RegionalneWarszawaKinga Rusin o centrum Warszawy: "Brud, syf i odzież na wagę!"

Kinga Rusin o centrum Warszawy: "Brud, syf i odzież na wagę!"

Znana dziennikarka zabiera głos w sprawie zagospodarowania przestrzennego stolicy. Słusznie?

Kinga Rusin o centrum Warszawy: "Brud, syf i odzież na wagę!"

15.05.2014 11:52

Kinga Rusin jest znana ze swojego zaangażowania w sprawy publiczne naszego miasta, często zabiera też głos w ważnych sprawach, czasem w sposób dość kontrowersyjny. Zalicza też niezłe wpadki, o których czasem informujemy . Niedawno skrytykowała warszawiaków unikających płacenia za wywóz śmieci (Przeczytajcie: "Słoiki, za wywóz śmieci się płaci!"), w ramach akcji WWF Godzina dla Ziemi postanowiła też, że wejdzie w szpilkach na ostatnie piętro Pałacu Kultury.

Teraz dziennikarka zabrała głos w sprawie zagospodarowania przestrzennego centrum Warszawy. W najnowszym wpisie na swoim blogu Rusin pisze:

Brudno, hałas, drogo, bezsensowna organizacja przestrzeni, brak jakichkolwiek sensownych działań, które miałyby zachęcać do zaludniania i ożywiania tych centrów - pisze Kinga. I wiem co mówię, bo mieszkam w samym środku Warszawy, przy okazałym miejskim placu, który kiedyś miał być początkiem a'la paryskiego "bulwaru Haussmana", a dziś jest wielkim parkingiem!

Dziennikarka ubolewa też nad tym, że w pobliżu jej domu znajdują się popularne i tanie sklepy z używaną odzieżą:

A tak jest brud, syf i odzież na wagę. Nie mam nic przeciwko ubraniowemu recyklingowi, ale wzdłuż głównej warszawskiej ulicy powinno być miejsce ma coś bardziej reprezentacyjnego.

Nie wszystkim wpis dziennikarki się spodobał:

- No wie Pani, nie każdego stać na ciuchy od Paprocki i Brzozowski albo od Baczyńskiej tak jak Panią. A w lumpeksach można znaleźć nawet fajne ciuchy. - napisała jedna z komentujących.

- Nie no najlepiej walnąć same butik znanych projektantów to będzie dobrze. Takie sklepy też powinny być w centrum, żeby łatwiej do nich trafić. Pani Rusin niestety nie wie co to znaczy żyć za 500 zł miesięcznie, nigdy pewnie nie była w takich sklepach jak secondhand. Ja od czasu do czasu chodzę do secondhandów, żeby znaleźć coś innego. - napisała inna.

Inny komentarz: - No ta bo Pani Kinga ma wypłatę plus alimenty przewyższające niejedną średnią roczną wypłatę szarego człeka, to kupuje w sklepach ciuch za 5000 zł albo i więcej...Te sklepy też mają prawo być. Dla ludzi mniej zamożnych albo i biednych.

Czy Kinga Rusin ma rację i naprawdę "ciuchlandy" szpecą centrum naszej stolicy? Czy takie sklepy to też "syf i brud"? A może dziennikarka, żyjąca na innym poziomie niż przeciętny człowiek, nie dostrzega znaczenia seconhandów dla ludzi mniej zamożnych? Co to tym sądzicie?

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)