Sensacyjny wątek w sprawie pytona spod Warszawy. Policja bada nowy trop
Przedstawiciel fundacji Animal Rescue Polska przyznał, że właścicielem poszukiwanego od lipca pytona mógł być mężczyzna mieszkający pod Lublinem. Jego śmierć najprawdopodobniej sprawiła kłopot spadkobiercom, którzy próbowali pozbyć się gada przez internet. Ten trop weryfikuje policja.
Wywiad z Dawidem Fabjańskim na kanale Youtube "Między nami" rzucił nowe światło na zagadkę pojawienia się egzotycznego zwierzęcia w okolicy miejscowości Gassy niedaleko Warszawy. Zdaniem prezesa fundacji Animal Rescue Polska, 6-metrowy wąż mógł należeć wcześniej do nieżyjącego od kilku miesięcy mężczyzny.
- Znaleźliśmy własnymi siłami ogłoszenie z okresu luty/marzec, gdzie pod Lublinem zmarł właściciel samicy pytona, takiego jak szukamy, 6-metrowego. Telefon był już nieaktualny. Przekazaliśmy to policji, coś tam ustalają. Przypuszczam, że to mógł być ten wąż. Spadkobiercy mieli duży problem, bo ogród zoologiczny najprawdopodobniej nie chciał go przyjąć. Tak jest, jeżeli ktoś nie może się opiekować takim zwierzęciem. Ogrody zoologiczne nie chcą ich przyjmować, bo nie są z gumy - przekonuje Fabjański.
Jego zdaniem przypadki porzucania sporej wielkości niechcianych gadów to częste zjawisko. - W Polsce pomimo obowiązku rejestracji takich egzotycznych zwierząt, nie ma żadnych sankcji, jeżeli tego się nie zrobi. Więc teoretycznie w powiecie piaseczyńskim jest zarejestrowanych trzynaście osób, które posiadają węże dusiciele, ale sami wiemy, że jest ich kilkaset więcej. Tu jest problem. Nie ma sankcji, więc w człowieku nie ma poczucia odpowiedzialności, że musisz to zrobić. Tak było z tym pytonem, którego szukaliśmy - wyznał przedstawiciel fundacji w rozmowie z prowadzącym kanał "Między nami".
To mógł być ten wąż
Postanowiliśmy dopytać o szczegóły u źródła. Dawid Fabjański z Animal Rescue Polska przyznaje, że w przytaczanym ogłoszeniu było coś niepokojącego. Jego twórcy musieli szybko znaleźć rozwiązanie problemu związanego z niechcianym gadem. - Szukali jakiś czas temu kogoś, kto by tego zwierzaka przejął na forach niezwiązanych z terrarystyką Z tego, co wyczytaliśmy na zarchiwizowanych stronach, nikt im tej pomocy nie udzielił. Kontakt do tych ludzi się zapadł, telefon już nie istnieje. Przekazaliśmy to policji w Piasecznie, żeby mogła to zweryfikować. Prowadzą jakieś działania w tej sprawie. Myślę jednak, że to dość skomplikowane, bo nie było tam żadnych danych - ani adresu, ani miejscowości. Był tylko fakt, że ktoś jest posiadaczem po zmarłym takiego węża i szuka dla niego alternatywy. Możemy tylko przypuszczać, ale nie bierzemy tego absolutnie za pewnik, że to mógł być ten wąż - mówi Fabjański.
Czy w takim razie zasadne jest przypuszczenie, że ktoś spod Lublina byłby w stanie wywieść pytona aż do podwarszawskich terenów nad Wisłą? Prezes fundacji nie ma co do tego żadnych wątpliwości. - Rejony Góry Kalwarii są na tyle dobre, a to było w linii prostej jakieś 40 kilometrów, że przewiezienie tam węża jest jak najbardziej możliwe. Na pewno zbyt dużo osób tam nie chodzi, w szczególności tam, gdzie są zalesione lub bagienne miejsca przy mostach. Jeżeli ktoś miał konkretny cel, mógł takich właśnie miejsc szukać - wyjaśnia.
Fakt, że obława na kilkumetrowego węża trwa od lipca i do tej pory przyniosła raczej marne rezultaty, potwierdza tylko obawy Fabjańskiego. Według niego kłopot wcale nie zniknął, a jedynie został "zamieciony pod dywan". - Takie sytuacje mogą się zdarzać, że posiadacze egzotycznych gadów będą umierać i spadkobiercy nie mają co z tym zrobić. Nasz kraj nadal nie jest przygotowany na przyjęcie takich zwierząt i objęcie ich opieką. Jedyne w Polsce schronisko dla zwierząt egzotycznych, to schronisko lubelskiej Fundacji Epicrates, a ogrody zoologiczne nie chcą przyjmować nowych okazów od osób prywatnych. Zresztą nie mają takiej możliwości, ponieważ obowiązują tam inne, restrykcyjne przepisy - ocenia przedstawiciel Animal Rescue Polska.
O potwierdzenie wątku ze spadkobiercami pytona poprosiliśmy policję. Okazało się, że funkcjonariusze faktycznie sprawdzają ten trop. - Wpłynęła do nas taka informacja od fundacji, że w internecie znaleźli jakieś ogłoszenie dotyczące Lublina. Ktoś chciał sprzedać lub oddać węża tygrysiego. U nas cały czas jest prowadzone postępowanie w sprawie pytona i ta informacja, tak samo jak wszystkie inne, które wpłynęły, są przez nas weryfikowane. Powiadomienie o tym konkretnym ogłoszeniu dostaliśmy na przełomie lipca i sierpnia - asp. szt. Maciej Blachliński z Komendy Powiatowej w Piasecznie.
Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Polska rozpoczęła akcję poszukiwawczą pytona tygrysiego 8 lipca. Jej powodem było znalezienie kilkanaście godzin wcześniej przez wędkarza okazałej wylinki. Pracownicy fundacji zmierzyli pozostałość po wężu - miała ponad 5 metrów długości. Swoją pomoc w poszukiwaniach zgłosili ratownicy WOPR, policjanci z Piaseczna, a także specjaliści z warszawskiego zoo. Do obserwacji grząskiego brzegu nad Wisłą użyto nawet zaawansowanego sprzętu, w tym drona.
W sprawie pytona tygrysiego, którego ślady odkryto w miejscowości Gassy w gminie Konstancin-Jeziorna, co pewien czas pojawiały się nowe wątki. Natrafiono m.in. na gadzie odchody, w których miała znajdować się niestrawiona sierść królika. Innym razem należący do służb pies wpadł na trop, który urywał się na brzegu rzeki. Pod koniec lipca trzech świadków miała widzieć pływającego węża w okolicy mostu Świętokrzyskiego. Pomimo wiarygodnych zeznań, dowodów nie znaleziono.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl
Zobacz także: Grzegorz Schetyna o "gumkowaniu" Geremka: to haniebne