały zniesione trzy tygodnie temu, a wakacje już się zaczęły, wciąż wiele basenów w Warszawie pozostaje zamkniętych. Nadal nieczynny jest m.in. basen w Pałacu Kultury i Nauki oraz basen w Centrum Sportowo-Rehabilitacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Wkrótce i one otworzą się na wszystkich chętnych, a w wakacje - które więcej niż zwykle osób spędzi w mieście - baseny czeka prawdziwy test bezpieczeństwa. Same placówki go raczej zdadzą. Czy zdadzą go klienci - nie jestem taka pewna.