Mieszkańcy ursynowskiego osiedla odwołali "nieśmiertelnego" prezesa spółdzielni. "Wygrali zwykli ludzie"
"Wbrew temu, co wydawało się władzom spółdzielni, mieszkańcy wciąż potrafią sami zdecydować, co jest dla nich dobre"
Mieszkańcy Ursynowa związani ze Spółdzielnią Budowlano-Mieszkaniową "Stokłosy" odwołali urzędującego 24 lata prezesa. Oburzyły ich plany wybudowania na terenie spółdzielni 31 nowych bloków.
17 czerwca odbyło się Walne Zgromadzenie spółdzielców. Miało to być zwykłe spotkanie, na którym z reguły bywa niewiele osób. Jednak tuż przed nim, na klatkach schodowych ktoś rozwiesił mapkę, na której zaznaczono rzekome plany spółdzielni. Według nich, w różnych miejscach osiedla miało stanąć ponad trzydzieści nowych bloków. Głównie w miejscach, gdzie rośnie zieleń lub są wyznaczone parkingi. Oburzyło to mieszkańców, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
Na początek spotkali się z burmistrzem dzielnicy, Robertem Kempą. Zapytali go o plany spółdzielni oraz mapę. Kempa poinformował mieszkańców, że rzeczywiście jest to projekt wniosku spółdzielni do powstającego właśnie planu miejscowego. Dodał też, że sporządzono go na zlecenie Zarządu spółdzielni mieszkaniowej.
Równocześnie toczyła się dyskusja na portalu społecznościowym. - Nie wyobrażam sobie dodatkowo dostawienia 31 bloków na naszym osiedlu. A co z pozostałą infrastrukturą? Gdzie będzie miejsce na żłobki, przedszkola? Dojdą tysiące mieszkańców a nie będzie nigdzie miejsca żeby wyjść z dzieckiem albo odpocząć w parku. Czy plan plan był konsultowany przez zarząd z mieszkańcami spółdzielni? Co na to prezes spółdzielni? - pisała jedna z mieszkanek Stokłosów
- Co z parkingami? Jeśli zburzą kilka dużych parkingów i przybędzie mieszkańców, gdzie będziemy parkować? Kupimy od developera miejsca w podziemnych parkingach po 50.000 zł? Kogo na to stać? - pytał inny mieszkaniec.
Pospolite ruszenie
Ostatecznie ustalono, że należy licznie przyjść na Walne Zgromadzenie i... odwołać Zarząd. - Jeśli pójdziemy dużą grupą i zagłosujemy przeciwko udzieleniu absolutorium dla zarządu to powinno się udać. Po absolutorium powinno być dodatkowe glosowanie o odwołanie Zarządu. Potem Rada Nadzorcza ogłosi konkurs na nowy Zarząd i po sprawie - stwierdził jeden z mieszkańców Ursynowa.
Tak się też stało. Na zebraniu stawiło się blisko 400 osób. Nie tylko Zarząd nie otrzymał absolutorium, dodatkowo zgłoszono wniosek o głosowanie nad odwołaniem prezesa. Prezes Sławomir Żuk przegrał głosowanie stosunkiem głosów 110 do 50. Przestał zajmować tę funkcję po 24 latach!
Samo głosowanie odbyło się w atmosferze kłótni i skandalu. Zarząd pytano m.in. o wysokość zarobków czy brak miejsc postojowych. Jednocześnie sam prezes bronił się jak mógł. Np. tak ustalono porządek obrad, by odbyło się już po północy. Z blisko 400 osób do godz. 18.00 (do głosowania nad absolutorium dla Zarządu) wytrwało tylko 160, a do głosowania nad odwołaniem prezesa tylko 110. Jednak to wystarczyło, by odwołać nieprzychylne mieszkańcom władze spółdzielni. Co ciekawe, przy tych proporcjach (potrzebne było 66 proc. ważnych głosów) głosowanie oznaczało, że o odwołaniu prezesa zdecydowało zaledwie kilku ludzi
- W tej sprawie wygrali zwykli ludzie. Wbrew temu, co wydawało się władzom spółdzielni, mieszkańcy wciąż potrafią sami zdecydować, co jest dla nich dobre - powiedziała po spotkaniu jedna z uczestniczek. - Prezes Żuk, jak każdy prezes, jest odwoływalny, cokolwiek sam by na ten temat nie myślał - mówił inny. Jeden z mieszkańców osiedla Stokłosy podsumował to jeszcze inaczej. - To niesamowite doświadczenie w temacie demokracji.
Przeczytajcie też: Brak kultury czy kultura po polsku? "Pasażerowie często łamią ten przepis".