Waldemar Kuczyński: nie wybierajmy eurosceptyków
Wybory do Parlamentu Europejskiego są przez większość Polaków lekceważone. Niesłusznie. One są tak samo ważne, jak wybory sołtysa, prezydenta miasta, czy sejmu. Wszystkie dotyczą wyboru władz decydujących o naszych codziennych sprawach, choć na różnych piętrach decydowania. We wszystkich każdy ma mikroskopijną cząsteczkę wpływu, jeden głos pośród milionów tak, że wielu wydaje się on bez znaczenia. A jednak wszyscy decydujemy, jak pobiegną wydarzenia we wsi, mieście, kraju i w Europie. Jak ktoś policzył 60 proc. polskiego prawa powstaje w Strasburgu. To ogólne uzasadnienie, by wyborów europejskich nie lekceważyć, pasujące do Polaka, Portugalczyka i każdego z krajów członkowskich - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla WP.PL.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego
Ale są też powody dotyczące nas. Polska liczbą ludności i rozmiarami gospodarki dominuje w grupie krajów dawnej radzieckiej Europy Centralnej przyjętych do Unii po roku 1989. Ten fakt nie daje żadnych praw do uzurpowania sobie jakiejś szczególnej roli. Jest jednak szansą, by Polska była krajem ogniskującym wspólną część interesów regionalnych, które wiążą się z naszą obecnością na wschodzie Unii. I z trudnym, jak widać, sąsiedztwem Rosji. Tę szansę mogą wykorzystać tylko europosłowie nienastroszeni do Unii, nastawieni pozytywnie, wiarygodni w tym, że nie pamiętając o własnym kraju nie zapominają o tym ogromnym projekcie, jakim jest jednoczenie Europy. Wschodni segment wspólnoty, który może na długo stać się też jej segmentem frontowym, nie tylko granicznym, będzie potrzebował czuć za plecami jej resztę. Jej rozumienie i co za tym idzie poparcie. Aby to zapewnić ogromną rolę do spełnienia będą mieli europosłowie z tego regionu, głównie z Polski. I to muszą być ludzie, którzy potrafią coś więcej, niż
pokrzyczeć patriotycznie parę minut z trybuny. Będą musieli dotrzeć do kolegów z przeciwległych skrajów Europy, zrozumieć ich patrzenie na kontynent i sprzęż je z naszym, w łącznym interesie wszystkich. Muszą być na "tak", a nie na "nie". Nie zrobią tego rozbijacze Wspólnoty. Nie wybierajmy eurosceptyków, bez względu na to z jakiej są partii! To są naprawdę wrogowie Unii Europejskiej, chowający się za maską eurosceptyków.
Zrobią Polsce, nam wszystkim, wielką krzywdę. I zrobią to często nie wiedząc, co czynią. Wrogość do Unii wyrasta z dwóch motywów; nacjonalistycznego i skrajnie rynkowego. Pierwsi nienawidzą Unii, bo rzekomo pozbawia Polskę niepodległości, jest bezbożna i "pedalska", drudzy - bo ich zdaniem jest "socjalistyczna" i także bezbożna oraz "pedalska".
Oba podejścia nie widzą tego najważniejszego. Unia Europejska zlikwidowała istniejący od 300 lat układ geopolityczny, który wykluczał istnienie niepodległego państwa polskiego, jak i paru innych w środkowej Europie. Tylko dlatego, że istnieje Unia i organicznie z nią zawiązane NATO mieliśmy w roku 1989 kierunek ucieczki z bratnich objęć Rosji, chwilowo na łopatkach, jak w roku 1917. I tylko dlatego, że nie wahaliśmy się, by wiać na Zachód ile sił, nie jesteśmy dziś w sytuacji Ukrainy. Każdy polityk, a są tacy u nas, który działa na rzecz dezintegracji Wspólnoty, każdy eurosceptyk, działa w istocie rzeczy na rzecz powrotu do Europy, w której miejsca dla niepodległej Polski prędzej, czy później by zabrakło.
Zamienilibyśmy rolę jednego z 28 członków wolnego, dobrowolnego związku państw i narodów w rodzaj PRL-bis, zwasalizowanego przez jednego z potężniejszych od nas wielokroć sąsiadów. Szukajmy pośród kandydatów we wszystkich partiach osób życzliwych Unii, lubiących ją. Oni najskuteczniej zabezpieczą nasze interesy. Wybierzmy chcących, by Unia Europejska była lepsza, silniejsza, bardziej zwarta. Ona jest naszym najlepszym od wieków siedliskiem.
* Waldemar Kuczyński dla Wirtualnej Polski*