Były dominikanin o szantażu. Mocne zarzuty wobec kurii
Marcin Mogielski nie jest już duchownym Kościoła katolickiego. W Wielką Sobotę ogłosił zmianę wyznania na luteranizm. Teraz tłumaczy swoją decyzję i przypomina lata walki o prawdę w Kościele. - 30 lat miałem w sobie tę naiwność. Nie wstydzę się tego, ale dłużej już tak nie mogę - tłumaczy Marcin Mogielski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
12.04.2023 | aktual.: 12.04.2023 14:12
"Drodzy, po ciężkich latach domagania się od instytucji kościelnej stanięcia po stronie skrzywdzonych i wykluczonych, odkryłem, że ten system nie chce zmian. Moje ręce są za krótkie, a władza nade mną silna i skuteczna" - napisał w Wielką Sobotę o. Marcin Mogielski.
"Jestem nadal chrześcijaninem, ale w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, wreszcie u siebie, w bezpiecznym domu, Jezus, Ewangelia i człowiek, każdy bez wyjątku, umiłowane Boże dziecko, odkupione i zbawione ojcowską miłością Boga" - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Kościół powinien być otwarty na wszystkich jak Jezus. Wierzyłem, że jeżeli będę głosił ewangelię, mówił prawdę i stawał po stronie wykluczonych i skrzywdzonych, dając biskupom ich nazwiska na tacy, to zostanie to załatwione. 30 lat miałem w sobie tę naiwność. Nie wstydzę się tego, ale dłużej już tak nie mogę - tłumaczy Marcin Mogielski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Marcin Mogielski od wielu lat zajmował się sprawą molestowania w Kościele. Jak przypomina "GW", on sam w młodości był molestowany przez księdza Andrzej Dymera. Doszło do tego podczas wakacji w 1991 roku zorganizowanych przez ognisko św. Brata Alberta dla chłopców z uboższych rodzin. Kiedy Mogielski powiedział o sprawie wizytatorowi z kuratorium... ten również zaczął go obmacywać.
Bolesne doświadczenia nie zraziły Marcina Mogielskiego do Kościoła. Wstąpił do seminarium, a następnie przeniósł się do zakonu dominikanów. Tam dzięki jego interwencji ukarano dominikanina Pawła M., który stał za "trwającymi dniami i nocami modlitwami, biciu, a także przemocy seksualnej, która miała prowadzić do oczyszczenia".
Biskup: oskarżenia to "pedalska zemsta"
W 2003 roku Marcin Mogielski zajął się sprawą księdza Andrzeja Dymera. O pomoc poprosił go brat, jeden z opiekunów w ognisku św. Brata Alberta w Szczecinie. Mogielski zebrał świadectwa ofiar księdza. Miał relacje czterech osób przez niego skrzywdzonych.
Ale jak mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", abp Zygmunt Kamiński, który w tamtym czasie był metropolitą szczecińsko-kamieńskim, nie podjął żadnych kroków wobec księdza Dymera. Jedyne co zrobił, to oburzył się na Marcina Mogielskiego i zaczął na niego krzyczeć.
Od tego czasu Marcin Mogielski zaczął mieć problemy. Abp Zygmunt Kamiński miał powiedzieć jego prowincjałowi w zakonie dominikanów, że Mogielski jest niewiarygodny, bo został wyrzucony z seminarium za "gejostwo", a oskarżenia to "pedalska zemsta", bo ksiądz Dymer rozpracowywał "homoseksualną siatkę w Kościele".
Sprawą księdza Dymera po publikacji "GW" w 2008 roku, zajęła się prokuratura. W 2015 roku umorzyła postępowanie ze względu na przedawnienie. Ale w uzasadnieniu padły stwierdzenia, że "sąd dał wiarę odnośnie do kontaktów seksualnych" oraz że "Dymer wykorzystywał seksualnie osoby w jakimś stopniu od niego zależne" - podaje "Gazeta Wyborcza".
Mogielski: Z osoby skrzywdzonej robi się "mściwego pedała"
Ruszyło postępowanie kościelne, które trwało aż kilkanaście lat. Zakończyło się wyrokiem II instancji dopiero w 2020 roku, tuż przed śmiercią księdza Andrzeja Dymera.
Mimo że miał rację, to przez cały czas walki o prawdę, Marcin Mogielski był atakowany przez kościelnych hierarchów.
- To było powtórne dokrzywdzanie. Byłem pełnoletni, kiedy molestowano mnie w ognisku, ale mój PESEL nie znaczy, że tego chciałem. I chociaż w sądzie uznano winę pracownika kuratorium, to do tej pory próbuje się mnie szantażować, że kuria szczecińska jest w posiadaniu kompromitujących mnie materiałów i dokumentów, które w każdej chwili może opublikować. I tak z osoby skrzywdzonej robi się "mściwego pedała". Ręce opadają - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Krytykował biskupów
Zanim ostatecznie porzucił Kościół katolicki, w połowie marca o. Marcin Mogielski wygłosił kazanie, w którym w ostry sposób skrytykował działania polskich biskupów. - W Kościele cały czas osoby skrzywdzone się nie liczą - powiedział podczas homilii. Nawiązywał w ten sposób do reakcji polskich biskupów na materiały dziennikarskie na temat odpowiedzialności Karola Wojtyły za pedofilię w Kościele.
- W naszym Kościele pomija się osoby skrzywdzone, lekceważy się osoby skrzywdzone, rewiktymizuje się osoby skrzywdzone, dodaje się im cierpień. Taki Kościół nie jest moim Kościołem. Mój Kościół to Kościół chrystusowy, gdzie człowiek jest najważniejszy - powiedział o. Mogielski.