RegionalneWarszawaEuropa już ich nie chce, Warszawa kupuje coraz więcej. Te urządzenia "utrudniają życie pieszym"?

Europa już ich nie chce, Warszawa kupuje coraz więcej. Te urządzenia "utrudniają życie pieszym"?

Służą do włączania zielonego światła. Praktyka pokazuje jednak, że pożytek z nich niewielki

Europa już ich nie chce, Warszawa kupuje coraz więcej. Te urządzenia "utrudniają życie pieszym"?

Służą do włączania zielonego światła. Praktyka pokazuje jednak, że pożytek z nich niewielki. Mowa o przyciskach znajdujących się przy przejściach z sygnalizacją. - W większości przypadków utrudniają pieszym życie i pogarszają ich bezpieczeństwo - mówi Wawalove.pl Michał Beim z Instytutu Sobieskiego. Krytycznie na temat tych urządzeń wypowiadają się również warszawiacy, z którymi rozmawialiśmy. W tej sytuacji należy zadać pytanie, czy przyciski dla pieszych są potrzebne?

- Niezależnie od tego czy wcisnę guzik czy nie, i tak czekam tyle samo czasu, więc do czego służą te urządzania? - pyta w rozmowie z Wawalove.pl Tomek, mieszkaniec warszawskiego Mokotowa. Postanowiliśmy zweryfikować informację naszego rozmówcy na stołecznym skrzyżowaniu, Alei Jerozolimskich z ulicą Popularną. Nasz eksperyment potwierdził to, o czym mówił czytelnik WP. Zielone światło dla pieszych zapaliło się zarówno w sytuacji, gdy nacisnęliśmy przycisk jak i wtedy, gdy tego nie zrobiliśmy. W obu przypadkach zmiana *koloru nastąpiła po upływie około 40 sekund. *

To nie jedyny zarzut jaki warszawiacy kierują pod adresem wspomnianych przycisków**. -**Auta właśnie zatrzymywały się na czerwonym świetle. Taki sam kolor palił się dla pieszych.* Nacisnęłam przycisk, żeby włączyć zielone, ale zmiana koloru nie nastąpiła.*Postanowiłam przejść i gdy byłam w połowie drogi, dla samochodów zapaliło się światło do jazdy - wspomina starsza pani.

Ekspert uważa, że tak się dzieje, gdy samochody skręcające w prawo przecinają przejście dla pieszych. - Kierowcy, którzy ruszają na zielonym świetle, widzą kątem oka, że piesi mają czerwone. Stają się mniej ostrożni. Pieszy przypomina sobie o przycisku, udaje mu się zapalić zielone światło i wchodzi na jezdnię - zdaniem Beima w ten sposób często dochodzi do sytuacji kolizyjnych.

Ekspert Instytutu Sobieskiego zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Przyciski wydłużają czas przejścia przez jezdnię w porównaniu do zielonego światła zapalanego automatycznie. - Musimy dojść do masztu, wyciągnąć dłoń, co zajmuje kilka sekund. Nie wszyscy o tym pamiętają, więc można nie zdążyć na cykl zielonego światła i trzeba czekać na kolejny - tłumaczy Beim. Warszawiacy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że często tracą cierpliwość i przechodzą na czerwonym. W ten sposób narażają się nie tylko na niebezpieczeństwo.

- Jeśli ktoś nie wytrzyma, nie skorzysta z przycisku i po pewnym czasie oczekiwania przejdzie na czerwonym świetle, to łamie prawo - tłumaczy nam Marek Kąkolewski z Komendy Głównej Policji. Funkcjonariusz tłumaczy, że taka osoba musi liczyć się z sankcjami, również finansowymi. Za przejścia na czerwonym świetle grozi mandat do 100 zł. Policja zapewnia jednak, że każdą taką sytuację rozpatruje indywidualnie.

Urządzeń broni Zarząd Dróg Miejskich. - Przyciski usprawniają ruch - mówi Wawalove.pl Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa ZDM . Występują one na skrzyżowaniach, gdzie obowiązuje system akomodacyjny. Polega on na tym, że za pomocą czujników rozpoznawana jest ilość i kierunki dojeżdżających pojazdów. Następnie na tej podstawie dostosowuje się cykl sygnalizacji. - Gdyby wciąż obowiązywał system stałoczasowy, na stołecznych ulicach mielibyśmy jeszcze większe zatory, ponieważ dla każdej strony sygnał zielony paliłby się tyle samo czasu - tłumaczy Gałecka.

Zdaniem Beima przyciski sprawiają, że piesi traktowani są jak obywatele drugiej kategorii. - Muszą grzecznie "poprosić" o przejście, czyli nacisnąć guzik i odczekać na pozwolenie - uważa ekspert. Przedstawiciel Instytutu Sobieskiego dodaje, że coraz więcej europejskich państw rezygnuje z tych urządzeń. - Nie rozumiem, dlaczego w Polsce panuje moda na przyciski. Pieniądze przeznaczane na ten cel można lepiej zagospodarować, np. inwestując w chodniki - kończy Beim.

W Warszawie liczba miejsc z przyciskami przybywa. W stolicy jest łącznie 800 skrzyżowań, w tym 500 wyposażonych w system akomodacyjny wyposażonych w przyciski. Koszt jednego urządzenia to 2000 zł.

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)