"Całą noc usiłowała kogoś ugryźć". Lekarz o pijanych pacjentach na SOR
Od listopada w Warszawie obowiązuje nocny zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych w Śródmieściu i na Pradze-Północ. O tym, co się działo do tej pory na SOR-ach i izbie wytrzeźwień opowiedzieli Wirtualnej Polsce m.in. lekarze ze stołecznego szpitala.
- Nie uratowaliśmy młodego człowieka, który chciał się popisać przed towarzystwem. Wypił butelkę 0.7 wódki z tzw. gwinta - opowiadał lek. Bogdan Stelmach ze Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie, kierownik SOR.
Szpitale w Warszawie mają problem z pijanymi pacjentami
- Były przypadki powyżej 10 promili. To się zdarzało. To są już takie rekordy bardzo poważne. Jest to zagrożenie życia. To jest oczywiste - wyjaśnił lekarz. - Po prostu wypił tę butelkę na szybko. Poziom zaburzeń metabolicznych był tak duży, że po prostu nie udało się go uratować - wskazał. - Oczywiście alkohol jest dla ludzi, ale nie w taki sposób spożywany, jak to działo się w śródmieściu Warszawy - mówił lekarz.
- Nie wiem, skąd to się bierze, ale jest przekonanie, że młodzież pije najwięcej. Tutaj dostrzegamy odmienność tej teorii. Piją osoby w wieku średnim, najwięcej w wieku 30 do 50, 60 lat. Młodzież, tak jak pan powiedział, wybiera inne formy zabawy. Dla młodzieży picie alkoholu stało się niemodne - dodał do tego Daniel Witkowski, kierownik działu przerywania ciągów alkoholowych, SODON.
- Mieliśmy tu pewną damę. Zostawmy z jakich rejonów, bo Warszawa jest mała i nie chciałbym, żeby była rozpoznawalna. Ale ona na przykład całą noc szczekała i usiłowała kogoś ugryźć, jak ktoś przechodził. Więc musieliśmy zastosować unieruchomienie czterokończynowe dlatego, że ona była groźna. (…) Miała około trzech i pół promila - taką historię przytoczył jeszcze lek. Bogdan Stelmach.