Waldemar Kuczyński: świadek ws. zabójstwa Papały wodził przez lata śledczych za nos
Jeszcze nic pewnego nie wiadomo, ale może rzeczywistość wymierzyła mocnego kopa zakochanym w dopatrywaniu się spisków i działania ciemnych sił, służb, kasjerów, kont numerycznych i innych tworów złej wyobraźni, a nie realu. Rzeczywistość, czyli prawda, której przez 14 lat szukano tam, gdzie najbardziej chciano znaleźć, czyli wśród polityków, najwyżej postawionych i z nielubianej partii.
Taki wzorzec tropicielski dawało się łatwo zauważyć nie tylko w sprawie zabójstwa generała Papały, ale w wielu innych. Także w straszliwej ponoć aferze Orlenu, jak wtedy pisano "największej w historii Trzeciej Rzeczpospolitej", czy w równie wielkiej aferze PZU. Po obu nie zostało nic, poza pokładami czarnej mazi wciśniętej ludziom do głów na temat obecnej Polski, która tkwi tam do dziś, jak trucizna. Wciskał ją zgodny front dziennikarzy chcących błysnąć sensacją i polityków pragnących wykończyć rywali, ale i śledczych marzących o zrobieniu kariery przez dopadnięcie ważnej figury. Trwa to nadal, w stopniu o wiele bardziej nonsensownym, ale i groźnym wokół afery smoleńskiej, bo sama katastrofa nie ma tu już wiele do rzeczy. Afery równie bzdurnej, jak twierdzenia, że ktoś chciał oddać polską energetykę Rosjanom, co było "kamieniem paranoicznym" obrad sejmowej komisji śledczej do spraw afery Orlenu. Teraz mamy rosyjsko-polski zespół egzekucyjny, złożony z głównych osób w obu państwach, dwa wybuchy i wygięte
blachy wedle najnowszych hipotez ekspertów od rozstrzygania bez badania.
I oto nie można wykluczyć, że w środku tego ponurego "cyrku na cmentarzu" będzie wielkie bum! Trywialność nad trywialnościami!Widowiskowy przejaw działania brzytwy Ockhama, zasady podanej przez filozofa żyjącego ponad 700 lat temu, by prawdy szukać w tym co najprostsze, w tym co błyszczy pod latarnią, a nie po zakamarkach, w których chciałoby się ją znaleźć. Więc pewno i prawda smoleńska tkwi w prostocie, w prośbie kapitana Protasiuka skierowanej do dyrektora Kazany, że wyszła mgła, że nie da się usiąść, "Także proszę już myśleć nad decyzją, co będziemy robili" (krakowski odczyt czarnej skrzynki - godz. 8.26.33.1). I w odpowiedzi dyrektora, po kilkuminutowej nieobecności w kokpicie przypuszczalnie dla zapytania gospodarza lotu o zdanie; "na razie nie ma decyzji prezydenta, co robić" (godz. 8.30.33.4). Ale co tam prawda, chodzi o to, żeby za pomocą wraku Tupolewa i kolejnych rocznic wyciągać coraz więcej ludzi na ulice, dla politycznej, groźnej awantury.
Przy okazji tego sensacyjnego i trywialnego zarazem zwrotu w śledztwie o zabójstwo generała Papały, dużo się mówi złego o instytucji świadka koronnego. Bo być może to właśnie sprawca zabójstwa, zrobiony - z jego własnej inicjatywy - świadkiem koronnym miał wodzić za nos przez lata śledczych i nie tylko ich. Ta instytucja ma słaby punkt, bo świadkiem staje się zawsze gość jakoś tam lub wprost podejrzany, a więc zainteresowany kręceniem. Ale to nie świadek owinął sobie wokół palca policję, prokuraturę, dziennikarzy i polityków. To oni sami się tak urządzili mając oczy i uszy nastawione na tropienie tych na górze, bo to większa chwała. To z jednej strony chwalebne, ale to też pułapka, w której - jak się być może okaże - utknięto na lata.
Oczywiście choćby obecne sensacyjne wyjaśnienie zyskało betonowe dowody wersja spiskowa zostanie. Już Marek Jurek pyta ile było przypadków zabójstwa kierowcy podczas kradzenia auta. Jakaś ciemna siła musi być, bo jakby nie było, to po co jakaś tam IV RP. A ponadto - kasa się lała za wierszówki, pewno i premie, chyba i książki pisano, Mazura ściągano do Polski i co ? Wszystko to teraz o kant...
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski
Tytuł pochodzi od redakcji