Warszawa. Policjanci z Mokotowa zatrzymali… Brzęczyszykiewicza. Amator batoników, starych filmów i wódki
Awantura w osiedlowym mokotowskim sklepie. Nietrzeźwy klient, który chciał kupić wódkę, wpadł w złość. Bo sprzedawca odmówił. Tak zaczęła się historia, która ma swój koniec na komendzie policji na Malczewskiego.
Awantura w osiedlowym mokotowskim sklepie. Nietrzeźwy klient, który chciał kupić wódkę, wpadł w złość. Bo sprzedawca odmówił. Tak zaczęła się historia, która ma swój koniec na komendzie policji na Malczewskiego.
Zanim jednak doszło do zatrzymania 30-latka, sprzedawca musiał stoczyć z nim walkę niemal dosłownie do krwi. - Ledwo stojąc na nogach, z trudem wybełkotał, że chce butelkę wódki. Sprzedawca oświadczył, że nie sprzeda mu, gdyż jest nietrzeźwy. Nie spodobało mu się to. Zażądał więc sprzedaży paczki papierosów. Nie miał jednak czym zapłacić, ponieważ twierdził, że rozładował mu się telefon - opisywał policjant. - Po dwóch nieudanych próbach zakupowych zgarnął garścią pudełka, stojące na ladzie 10 batonów i wybiegł ze sklepu - relacjonuje Robert Koniuszy z mokotowskiej policj
Ale że nie był w pełni sprawny na skutek wypitego już alkoholu - jak określił to policjant, ledwo trzymał się na nogach - z ucieczką nie poszło mu najlepiej. Okradziony sprzedawca złapał złodzieja i chciał mu zabrać swój towar. Mężczyzna bronił batonów jak lew - gryzł sprzedawcę i drapał po twarzy.
Warszawa. Policjanci z Mokotowa zatrzymali… Brzęczyszykiewicza. Bardzo potrzebował batoników i wódki
Uspokoił się dopiero, jak unieszkodliwili go ochroniarze z pobliskiej instytucji, którzy obserwowali tę zaciekłą walkę. Ale wtedy zebrało mu się na żarty, więc kiedy zabrała go policja i poprosiła o personalia, powiedział, że nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. Widocznie naoglądał się "Jak wywołałem drugą wojnę światową" i zafascynował się bohaterem tego filmu.
Policjanci ustalili jego prawdziwe dane na komisariacie i usłyszał zarzuty kradzieży rozbójniczej. Prokurator zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci policyjnego dozoru. Kara, jaka mu grozi to nawet 10 lat pozbawienie wolności.