Imitowali zwierzęta obdarte ze skóry. Happeningi w przestrzeni miejskiej
Happeningi bawią, szokują, a czasem wywołują salwę braw. Coraz częściej pojawiają się w warszawskiej przestrzeni.
Grupa ludzi wychodzi na ulicę lub wchodzi wagonu metra, zagaduje ludzi. Ma odpowiednie rekwizyty lub bazuje tylko na werbalnym przekazie i gestykulacji. Zawsze porusza konkretny problem czy zjawisko. To happening. Bezpośrednia, artystyczna forma, mająca swoją dramaturgię i logiczna narrację. Posługuje się zestawem odpowiednio dobranych znaków: haseł, obrazów, gestów. To wszystko rozgrywane jest w przestrzeni, gdzie dociera do na pozór przypadkowych ludzi.
Happeningi coraz częściej goszczą w warszawskiej przestrzeni. Jedne służą zaktywizowaniu i pobudzeniu mieszkańców, inne niosą ze sobą konkretny przekaz, poruszając często trudne i kontrowersyjne tematy. Reakcji jest tyle, ilu przechodniów, którzy mijają grupę artystów.
Walka szokiem
Jednym z największych happeningów odgrywanych na ulicach Warszawy jest ten, który protestuje przeciwko naturalnym futrom. Jest jednym z najgłośniejszych wydarzeń tego typu, ponieważ równolegle dzieje się w 11 miastach Polski, dopełniając wszystkie akcje związane z inicjatywą "Dzień bez Futra". W ubiegłym roku grupa ludzi pojawiła się na placu Konstytucji. Słowa nie były potrzebne. Każdy z aktywnych uczestników trzymał plakat, pokazujący w jakich warunkach przechowywane są zwierzęta, z których finalnie mają powstać futrzane czapki i kurtki. Jednak najsilniejszy przekaz generowało dwoje ludzi, którzy imitowali zwierzęta obdarte ze skóry. - Taka forma wychodzi z logiki ruchów społecznych w logikę mediów - punktowego zainteresowania często za pomocą szoku. Powiedziałbym, że jest to bardziej marketingowy środek, który zbliża happening z jednej strony do formy reklamy, a z drugiej - do sztuki - mówi WawaLove.pl socjolog dr Michał Łuczewski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Reklama czy sztuka?
Idealne miejsce na happening? Takie, z którego widz nie może uciec. A więc metro. Ta przestrzeń wykorzystywana jest do tych wydarzenia najczęściej. Pasażer między jedną a drugą stacją jest niejako zmuszony do odbioru przekazu. Jedni odwrócą głowę, inni "rzucą okiem" z zaciekawieniem, a jeszcze inni zaczną bić brawo. Tak jak w przypadku happeningu "Uśmiechnij się", który w warszawskim metrze zorganizował Michał. Mówił do pasażerów: "Każdy z nas posiada coś, co potrafi uzdrawiać. To uśmiech". Dostał głośne brawa. - Happening to sztuka, która nie jest w stanie na stałe zmienić odbiorcy, ale chce go poruszyć i wybić z uśpienia. Zadaje pytania tak, byśmy zaczęli się dziwić i zastanawiać - dodaje Łuczewski.
- Happening to poruszenie społeczne. Mamy tu do czynienia z repertuarem mobilizacji ludzi. Będzie poruszał wiele osób, ale nie będzie tworzył trwałej, licznej grupy. Najczęściej odwołuje się do wartości, jednak wokół takiego happeningu ludzie nie mogą się zjednoczyć, ponieważ jest czasowy - zaznacza dr Michał Łuczewski. Jednak taka forma performanceu jest krótka i nietrwała tylko na pozór. Zyskuje swoje drugie życie dzięki social mediom. Wszystkie filmiki nakręcone podczas happeningu, niezależnie od tego czy bawią czy szokują, w szybkim tempie obiegają Internet. Pod tym względem ma duże walory marketingowe, ale to wciąż sztuka, która przede wszystkim ma pobudzić do refleksji.
Przeczytaj też: Praga obchodzi 368. urodziny. Znamy program