Przeczytaj także: Budujący autostrady nie wierzą Sławomirowi Nowakowi, zablokują drogi w czasie Euro 2012
- Gdyby ktokolwiek z nas wiedział, że zostaniemy wykiwani, to byśmy się w to nie pakowali - mówią podwykonawcy. - Co my teraz mamy zrobić z pracownikami, z ich rodzinami? To są tragedie ludzi, niewypłacone pensje, zaległości płatnicze u partnerów handlowych. Jesteśmy zdesperowani. Daliśmy z siebie wszystko, żeby projekt był gotowy, a na koniec czujemy się oszukani - mówią rozżaleni budowlańcy.
Podwykonawcy deklarują, że blokada stadionu to ostateczność, ale jeśli będą do niej zmuszeni, to się nie zawahają. - Dzisiaj wywieramy presję, żeby ktoś zapłacił nam pieniądze. Co my mamy powiedzieć teraz swoim rodzinom i pracownikom? Że władza, która to kontraktowała, teraz nie chce się rozliczyć? - pytają.
Budowlańcy skarżą się, że jeszcze nie widzieli pieniędzy, które ma wypłacić im generalny wykonawca, a już muszą zapłacić podatek od wystawionych faktur. Mniejsze firmy doprowadza to na skraj bankructwa. - Idę do urzędu skarbowego, żeby odroczył płatność, a urzędnik mi mówi: co mnie to obchodzi, i wysyła komornika - dodaje jeden z podwykonawców.
Podwykonawcy próbowali się rano spotkać z szefem Narodowego Centrum Sportu, ale odbili się od ściany. Udało im się złożyć pismo, w którym proszą o ustalenie terminu spotkania na dziś po południu bądź jutro.
Rzecznik NCS Daria Kulińska potwierdziła, że prośba o spotkanie wpłynęła, ale ostrzegła podwykonawców przed stosowaniem szantażu. Rzecznik NCS powiedziała także, że generalny wykonawca otrzymał już pieniądze za budowę stadionu, ale rzeczywiście cały czas napływają informacje o niespłaconych podwykonawcach.
Rozwiązaniem problemu mogłoby być na przykład wypłacenie podwykonawcom pieniędzy z gwarancji bankowych, ale potrzeba na to czasu. Trzeba sprawdzić chociażby wszystkie faktury tak, aby żadna nie została opłacona podwójnie, czyli i przez wykonawcę i przez NCS.