Wardęga o zatrzymaniu: Było wykręcanie łap. Policja zaprzecza
Wersje obu stron są skrajnie różne. Youtuber prosi internautów o publikowanie w sieci relacji wideo ze zdarzenia.
W warszawskim metrze w miniony wtorek doszło do nietypowego zdarzenia. Popularny Youtuber w stroju Lorda Dartha Vadera został zatrzymany przez policję. Pisaliśmy o tym tutaj. Wardęga wspomina o wykręcaniu rąk, bezpodstawnym zatrzymaniu jego operatora i skandalicznym zachowaniu jednego z pracowników metra, który miał powiedzieć: "pewnie ma bombę pod peleryną". Gwiazda sieci publikuje swoją wersję wydarzeń i prosi internautów o pomoc.
"Chcieliśmy zacząć nagrywać film od czegoś delikatnego, a skończyło się w komisariacie z wykręconymi łapami. (...)To zajście było kręcone przez wiele osób. Bardzo proszę was o przesłanie do mnie materiałów, bo w pewnym momencie nasza kamera została wyrwana przez pracowników metra. Bardzo proszę o udostępnianie tego posta, by informacja dotarła do osób, które były świadkami zajścia" - czytamy w oświadczeniu Wardęgi. Youtuber dodaje także swoją wersję wydarzeń: "Dziś przeczytałem w jednym z artykułów, że rzecznik metra twierdzi, iż zostałem zatrzymany, bo szarpałem ludzi w metrze. Jedyną interakcją z pasażerami, jaka miała miejsce, było duszenie Wapniaka z odległości 5 metrów i słowa do operatora: "pamiętaj, że bateria w kamerze słaba". Aha, i jakiś chłopak robił sobie ze mną zdjęcie. Jedynymi szarpanymi osobami byłem ja i mój operator" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu Wardęgi.
- Niezależnie od oświadczenia pana Wardęgi, ja swoich zeznań nie zmienię. Sytuacja, która miała miejsce w warszawskim metrze, nie polegała na zatrzymaniu osoby, która jest w przebraniu. Pan Wardęga agresywnie zachowywał się w stosunku do pasażerów pociągu metra i nie zastosował się do poleceń wartownika, który poprosił go o opuszczenie składu i wyjaśnienie sytuacji. Na tej podstawie został wezwany patrol policji, który prowadził zatrzymanie - mówi WawaLove.pl Anna Bartoń, rzecznik prasowy warszawskiego metra.
Youtuber zwraca uwagę także na zachowanie jednego z pracowników metra: "Gdy dojeżdżaliśmy już na metro Centrum, to jeden z pracowników metra na cały wagon powiedział: 'pewnie ma bombę pod peleryną', czym mógł wywołać panikę". Bartoń nie chce odnieść się do tego fragmentu relacji Youtubera: - Nie będę komentować tego typu wpisów.
"Nie było żadnego zatrzymania"
- Otrzymaliśmy informację od dyspozytora ruchu metra warszawskiego, że w wagonie jest mężczyzna w przebraniu, który zaczepia pasażerów. Funkcjonariusze poprosili mężczyznę o opuszczenie wagonu, czego nie uczynił. Policjanci na podstawie informacji od dyspozytora i zachowania mężczyzny podjęli interwencję - mówi WawaLove.pl Artur Chwiłka, oficer prasowy komisariatu metra.
Wardęga jest oburzony zachowaniem funkcjonariuszy: "Jedno mi się w tym wszystkim nie podoba. Mój operator stał sobie i nagrywał wszystko, nie uczestnicząc w wydarzeniach. Jednak w pewnym momencie służby metra zaczęły nim szarpać i zabierać mu kamerę. Wykręcono mu ręce, a na pytanie: za co? dostał odpowiedź: 'Twoja kamera za daleko sięgała'. Oczywiście przed komisariatem puszczono go, bo się okazało, że nie ma go za co zatrzymać".
- Nikt w tej sprawie nie został zatrzymany. Zostało jedynie przyjęte zawiadomienie od pracownika ochrony metra. Interwencję od początku prowadzili pracownicy ochrony metra, którzy poprosili policję o wsparcie. Z naszej strony nie było żadnego zatrzymania. Zarówno Wardęga, jak i jego operator, który z własnej woli pojawił się w komisariacie, po dokonaniu odpowiednich formalności opuścili posterunek policji. Obaj mężczyźni nie mieli uwag do pracy policjantów - dodaje Chwiłka.
Wardęga pisze w oświadczeniu o "wykręcanych rękach" i bezpodstawnym zatrzymaniu, policja zaznacza, że zatrzymania nie było, a rzecznik prasowy metra nie chce szerzej komentować zdarzenia. Słowo przeciwko słowu.
(Aktualizacja)
Metro przyznaje się do błędu?
Anna Bartoń, rzecznik prasowy metra warszawskiego jeszcze kilka godz. temu w rozmowie z WawaLove.pl przekonywała o słuszności interwencji. Teraz metro się wycofuje i publikuje oficjalne oświadczenie.
"Drogi Lordzie Vaderze. Stoimy na straży „jasnej strony mocy” i musimy dbać o warszawską podziemną Galaktykę i jej użytkowników. Pewnie dlatego nasz ogląd sytuacji różni się od Twojego, Drogi Lordzie. To, co dla Ciebie było zaplanowanym żartem, inne osoby odebrały całkiem poważnie. Nasz maszynista nie widział „wapniaka”, ale starszą osobę, pasażera, który kilkakrotnie przewracał się na podłogę i wymagał pomocy. Nasi wartownicy próbowali to z Tobą wyjaśnić. Niestety „ciemna strona mocy” zwyciężyła i potrzebna była interwencja Policji. Mamy nadzieję, że jednak przejdziesz na „jasną stronę mocy” i w przyszłości wspólnie wykorzystamy „Moc” w dobrym celu" - czytamy w oświadczeniu.
Warszawskie Metro zwróciło się także bezpośrednio do pasażerów, wyjaśniając działanie ochrony: "Drodzy pasażerowie warszawskiego metra. Wbrew ostatnim doniesieniom, nie interweniujemy w metrze bez przyczyny. Jeżeli maszynista widzi na obrazie z kamery pociągu niepokojącą sytuację – tzn. pasażera, który upada z siedzenia w związku z działaniami innego pasażera – chcemy wyjaśnić tę sytuację. Jeżeli dostajemy od pasażerów sygnały, że w pociągu dzieje się coś nietypowego, tym bardziej zależy nam na szybkiej reakcji. Chcemy dbać o Wasze bezpieczeństwo. Dlatego na każdej stacji metra znajduje się pracownik Służby Ochrony Metra. To on w pierwszej kolejności stara się wyjaśnić każde zajście. W razie potrzeby, może liczyć też na wsparcie Policji. A wszystko to dla naszego wspólnego bezpieczeństwa".
A jednak. Lepiej późno niż wcale.
*Przeczytaj też: Zadawali koledze ciosy nożem. Dwaj mężczyźni zatrzymani *