Marcin Makowski: Jarosław Kaczyński powinien ozłocić Hannę Gronkiewicz-Waltz
Kwiaty, bombonierki, dobre wino. Nie wiem, jakie lubi Hanna Gronkiewicz-Waltz, ale zakładam, że Jarosław Kaczyński postawi na pasujący do czekoladek węgierski Tokaj. No i oczywiście gratulacje z ust prezesa PiS-u, bo te bez dwóch zdań należą się prezydent stolicy. Nie dość, że jej dyrektor porównał odpowiedzialność za reprywatyzację do szefa hali produkcyjnej, który nie musi wiedzieć, że gdzieś na ziemi rozsypały się śrubki, to jeszcze sama prezydent przyznała, że w Ratuszu przez lata działała ”zorganizowana grupa przestępcza”. Niebywałe.
13.10.2017 | aktual.: 13.10.2017 15:39
O tym, że postawa prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz wobec warszawskiej reprywatyzacji ciągnie Platformę Obywatelską na dno, w partii wie już chyba każdy. Nikt nie ma jednak pojęcia, co z tym fantem zrobić. Nie da się przecież użyć szantażu politycznego, czy nacisku personalnego - urząd, który sprawuje nie podlega pod prerogatywy Grzegorza Schetyny. Gronkiewicz-Waltz nie jest również posłanką. Nie można jej postraszyć brakiem poparcia w następnych wyborach w Warszawie ani w wyborach do Sejmu, ponieważ nie będzie w nich startować. Podobnie jak w wyborach do władz PO, której obecnie jest jedną z wiceprzewodniczących.
Jak najdalej od odpowiedzialności
W tej chwili Gronkiewicz-Waltz myśli już tylko jak wycofać się z polityki, jednocześnie nie ponosząc żadnej odpowiedzialności personalnej za niezliczone zaniedbania Ratusza odnośnie dzikiej reprywatyzacji. Dlatego właśnie spędza sen z powiek swoim partyjnym kolegom i koleżankom, którzy nie mogą się od prezydent spektakularnie odciąć, nie podważając przy tym całej argumentacji, stosowanej dotychczas w jej obronie. Powiedzieć, że Gronkiewicz-Waltz szkodzi własnemu środowisku, to jednocześnie przyznać rację śmiertelnemu wrogowi, czyli ministrowi Patrykowi Jakiemu wraz z komisją weryfikacyjną, którą oskarża się o niekonstytucyjność. Nie zanosi się, aby Grzegorz Schetyna miał jakikolwiek plan na wyjście z niewygodnego wizerunkowo rozkroku, poza ponawianiem apeli o ”skonfrontowanie się prezydent z członkami komisji”.
W rzeczywistości to jednak nie bierność i unikanie odpowiedzialności, ale to (a może szczególnie jak), co mówi o robi prezydent stolicy. Dobitnym przykładem była piątkowa konferencja, na której przedstawiono audyt z prac wewnątrzmiejskiego organu, przez prawie rok badającego nieprawidłowości związane z procedurami reprywatyzacyjnymi. Jak wskazał wiceprezydent Witold Pahl - w 60 proc. ze 175 przeanalizowanych spraw zidentyfikowano ryzyka, także nieprawidłowości, które mogły mieć wpływ na wydawane decyzje. Gdy dziennikarze pytali jak to możliwe, aby o podobnej skali nadużyć nie wiedziano na szczytach władzy, Gronkiewicz-Waltz odparła, że odpowiednie organy państwowe nie informowały jej o zagrożeniach.
Grupa przestępcza pod okiem Ratusza
- W ratuszu działała grupa przestępcza, prokuratura będzie musiała stwierdzić, jak daleko sięgała. Na pewno sięgała poza ratusz, bo na pewno dotyczyła także m.in. notariuszy, adwokatów - dodała również prezydent stolicy, wskazując, że największa wina leży po stronie stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami. - To przyznanie się do gigantycznej afery - mówił niespełna godzinę później na briefingu z udziałem ministra Jakiego Sebastian Kaleta, członek komisji weryfikacyjnej. Przypomniał przy tym, że przez dwa lata Hanna Gronkiewicz-Waltz osobiście nadzorowała owe biuro. - Nadzorowała grupę przestępczą? - pytał ironicznie. W podobnym tonie na Facebooku napisał również Jan Śpiewak. ”Mówiłem o tym jako jeden z pierwszych w lipcu 2016 roku w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej. Wtedy Pani Prezydent mówiła, że to 'normalna reprywatyzacja’. Hanna Gronkiewicz-Waltz nadzorowała bezpośrednio Biuro Gospodarowania Nieruchomościami w latach 2011-2014. Z jej słów wynika, że nadzorowała działalność grupy przestępczej”. Trudno sobie wyobrazić, aby można się było bardziej politycznie podłożyć. A jednak można.
Uczynił to za swoją przełożoną Piotr Rotkiewicz, dyrektor biura ds. dekretowych, który na pytanie o polityczna odpowiedzialność prezydent Warszawy odpowiedział: - Czy jeśli w fabryce dużego koncernu rozsypią się śrubki na podłodze, to kieruje się skargę do prezesa koncernu? Ratusz jest w pewnym sensie koncernem. Za to że gdzieś źle się działo, odpowiadają kierownicy wydziałów.
Reprywatyzacja jak garść śrubek
A zatem panie i panowie, podsumujmy: za proceder dzikiej reprywatyzacji, który rozkwitł w Ratuszu za kadencji Hanny Gronkiewicz-Waltz, odpowiada zorganizowana grupa przestępcza z pionu nadzorowanego przez samą prezydent, która niczemu nie jest winna, a całą sprawę można porównać do równie błahego zdarzenia, jak rozsypanie śrubek na hali produkcyjnej. Tylko kto jest owymi śrubkami, wyrzucani ze swoich mieszkań ludzie? Zamordowana Jolanta Brzeska? Trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni, aby użyć podobnego porównania. W rzeczywistości dzika reprywatyzacja była nie jak śrubki, ale jak potężna awaria w sercu zakładu, połączona z wykradaniem maszyn. Tylko ktoś, kto bardzo się starał, mógł tego nie zauważyć.
Jak gdyby nigdy nic prezydent Gronkiewicz-Waltz dodała również, że gdyby była taka potrzeba, ona chętnie pomoże w pisaniu ustawy reprywatyzacyjnej, ponieważ ”po tym audycie mamy też dużo większe doświadczenie”. Natomiast na posiedzenie komisji weryfikacyjnej wiceprzewodnicząca PO nie przyjdzie w trosce o ministra Jakiego, który wzywając pełniony przez nią organ, naruszyłby prawo. - Organ nie może tego robić. Ja trochę chronię pana Patryka Jakiego przed naruszeniem prawa. Rozumiem, że jest politologiem, w związku z tym ja, jako profesor prawa, muszę go chronić przed wpadnięciem w sytuację, kiedy by złamał prawo - powiedział dziennikarzom prezydent. Doprawdy koncertowy popis, który pozwoli chociaż częściowo przykryć protest rezydentów oraz słynne już ”niech jadą”. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że z rąk prezesa Kaczyńskiego należą się Hannie Gronkiewicz-Waltz co najmniej kwiaty?
Marcin Makowski dla WP Opinie