Świat"W tym kraju Polacy są olbrzymią siłą"

"W tym kraju Polacy są olbrzymią siłą"

12 września w Norwegii odbędą się wybory lokalne. Do głosowania w nich jest uprawnionych około 30 tysięcy Polaków. O ich głosy najbardziej aktywnie walczy partia Høyre, z której list startuje kilkunastu kandydatów z Polski. Jedną z kandydatek jest Agnieszka Sadłowska walcząca o mandat radnej w Oslo. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski porównuje norweską i polską scenę polityczną oraz przekonuje mieszkających w Norwegii Polaków do skorzystania z prawa do głosowania.

"W tym kraju Polacy są olbrzymią siłą"
Źródło zdjęć: © WP.PL

11.09.2011 | aktual.: 11.09.2011 17:58

WP: Sylwia Skorstad: Dlaczego, Twoim zdaniem, Polacy mieszkający w Norwegii powinni w tych wyborach zagłosować?

Agnieszka Sadłowska: Żeby współdecydować o tym, co się będzie działo w ich najbliższym otoczeniu. Prawo do głosowania mają te osoby, które przez ostatnie trzy lata nieprzerwanie mieszkały w Norwegii. Można powiedzieć, że to krótko, ale wystarczająco, by zorientować się w najważniejszych lokalnych problemach. My, Polacy, staliśmy się w ostatnich latach olbrzymią siłą wyborczą i możemy mieć realny wpływ na nasze życie w Norwegii.

WP: W jaki sposób trafiłaś do norweskiej polityki?

- Do Norwegii przyjechałam w 2005 roku w ramach wymiany studenckiej. Postanowiłam zostać. W Polsce studiowałam skandynawistykę, w Norwegii podjęłam studia archeologiczne. Zawsze fascynowała mnie epoka Wikingów, na studiach mogę zgłębiać tak niezwykłe dziedziny wiedzy jak na przykład runologia czy mitologia skandynawska. Polityką interesowałam się jeszcze w Polsce, ale nie brałam w niej czynnego udziału, bo zniechęcała mnie między innymi jakość debaty politycznej. W Norwegii udział obywateli w życiu publicznym jest czymś naturalnym, więc znalazłam partię, która mi odpowiadała. W grę wchodziła tylko Høyre, podzielam ich wartości i podobają mi się rozwiązania, jakie ta partia proponuje.

WP: Zatrzymajmy się przy wartościach, żeby uniknąć nieporozumień. Polakom pojęcie prawicy kojarzy się między innymi z wartościami patriotycznymi i narodowymi oraz przywiązaniem do Kościoła, czego nie można bezpośrednio przełożyć na podział na norweskiej scenie politycznej. Jakie wartości były ważne dla ciebie?

- Przede wszystkim wolność jednostki, o której mówi Høyre. Chcemy, by jednostka miała pełne prawo do decydowania o swoim życiu. Jak najmniej publicznych regulacji, co jest szczególnie ważne właśnie w wyborach lokalnych. Weźmy jako przykład prawo do urlopów rodzicielskich. Norweskie partie lewicowe chciałyby, żeby ojcowie częściej korzystali z urlopów, realizując tym samym ich wizję równouprawnienia i wymuszają to, ustalając odgórnie długość urlopu przypadającego ojcu. Naszym zdaniem, ta decyzja powinna należeć wyłącznie do rodziny, która biorąc pod uwagę szereg sobie tylko znanych czynników, sama zdecyduje, czy z dzieckiem zostanie dłużej w domu mama, czy tata.

WP: Wspomniałaś, że w Polsce do polityki zniechęcała cię jakość debaty publicznej. Czy twoim zdaniem w Norwegii słowo „polityk” brzmi dumniej?

- Tak. Nam, Polakom, polityka kojarzy się niestety z czymś brudnym i podejrzanym. Synonimem słowa „polityk” bywa dla nas „cwaniak” i specjalnie się temu nie dziwię. Przestałam się wgłębiać w polską politykę, bo naprawdę mnie nie interesuje, kto się na kogo obraził, albo kto miał dziadka w Wehrmachcie. Z polskich wiadomości nie dowiaduję się, nad czym teraz pracuje rząd, tylko kto kogo nie lubi. W norweskiej debacie publicznej nie ma wycieczek osobistych i kłótni. Rozmawiamy o konkretnych sprawach do załatwienia, a nie o ludziach. Nie grzebie się nikomu w biografii, nie wyciąga brudów, tylko walczy na argumenty. Gdyby norweski polityk chciał wobec innego używać argumentów osobistych, straciłby i szacunek wśród kolegów, i poparcie wyborców.

WP: Jak zatem norwescy politycy rozstrzygają osobiste spory?

- Na przykład poprzez ironię i żarty, ale pozbawione złośliwości. W ciągu ostatnich kilku lat spotykałam się z wieloma politykami różnych szczebli i słuchałam wielu dyskusji. Na przykład jakiś czas temu na urodziny liderki Høyre Erny Solberg przyszli szefowie różnych ugrupowań, premier Stoltenberg, czy szef związków zawodowych, który nie darzy naszej partii sympatią. Były życzenia, uśmiechy, kwiaty, żarty, wszystko w przyjaznej atmosferze. Okazywanie osobistych animozji jest tu w złym guście, takie zachowanie politykowi nie wypada, sam odejmowałby sobie powagi, gdyby dał dowód braku szacunku dla partnera w politycznej dyskusji.

WP: Nie spotkałaś się z cwaniactwem w norweskiej polityce?

- Nie i myślę, że wynika to z wielu powodów. W Norwegii ludzie uczestniczą w życiu publicznym w sposób naturalny. Jest niewielu zawodowych polityków, większość traktuje udział w tej dziedzinie życia jako pracę wolontaryjną. Za norweską polityką nie idą wielkie pieniądze, ani niezwykłe osobiste korzyści. Jeśli na przykład ja zostanę radną, to nie będzie moje źródło utrzymania, pieniędzy na życie muszę szukać w pracy zawodowej. Rozglądając się po norweskiej scenie politycznej nie widzę cwaniactwa tylko prawdziwe zaangażowanie.

WP: Wielu polskich wyborców może w poniedziałek zostać w domach, bo nie mają pewności, jak głosować. Jakie są największe różnice w głosowaniu w polskich i norweskich wyborach lokalnych?

- Najważniejsza różnica to fakt, że zamiast pliku list bierzesz z półki listę wybranej przez ciebie partii, to twoja karta do głosowania. Jeśli chcesz wesprzeć tę właśnie partię, nie musisz na liście nic zaznaczać, wystarczy, że podstemplujesz ją i wrzucisz do urny. Możesz też postawić krzyżyk przy jednym lub kilku kandydatach i w ten sposób zwiększyć ich osobiste szanse na wybór. Jeśli poza tym znasz kandydata innej partii, któremu chcesz oddać część głosu, możesz go dopisać do otrzymanej listy i w ten sposób oddać na niego głos osobisty, nie wspierając jednocześnie w znaczącym stopniu jego partii.

WP: Od kilku miesięcy Høyre starało się zdobyć głosy Polaków mieszkających w Norwegii. Polskojęzyczna część strony internetowej, spotkania z Polakami w całym kraju, ulotki w języku polskim… Inne partie ograniczyły się do ulotek, zaś Partia Postępu w ogóle nie zwraca się do imigrantów. Myślisz, że wasza praca przyniesie owoce?

- Już przyniosła! W ciągu ostatniego roku, kiedy to prowadziliśmy kampanię informacyjną skierowaną do polskich wyborców, do Høyre przystąpiło 25 Polaków. Wcześniej mieliśmy 26 członków z Polski, zatem zaledwie w ciągu kilku miesięcy udało nam się zainteresować moich rodaków na tyle, by zwiększyć polski skład osobowy prawie o 100 procent. Z tego, co wiem, z list Høyre w całej Norwegii startuje przynajmniej 12 kandydatów z Polski. W Oslo do rady miasta oprócz mnie kandyduje Edith Stylo. Oslo Høyre i Bærum Høyre przetłumaczyły też na polski swoje programy lokalne.

WP: Liczysz na głosy Polaków?

- Oczywiście, ale jednocześnie pozostaję realistką. Gorąco namawiam do głosowania i to nie tylko na partię, którą sama reprezentuję. Ważne, by Polacy w Norwegii w ogóle poszli do wyborów i zadecydowali o swojej przyszłości. My, Polacy, czujemy się polityką zmęczeni z tych powodów, które wymieniałam wcześniej. Z norweskiej perspektywy to, co oglądamy w relacjach z polskiej sceny politycznej, wygląda jak szaleństwo. A ja przekonuję, iż norweska polityka jest mniej stresująca, spokojniejsza, bardzo merytoryczna, zaś oglądanie debat czy uczestnictwo w spotkaniach wyborczych nie skłania widzów do rwania włosów z głowy. Od wielu dni codziennie spotykam się z wyborcami, w tym z polskimi, i słyszę wiele ciepłych słów oraz opinii. Mam nadzieję, że przynajmniej część polskich wyborców pojawi się w poniedziałek przy urnach.

WP: Na co polscy wyborcy powinni zwracać uwagę, dokonując wyboru?

- Na ważne sprawy lokalne. Według mnie kluczowe jest to, czy dana partia chce wspierać samorządność, czy też marzy jej się sterowanie wielu spraw z Oslo. Mówiąc o kwestiach istotnych dla Waszych społeczności, nie można generalizować, bo każda gmina ma swoje specyficzne problemy. Np.: w Oslo hasła Høyre to: „lepsza szkoła” i „bezpieczne miasto” oraz sprzeciw przeciwko podatkowi od nieruchomości. Dla Was, tam gdzie mieszkacie, mogą być ważne drogi lokalne, opłaty komunalne, jakość nauczania w szkołach lub opieki w szpitalu, czy też problem opłat za kursy języka norweskiego. Gorąco namawiam, aby poprzez swój głos Polacy wypowiedzieli się w tych sprawach.

* Rozmawiała Sylwia Skorstad, Wirtualna Polska*

Zobacz także
Komentarze (0)