Tak dzieje się na całym świecie, tak dzieje się i u nas od dawna. Kiedy Katrina pustoszyła południe Ameryki George Bush przylatywał do Nowego Orleanu. Kiedy zawaliła się hala w Katowicach, prezydent Lech Kaczyński był na miejscu tragedii. Wczoraj na miejscu, gdzie doszło do fatalnego zderzenia pociągów, pojawił się premier Tusk, prezydent Komorowski, byli ministrowie. W telewizji ustawiał się kolejka polityków chętna do pokazania się publicznie w kontekście katastrofy.
Oczywiście rozumiem, że przywódcy państwa powinni dawać otuchy ludziom w trudnych chwilach, muszą pokazać, że państwo działa, że ktoś działa. Trzeba wspomóc tych, którzy przeżywają tragedię i dodać otuchy całemu narodowi, który w takich chwilach czuje się niepewnie. To sprawa niezmiernie delikatna. Wiem też, ze gdyby premier nie pojawił się na miejscu, to zapewne wielu krytyków napisałoby natychmiast, że gra w piłkę albo odpoczywa, kiedy dzieje się tragedia.
Niemniej w niedzielę miałem wrażenie, że ocieramy się o przesadę. Że każdy, kto może, chce pokazać, jak bardzo jest przejęty, jak bardzo chce zaradzić sytuacji. Domyślam się, że oglądalność kanałów newsowych gwałtownie wzrosła, że klikalność portali strzeliła w górę. Tak to już jest, taka natura ludzka. I ogromna to pokusa dla polityków, którzy zabiegają o głosy, by się pokazać i okazać troskę i współczucie. Wydaje mi się jednak, że powinni zachować większą ostrożność i bardziej się powstrzymać.
Piętnaście rodzin, których bliscy zginęli w katastrofie przeżywa wielką tragedię. Rodziny walczących o zdrowie i życie w szpitalach są w bardzo trudnej sytuacji. Na pewno warto ich wspierać. Ale pamiętajmy, że na polskich drogach codziennie giną ludzie. Każdego tygodnia ofiar jest więcej niż w tej katastrofie. O tych rodzinach, przeżywających takie same tragedie, ale których bliscy zginęli w mniej spektakularny sposób, pamiętamy mniej. Ich ból jest taki sam. Te rodziny nie mogą liczyć na specjalną opiekę państwa. A im też taka opieka jest potrzebna.
W takich sytuacjach nie ma dobrych wyjść. I wiem, że łatwo jest oskarżać partyjnych liderów, kiedy media same napędzają niezwykłe zainteresowanie, często same namawiają polityków, do tego, by pokazali się przed kamerą, czy usiedli za mikrofonem. Wszyscy musimy w takich sytuacjach zachować więcej delikatności i dystansu. Przyznam, że ja sam nie miałem siły i ochoty oglądać tego festiwalu nieustannych relacji, komentarzy, powtarzanych dziesiątki razy wypowiedzi.
Choć wiem, że jako dziennikarz byłem wczoraj w komfortowej sytuacji, bo nie musiałem tego robić. Dlatego nie chcę nikogo potępiać – ani dziennikarzy ani polityków. Bo nie są oni lepsi od publiczności, która zasiada przed telewizorami i ogląda relacje z katastrofy jak kolejny, niezwykły serial. Chce tylko zaapelować do wszystkich, byśmy się mniej ekscytowali. Potrzeba chyba więcej ciszy nam wszystkim. I pracy nad sprawnym państwem, które nie dopuszcza do takich sytuacji.
Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski