Renifer jako świąteczna atrakcja. Internauci i obrońcy praw zwierząt oburzeni
Dwa rogate zwierzęta miały być świąteczną atrakcją przygotowaną przez Urząd Dzielnicy Ursynów w Warszawie. Rodzice z dziećmi mogli je zobaczyć przed budynkiem na parkingu. Ratusz i hodowca nie widzą w tym nic złego. Przedstawiciele organizacji ratujących zwierzęta mają inne zdanie.
17.12.2018 | aktual.: 17.12.2018 16:43
Sanie Świętego Mikołaja, atrapa drewnianego domku oraz dwa renifery przywiązane sznurkiem do otaczającego je ogrodzenia. Tak wyglądała świąteczna zagroda, która powstała z inicjatywy ursynowskich urzędników dla mieszkańców dzielnicy. W ubiegłą sobotę, od godziny 11 do 18, każdy mógł zrobić sobie zdjęcie w obecności rogatych zwierząt, posłuchać o nich ciekawostek z ust hodowcy w ubraniu stylizowanym na wzór skandynawski oraz przez chwilę poczuć się jak pasażer w zaprzęgu świętego.
Zwierzęta miały do dyspozycji wiadro z wodą, miskę z paszą oraz różne przysmaki, jak na przykład jabłka. Zmęczone mogły się położyć na rozrzuconym pod nimi sianie, które izolowało od zimnego podłoża. Jak szopka prezentowała się w pełnej krasie, można było zobaczyć w mediach społecznościowych. Relacja z wizyty Mikołaja na Ursynowie pojawiła się m.in. na facebookowym profilu urzędu oraz lokalnej telewizji Ursynów TV. W komentarzach pod nagraniem rozpętała się burza.
- "Po co zwierzę stoi na zimnie i robi za atrakcję dla dzieci czy dorosłych?" - pyta Marcin.
- "Mają bardzo złe warunki. A jak wygląda ich transport, to nawet nie chcę wiedzieć" - stwierdza Anna.
- "Te zwierzęta boją się i stresują. A po co? Dla próżności człowieka. To nie jest miejsce dla nich!!! Obrzydliwa inicjatywa" - uznaje Natalia.
- "Bardzo i to bardzo zły pomysł. Szopki czy cokolwiek to miało być, są dla ludzi. To nie jest miejsce dla żywych, prawdziwych zwierząt. Stoją na zimnie, pełne stresu, narażone na różne dźwięki dotyk i różnych ludzi. I ten stres jaki muszą przejść w transporcie. I po co? Bo ludzie mają akurat taką zachciankę? Wstyd!" - oburza się Beata.
- "To jest skandal! Banda barbarzyńców męczy przerażone zwierzę! Sam sobie rogi przyczep i tam stój, jeden z drugim" - proponuje Zuza.
To tylko niektóre z komentarzy internautów, którzy negatywnie odnieśli się do pomysłu ursynowskiej żywej "szopki". Ich reakcja przypomina miażdżącą krytykę pomysłu, który zbulwersował mieszkańców Torunia podczas świątecznego jarmarku organizowanego w tym mieście. 6 grudnia na starówce stanął czerwony płot, odgradzając przestraszonego renifera od przechodniów Po kilku godzinach zlitowano się nad losem zwierzęcia i ostatecznie wątpliwą atrakcję zlikwidowano.
Tym razem warunki dla rogatych pomocników Mikołaja miały być inne. Hodowca, który od kilku lat współpracuje z władzami Ursynowa, zastrzega, że z toruńskim incydentem nie ma nic wspólnego. Twierdzi, że dochowano wszelkich starań, aby jego renifery mogły uczestniczyć w tego rodzaju wydarzeniach. Jego zdaniem zwierzętom nic nie doskwierało.
- Specjalnie w porozumieniu z ratuszem dzielnicy Ursynów umieściliśmy tę zagrodę na parkingu za siedzibą urzędników, a nie od strony ulicy. A ci ludzie, którzy gromadzili się wokół, nie są dla tych zwierząt żadnym stresem. Są to zwierzęta z natury oswojone z człowiekiem - mówi nam Bartosz W., który na co dzień prowadzi gospodarstwo agroturystyczne inspirowane lapońską wioską.
Ursynowscy organizatorzy zgadzają się z tą argumentacją. Według pracownika Urzędu Dzielnicy Ursynów, renifer stojący na dworze zimową porą czuje się komfortowo. Ratusz zdaje sobie jednak sprawę z kontrowersji, jakie u niektórych wzbudza wykorzystanie żywych zwierząt jako atrakcji. - Zastanawiamy się, jak podejść do tej sprawy w przyszłości. Wiem natomiast, od osób, które przyszły na miejsce i oglądały zwierzęta, że były bardzo zadowolone; mieliśmy dużo pozytywnych reakcji. Ta inicjatywa była odpowiedzią na prośby mieszkańców. Mogę zapewnić, że podczas trwania imprezy, nie odnieśliśmy wrażenia, żeby zwierzętom działa się krzywda - mówi nam urzędniczka z Wydziału Komunikacji Społecznej dla Dzielnicy Ursynów.
Kobieta w rozmowie z redakcją WawaLove wyjaśnia, że impreza odbywa się od 2015 roku. - Poprzednio mieliśmy informację od kontrolera Powiatowego Lekarza Weterynarii w Warszawie, że wszystko jest w porządku. Nie widzieliśmy więc przeszkód, by tę imprezę powtórzyć.
Zdaniem urzędniczki zwierzęta były uwiązane dla bezpieczeństwa zarówno ich, jak i ludzi. Nie są też dzikie. - Wystarczy pojechać do krajów, w których występują. Mają tam status zwierząt hodowlanych, tak jak u nas krowy czy konie. Renifer traktuje człowieka jak członka stada - rozwiewa wątpliwości osoba zatrudniona w ratuszu.
Podobne informacje przekazuje nam hodowca reniferów. Twierdzi, że są wręcz stworzone do pracy z ludźmi. - To, w jaki sposób zwierzęta się oswajają i akceptują człowieka, zależy od gatunku. Nie ma żadnej możliwości, żeby oswoić w taki sposób jelenia czy daniela. Nawet urodzone w niewoli, hodowli, zawsze będą miały w sobie "gen dzikości”, który nie pozwoli na ich wykorzystanie w agroturystyce. Natura renifera jest bardziej zbliżona do konia. To zwierzę, które daje się układać, dobrze znosi obecność człowieka i jest do tego genetycznie przystosowane - uzasadnia.
Mężczyzna odpiera zarzuty internautów dotyczące złego traktowania lub nieodpowiednich warunków zapewnionym zwierzętom podczas lokalnego wydarzenia. W zagrodzie ustawionej przed ratuszem miały funkcjonować "w swoim biologicznym cyklu". - Gdy się najadły, położyły się, aby odpocząć. Zajęcie przez nie pozycji leżącej po posiłku jest najlepszym dowodem na to, że zwierzęta nie odczuwały żadnego stresu. Potrafią przecież spać na stojąco. Gdyby były zestresowane, nie kładłyby się na ziemi - mówi nam hodowca.
Zupełnie inne zdanie mają osoby walczące o godne traktowanie zwierząt. - Mówimy o bardzo dużym poziomie stresu pod kątem psychiki tych zwierząt. Żaden hodowca nie może twierdzić, że one niczego się nie boją - przekonuje Dawid Fabjański z Animal Rescue Polska. Uważa, że nawet umiejscowienie prowizorycznej zagrody na parkingu, a nie od strony ruchliwej ulicy, a także zakaz głaskania reniferów, nie są żadnym usprawiedliwieniem. - To jest jedna wielka ściema i nieudolne tłumaczenie się ratusza. Kontrolowaliśmy wiele takich imprez, gdzie pojawiały się zwierzęta i nie ma takiej możliwości, żeby zwierzę fizycznie odseparować. Zawsze ktoś dotknie, pogłaszcze.
Dla Fabjańskiego takie wystawianie reniferów na pokaz można podciągnąć pod psychiczne znęcanie się. - Owszem, powinniśmy wpajać młodzieży, że takie zwierzęta istnieją i jak się zachowują, ale nie w ten sposób - zastrzega. Nie trafia do niego również argument urzędu dzielnicy, że "inicjatywa ta jest odpowiedzią na prośby mieszkańców".
- Czyli jeżeli będę prosił ratusz, a jestem przecież także mieszkańcem stolicy, żeby spalono mi żywcem kota, to tak się stanie? Co to za tłumaczenie? To urąga godności urzędnika. Nie może być tak, że "lud chce" i to się robi. W Polsce jest ustawa o ochronie zwierząt i mamy się tego trzymać. Znęcanie psychiczne, czyli stwarzanie różnych działań, które straszą te zwierzęta, które przez to czują się niekomfortowo i nie mogą uciec z tego miejsca, to przestępstwo. Przedstawiciele ratusza, jak i hodowca, mógł dopuścić się znęcania nad zwierzętami. Niestety, bardzo trudno to udowodnić - twierdzi szef fundacji Animal Rescue Polska.
Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! ma podobny stosunek do organizowania tego rodzaju żywych szopek. - To nie jest miejsce dla zwierząt - w centrum miasta, w dużym tłoku, w niskich temperaturach, bez odpowiedniego schronienia, a tego wymaga przecież ustawa. Wykorzystywanie ich w ten sposób nie ma charakteru edukacyjnego, a dzieci uczy jedynie złych wzorców - przyznaje.
Zdaniem ekspertki argument ratusza i hodowcy reniferów, odnoszący się do przystosowania tych zwierząt do zimowych warunków, jest nietrafiony. - Jest im dobrze w temperaturze poniżej zera stopni, ale jeżeli nie są uwiązane i nie stoją na betonie. Cienka warstwa siana nie ochroni ich przed zimnem. Na pewno byłoby im znacznie lepiej, gdyby mogłyby się przemieszczać - wyjaśnia Plaszczyk.
Żyjące na dalekiej północy parzystokopytne, w przeciwieństwie do tych przywiązanych sznurkiem, mogą się ruszać, biegać lub gdzieś się schować. Dla obrończyni praw zwierząt wielogodzinne stanie na betonie, do tego na ograniczonej przestrzeni, przy stresie związanym z obecnością dzieci, krzykiem i zgiełkiem oraz ekspozycja na szkodliwy smog, trudno nazwać optymalnymi warunkami.
Jeżeli zaś chodzi o porównanie reniferów do krów, Anna Plaszczyk ripostuje. - To absolutna bzdura. Renifery nigdy nie zostały w pełni udomowione i należy je traktować jako zwierzę dzikie. Proces udomowienia nie przebiega w ciągu jednego czy dwóch pokoleń. Dla żadnego dzikiego zwierzęcia człowiek nie jest czymś naturalnym. Nie możemy zakładać, że nie jest to dla renifera czynnik stresogenny - przekonuje członkini fundacji Viva!
Dla naszej rozmówczyni nie ma znaczenia, że zagroda z Mikołajem, reniferami oraz hodowcą, według organizatorów miała stanowić przede wszystkim funkcję edukacyjną. - Na tego typu imprezach z udziałem osobników pokazywanych w zupełnie nienaturalnych dla siebie okolicznościach, utrwalamy u najmłodszych stereotyp, że zwierzęta w niewoli można traktować w dowolny sposób – taki, który przynosi nam radość. A to nie do końca o to chodzi. Abstrahując od tego, czy te zwierzęta cierpiały, czy nie - konkluduje Plaszczyk.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl