RegionalneWarszawaJan Śpiewak: na przykładzie dzikiej reprywatyzacji widać wszystkie patologie III RP

Jan Śpiewak: na przykładzie dzikiej reprywatyzacji widać wszystkie patologie III RP

"Na procederze dzikiej reprywatyzacji uwłaszczyły się szeroko pojęte elity - adwokaci, deweloperzy, politycy. Oni są po wszystkich stronach barykady - w PiS, PO, nie mówiąc już o SLD"

Jan Śpiewak: na przykładzie dzikiej reprywatyzacji widać wszystkie patologie III RP

- W Warszawy widzimy totalną zapaść instytucjonalną państwa. Ono nie działa i jesteśmy o krok, by zostać drugą Ukrainą. Na przykładzie dzikiej reprywatyzacji, jak w soczewce, widać wszystkie patologie III RP - mówi Jan Śpiewak, radny dzielnicy Śródmieście oraz lider Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. - Na procederze dzikiej reprywatyzacji uwłaszczyły się szeroko pojęte elity - adwokaci, deweloperzy, politycy. Oni są po wszystkich stronach barykady - w PiS, PO, nie mówiąc już o SLD. Nie mam wątpliwości, że to co dzieje się w Warszawie, jest jednym z największych wałków w III RP. W ten sposób w latach '90 przeprowadzano prywatyzację, a obecnie dożyna się to co zostało, za pomocą dzikiej reprywatyzacji - dodaje.

Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzące serię kontroli w warszawskim ratuszu, do tego bardzo prawdopodobne wznowienie śledztwa w sprawie tajemniczej śmieci Jolanty Brzeskiej, a w każdej z tych spraw reprywatyzacja w tle. To wynik politycznej wojny o Warszawę, jak przedstawia to prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, czy w stolicy przyszedł jednak czas rozliczeń wielu budzących wielkie kontrowersje spraw?

Jan Śpiewak: W tych działaniach na pewno jest sporo polityki. Platforma Obywatelska od dłuższego czasu rządzi w Warszawie. Stolica jest jednym z jej bastionów i naturalne jest, że PiS próbuje zmienić układ sił. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tu do czynienia z olbrzymią skalą nieprawidłowości oraz łamania prawa w sprawach dotyczących reprywatyzacji. Wiemy też o jednym morderstwie, wspomnianej już Jolanty Brzeskiej, ale z tego co słyszałem, mogło ich być więcej. Do tej pory sądy, Prokuratura, CBA czy Izba Skarbowa starały się nie dostrzegać tych problemów i odwracać wzrok. W Warszawie toczy się obecnie walka o wpływy z mafią i jest to ostatni moment, by zacząć działać. Miejmy nadzieję, że działania CBA oraz zapowiedzi Prokuratora Generalnego są zwiastunem zmian, choć na razie nikt nie usłyszał zarzutów oraz nie został zatrzymany.

Wyjątkowo bulwersująca jest sprawa śmierci Jolanty Brzeskiej , która spłonęła, najprawdopodobniej, żywcem w Lesie Kabackim. Prokuratura Okręgowa w Warszawie dała za wygraną i umorzyła śledztwo.

- Jolanta Brzeska była nękana i dręczona przez handlarzy roszczeń na długo przed śmiercią. Nowi właściciele kamienicy dręczyli ją, próbując zmusić do opuszczenia mieszkania. W sprawie zastraszania składane były doniesienia do prokuratury. Ta nie zrobiła jednak nic, by pomóc tej kobiecie. Prawdopodobnie, gdyby wówczas śledczy zareagowali, to nie doszłoby do tragedii. Gdy Jolanta Brzeska została zamordowana, to przez tydzień nie zidentyfikowano jej zwłok oraz nie powiązano jej zniknięcia ze spalonym ciałem znalezionym w Lesie Kabackim. Prokuratura przez kilka miesięcy badała sprawę pod kątem samobójstwa, co nie tylko w mojej opinii, było poważnym błędem. Nie zebrano również podstawowych dowodów. Co więcej samochód, którym najprawdopodobniej przewieziono Jolantę Brzeską na miejsce zbrodni, nigdy nie został odnaleziony. Tymczasem jeden z właścicieli kamienicy, w której mieszkała kobieta, sprzedał w tym czasie samochód bezdomnemu z Łodzi. Ten pojazd w dziwnych okolicznościach spłonął później pod lasem. Jeżeli te
fakty nie wzbudziły podejrzeń śledczych, to nie wiem, co musiałoby się stać, by je wzbudzić. Proszę mi również powiedzieć, kto popełnia samobójstwo podpalając się w odległym o kilka kilometrów lesie? Dlaczego nikt nie słyszał jej krzyków? Przecież Brzeska mogła to zrobić w domu, w którym został jej portfel, telefon, a na stole rozmrażało się mięso na obiad. Jeszcze gdyby w akcie desperackiego protestu podpaliła się pod Sejmem, to mógłbym uwierzyć, że było to samobójstwo, ale nie w tych okolicznościach. Dlatego każdy, kto przeanalizuje te fakty może podejrzewać, że śledztwo prowadzone przez prokuraturę zostało "skręcone".

Śledztwo może zostać wznowione przez Zbigniewa Ziobrę. Tymczasem Hanna Gronkiewicz-Waltz ostrzegała w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną", że "zrobią z nami to, co z Blidą". Stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze zarzuciła natomiast, że wyciągnęliście pistolet na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego. Patrząc na te porównania, to przynajmniej w sferze metafory, robi się śmiertelnie niebezpiecznie...

- Jest to pewna narracja, którą prezydent Warszawy doradzili zapewne PR-owcy. Reprywatyzacja od lat odbywa się z pogwałceniem podstawowych zasad urzędniczej rzetelności, poszanowania prawa i transparentności. Roszczenia reprywatyzacyjne nie są odpowiednio sprawdzane, a miasto nie przychodzi na rozprawy sądowe. Urzędnicy odpowiedzialni za zwroty robią dzisiaj interesy z osobami, którym zwracali nieruchomości. W ratuszu kwitnie handel informacjami na temat kamienic i ich spadkobierców. My od dłuższego czasu apelowaliśmy do Hanny Gronkiewicz-Waltz, by wyciągnęła konsekwencje wobec swoich podwładnych, którzy przyczynili się do tego stanu rzeczy. Przypomnę tylko, że panowie Marcin Bajko i Jarosław Jóźwiak, którzy odpowiadają za reprywatyzację, nadal pracują w urzędzie miejskim na wysokich stanowiskach. Natomiast Jakub Rudnicki, który był głównym "bohaterem" nielegalnej reprywatyzacji działki przy Chmielnej 70, odszedł z ratusza za porozumieniem stron. Dziwnym trafem zajmuje się teraz handlem roszczeniami. Jego
brat odzyskuje obecnie kamienicę przy placu Zbawiciela, a on sam wcześniej zwrócił sobie kamienicę przy Kazimierzowskiej 43. Warto dodać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz przez sześć lat bezpośrednio nadzorowała działalność Marcina Bajki. Nie ma więc możliwości, by nie wiedziała o nieprawidłowościach, które miały miejsce w ratuszu. Prezydent Warszawy stara się uczynić z siebie ofiarę nagonki i stąd zapewne wzięło się porównanie do Barbary Blidy. Jednak biorąc pod uwagę, że za jej kadencji zamordowano Jolantę Brzeską, to taka narracja jest obrzydliwa. Nie wspominając już o tym, że na Barbarze Blidzie również ciążyły bardzo poważne zarzuty.

Może porównanie do Barbary Blidy nie było więc takie na wyrost?

- Aż tak daleko bym nie szedł. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie musi obawiać się o swoje życie, choć bezsprzecznie ma bardzo dużą wiedzę na temat nieprawidłowości związanych z reprywatyzacją w Warszawie, a mówimy tu o kwotach liczonych nawet nie w milionach, a w miliardach złotych. Prezydent Warszawy grożą natomiast poważne konsekwencje polityczne. Tu nie chodziło tylko o zwracanie nieruchomości, ale także o ich komercjalizowanie oraz wydawanie pozwoleń na budowę i planowanie zagospodarowania przestrzennego. W tych wszystkich obszarach dochodziło do nieprawidłowości. Nie jest również tajemnicą, że ratusz wielokrotnie szedł na rękę handlarzom roszczeń, więc na miejscu śledczych sprawdziłbym, jaką rolę w tym procederze pełniła obecna prezydent Warszawy.

Wspomniał pan, że w grze reprywatyzacyjnej chodzi nawet o miliardy złotych. Skąd te wyliczenia?

- Mówimy tu o liczbie kilkuset nieruchomości, które zostały zwrócone w dziwnych okolicznościach. Jedna działka na placu Defilad, fakt że najdroższa, została wyceniona na 160 milionów złotych. Dlatego, choć nikt tego jeszcze dokładnie nie policzył, możemy mówić o sumach rzędu kilkunastu miliardów złotych. Sama wartość wypłaconych odszkodowań wynosi natomiast 1 miliard 100 milionów złotych. W tym temacie ciekawym wątkiem jest również kwestia orzecznictwa sądów, co do wyceny tych nieruchomości. Ich wartość powinna być wyceniana na rok 1945, przy uwzględnieniu inflacji i waloryzacji, a nie na 2016 rok. Dużo z tych kamienic było zadłużonych czy zburzonych, a później postawionych na nowo przez państwo. Warszawa została odbudowana przez całą Polskę, społeczeństwo inwestowało w te działki, a teraz zarabiają na tym handlarze roszczeń.

Jak reprywatyzacja wygląda w innych krajach?

- Cały proces jest tam przeprowadzany w oparciu o odpowiednią ustawę. Tak jest np. w Czechach czy na Węgrzech. W Polsce wszystko opiera się na orzecznictwie sądów, a konkretnie na paragrafie 156 kpa, który pozwala unieważniać decyzje administracyjne podjęte z rażącym naruszeniem prawa. Sądy uznały, że w oparciu o niego można cofać decyzje administracyjne sprzed 60-70 lat. Skoro można cofnąć decyzje sprzed pół wieku, to dlaczego nie sprzed 200 czy 300 lat? Ponadto w zeszłym roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że znaczna część reprywatyzacji jest nielegalna w świetle 2. artykułu Konstytucji. Ten wyrok obowiązuje od roku, ale w rzeczywistości nic się nie zmieniło.

Brak reakcji może dziwić tym bardziej, że w ogólnopolskim sporze dotyczącym TK warszawski ratusz był jednym z pierwszych, który stanął po stronie profesora Andrzeja Rzeplińskiego i zapowiedział, że będzie respektował wszystkie orzeczenia TK...

- Na tym przykładzie widać czarno na białym, że w sporze o TK nie chodzi wcale o prawo, a jedynie o walkę pomiędzy PiS, a PO. Gdy dochodzi do kwestii praworządności, respektowania ładu konstytucyjnego oraz poszanowania praw człowieka, to nagle nikogo to nie obchodzi, no może garstkę społeczników. A mówimy tu o najważniejszym dla stolicy wyroku TK od kilkunastu lat! Można śmiało powiedzieć, że dotyczy on losu kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców Warszawy, a władze mają go totalnie w nosie! To jest niebywałe! Warto zauważyć jednak, że taka postawa cechowała nie tylko PO, ale cały establishment polityczny w kraju. Na procederze dzikiej reprywatyzacji uwłaszczyły się szeroko pojęte elity - adwokaci, deweloperzy, politycy. Oni są po wszystkich stronach barykady - w PiS, PO, nie mówiąc już o SLD. Nie mam wątpliwości, że to co dzieje się w Warszawie, jest jednym z największych wałków w III RP. W ten sposób w latach '90 przeprowadzano prywatyzację, a obecnie dożyna się to co zostało, za pomocą dzikiej reprywatyzacji.
Dobrym przykładem jest tu kamienica przy Noakowskiego 16.

Która została ukradziona przez szmalcowników po wojnie...

- ..., a którą odziedziczyła i szybko sprzedała bliska rodzinna Hanny Gronkiewicz-Waltz. Wuj męża obecnej prezydent Warszawy kupił tę kamienicę od szmalcowników, którzy wcześniej sfałszowali notarialny akt sprzedaży. Po wojnie sąd wsadził ich za to do więzienia oraz nakazał wykreślenie z hipoteki wuja. Wykreślenie nigdy nie nastąpiło, co umożliwiło ubieganie się o kamienicę przez rodzinie Waltzów i w efekcie odzyskanie jej. Zwrot nastąpił za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego. W tym momencie rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz stała się beneficjentem działalności gangu złodziei.

Jak na nagłaśniane przez wasze stowarzyszenie nieprawidłowości związane z dziką reprywatyzacją reagowali warszawscy radni PiS?

- Niektórzy z nich zajmowali się tym tematem, jednak nie słyszałem o tym, by tak jak my, złożyli jakieś zawiadomienia do prokuratury. Myślę, że PiS powinien przejrzeć własne szeregi i odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest to tylko dzieło przypadku czy bierność warszawskich radnych tej partii wynika z innych czynników.

Wspomniał pan o tym, że budzące wiele kontrowersji zwroty kamienic miały miejsce już za czasów Lecha Kaczyńskiego. Czy mógł on mieć wiedzę na temat tych nieprawidłowości?

- Myślę, że Lech Kaczyński nie był zaangażowany w ten proceder. Co więcej, gdy dowiedział się o nieprawidłowościach podczas próby wyłudzenia ogródków działkowych na Waszyngtona, to od razu zwolnił odpowiedzialnego za to pracownika. Później mocno ograniczył działalność inwestycyjno-obrotową, gdyż wiedział, że otaczają go skorumpowani urzędnicy, którzy mogą próbować wykorzystać okazję. Dlatego zdecydował się zablokować wówczas ten proces. Pozostaje jednak pytanie: na ile obecny warszawski PiS jest częścią tego układu? Zresztą problemem jest nie tylko bierność polityków, ale również, a może przede wszystkim, głównych instytucji państwowych.

Jakieś przykłady?

- Pierwszy nasuwa mi się na myśl przykład działalności Izby Skarbowej przy okazji kamienicy na Hożej 25a. Kupił ją jeden z handlarzy roszczeń za zaledwie 50 złotych. Gdy przeciętny człowiek kupi np. samochód o zaniżonej wartości, to Izba Skarbowa zajmuje się sprawą i dolicza domiar. W tym przypadku burmistrz dzielnicy Śródmieście Wojciech Bartelski złożył doniesienie do Izby Skarbowej, która do tej pory na nie nie odpowiedziała. A mówimy o nieruchomości wartej kilka milionów złotych, która została przejęta za 50 złotych! To jest nieprawdopodobna zapaść instytucjonalna państwa. Ono nie działa i jesteśmy o krok, by zostać drugą Ukrainą. Na przykładzie dzikiej reprywatyzacji, jak w soczewce, widać wszystkie patologie III RP.

Co zatem zrobić, by ukrócić dziką reprywatyzację?

- Pierwszym krokiem powinny być zmiany w Kodeksie Postępowania Administracyjnego. Naprawdę nie wiem dlaczego PiS jeszcze tego nie zrobił i na co czeka. Oni są w stanie zmienić ustawę o TK w 48 godzin, a nie potrafią znowelizować jednego artykułu w KPA. Następnie należałoby zmienić ustawę. Jednocześnie powinno się stworzyć specjalny departament, który zająłby się wyjaśnianiem dzikiej reprywatyzacji. To powinien być cały sztab ludzi, uczciwych ekspertów, którzy zajęliby się oczyszczeniem tej stajni Augiasza. Warszawa przez ostatnie lata była prawdziwym eldorado do prania brudnych pieniędzy i sprzyjała deweloperom. Tu można było wybudować wszystko i wszędzie. Śmiem wątpić, że wynikało to tylko z niekompetencji urzędników, a nie z ordynarnej korupcji.

Źródło: WP

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)