Brak miejsc dla dzieci w przedszkolach. Rodzice są wściekli: "to jest polityka prorodzinna?"
"Będzie mi ciężko".
Ratusz szacuje, że dla ponad 3 tys. dzieci zabraknie miejsc w publicznych przedszkolach. Urzędnicy zapewniają, że każde dziecko pójdzie do przedszkola. Przyjęcia odbędą się w dzielnicach, w których mieszka mniej rodzin z dziećmi np. na Śródmieściu i Woli. Rodzicom nie podoba się ten pomysł. Niektórzy z nich nie będą w stanie odwieźć dzieci do przedszkola i zdążyć na czas do pracy.
Zakończył się pierwszy etap rekrutacji do samorządowych przedszkoli. Rodzice z niecierpliwością czekali na odpowiedź, czy ich pociecha dostanie się do wybranej placówki. Niestety dla wielu wyniki były druzgocące. Według pierwszych danych dla ponad 3 tysięcy trzylatków nie ma miejsc. Do przedszkoli nie dostało się również ok. 900 czterolatków i 250 pięciolatków.
- My oczywiście musimy zapewnić miejsca wszystkim dzieciom. Nie będzie to łatwe, ale musimy to zrobić. Będziemy dostosowywać kolejne sale zabaw, rekreacyjne i inne pomieszczenia na sale do zajęć z dziećmi. Burmistrzowie już ogłaszają kolejne konkursy dla przedszkoli niepublicznych. Będziemy również tworzyć oddziały przedszkolne przy szkołach podstawowych, które pierwotnie były przeznaczone dla sześciolatków – informuje Katarzyna Pienkowska z biura prasowego.
Największy problem ze znalezieniem miejsca w przedszkolu jest na Bemowie, Białołęce, Wilanowie, Wawrze. W tych dzielnicach mieszka najwięcej rodzin z dziećmi. Z kolei dzielnicą, w której w tej chwili są wolne miejsca w przedszkolach, jest Śródmieście.
"Nie wiem, co teraz"
- Moje trzyletnie dziecko nie dostało się do żadnego z czterech przedszkoli - mówi naszej reporterce pani Małgorzata mieszkanka Bemowa. - Od czerwca urzędnicy mają listownie wskazać miejsce, gdzie zostanie przyznane miejsce mojemu dziecku. Nie zostało mi nic innego jak czekać. Obawiam się, że to będzie Śródmieście albo Wola - dzielnice, w których mieszka mało dzieci. Będzie mi ciężko, bo pracuję na Mokotowie i nie jestem w stanie zostawić dziecka o godz. 7.00 rano na Śródmieściu lub na Woli i na 8.00 dojechać do pracy. Mój mąż wyjeżdża w delegacje, jestem zdana na siebie - tłumaczy mama.
Co wtedy? - Kolejny rok w prywatnym przedszkolu - odpowiada. Pani Małgłorzata płaci 12 tysięcy złotych rocznie za prywatne przedszkole. - To nie jest mało - dodaje.
"Nie dostaliśmy się do żadnego z trzech państwowych przedszkoli, które wybrałam w rekrutacji. Od piątku chodzę wściekła na ten chory system, na ta oświatę, na rządzących tym miastem, na dyrektorki. Na wszystko! Najbardziej mnie wkurza ten beznadziejny system rekrutacyjny” – żali się na forum poświęconym rekrutacji dzieci do przedszkoli mama z podwarszawskich Siedlec. "Myśmy się nie dostali do żadnego z trzech wybranych przedszkoli. Sama nie wiem co teraz” – skarży się inna.
Kobieta tłumaczy, że nie stać ją na prywatne placówki. Jeśli "zapiszę dziecko [do prywatnego przedszkola – przyp. red.], to nie będę mogła już brać udziału w rekrutacji przez system, bo pesel dziecka będzie wprowadzony do systemu przez dyrekcję. Co to ma w ogóle być???? Polityka prorodzinna? Zamiast tworzyć państwowe przedszkola albo dofinansowywać prywatne na takim samym poziomie jak państwowe, to rozdają 500 plus tym, co nie trzeba. Chore!!! Jestem zbulwersowana tym wszystkim. (…) Co roku jest ten sam problem. Za mało miejsc w państwowych w porównaniu z ilością dzieci...." – komentuje mama [pisownia oryginalna].
Miasto dopasuje przedszkole
Od 1 września 2017 r. organ prowadzący musi zapewnić miejsce w przedszkolu albo innej formie wychowania przedszkolnego dla każdego dziecka od 3. roku życia, którego rodzice złożą wniosek o przyjęcie dziecka do przedszkola. Dotychczas takie prawo miały dzieci od 4. roku życia. Liczbę dzieci w przedszkolach zwiększa również zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków, ponieważ większość tych dzieci pozostaje w przedszkolach.
– W tym roku ponad 7 tys. sześciolatków zostało w przedszkolach. Pierwszy raz tak dużo. W zeszłym roku było to 2100 sześciolatków – podsumowuje rzeczniczka stołecznego ratusza. - To wszystko jest spowodowane działaniami MEN-u. Gdyby sześciolatki poszły do pierwszych klas czy do oddziałów przedszkolnych w szkołach, nie byłoby żadnego problemu.
Do 19 maja rodzice potwierdzą wolę zapisu dziecka do placówki, do której się dostało. 23 maja zostaną wywieszone listy zakwalifikowanych dzieci. Od decyzji będzie można się odwołać. Od 6 czerwca burmistrzowie dzielnic będą proponować rodzicom miejsca dla dzieci w innych placówkach.
Co w przypadku mamy z Bemowa, która nie będzie w stanie odwieźć dziecka do przedszkola w innej dzielnicy?
- To pierwsza taka sytuacja od wielu lat. Ciężko przewidzieć, ilu rodziców nie potwierdzi zainteresowania w przedszkolach. Burmistrzowie będą robić wszystko, żeby jak najlepiej dopasować miejsce do oczekiwań rodziców - mówi nam rzeczniczka ratusza.
Przeczytaj też: W Warszawie zaginął 12-latek. Ktoś go widział?