Frankowicze protestowali przed sejmem. To odpowiedź na samobójstwo jednego z nich
"Nasz podstawowy postulat dotyczy tego, aby w Polsce przestrzegane było prawo"
Przed gmachem polskiego parlamentu protestowały osoby zadłużone we frankach szwajcarskich. Manifestacja była odpowiedzią na informację o mężczyźnie, który targnął się na swoje życie. Popełnił samobójstwo, ponieważ nie był w stanie spłacić kredytu. To oczywiście nie jedyny powód protestu.
- Nasz wiec ma charakter informacyjny. Chcemy przekazać społeczeństwu, że nie oczekujemy od państwa żadnej pomocy finansowej. Nasz podstawowy postulat dotyczy tego, aby w Polsce przestrzegane było prawo - mówi Piotr Dembny ze stowarzyszenia Pro Futuris, które jest organizatorem protestu. I dodaje, że w umowach kredytowych frankowiczów są zapisy uznane prawomocnymi wyrokami sądów za niewiążące. - Banki nie respektują tych wyroków, dlatego chcemy przedstawić nasz problem parlamentarzystom, bo odnosimy wrażenie, że nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć na czym on polega - tłumaczy Dembny.
Do manifestujących wyszli tylko parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Protest potrwał do godzin popołudniowych.
O śmierci samobójcy jako pierwsze poinformowało Radio Zet. Do tragedii doszło w Bielsku-Białej. Samobójca, 35-letni ochroniarz, zastrzelił się podczas pracy, gdy pilnował jednostki wojskowej. Prokuratura potwierdziła, że do tego czynu skłoniła go zła sytuacja finansowa. Mężczyzna zostawił żonę i 6-letnią córkę. Rodzina odziedziczyła po nim również dług.
Matka zmarłego powiedziała Radiu ZET, że winę za śmierć jej syna ponosi bank, który kilka miesięcy temu zagroził rodzinie eksmisją. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", w związku z samobójstwem bank wstrzymał egzekucję długu. Jego wartość wynosi obecnie około 400 tys. złotych.
Przeczytaj też: Profesor Chazan domaga się przywrócenia do pracy