W niedzielę politycy przesadzili? "Teraz potrzeba ciszy"
Katastrofy, w których jednocześnie ginie wielu ludzi zawsze wywołują ogromne emocje. To naturalne. I zwykle jest tak, że kiedy dzieje się jakaś tragedia, politycy stawiają się na miejscu. Na miejscu są dziesiątki kamer telewizyjnych, tłumy gapiów. Przed telewizorami zasiada pół kraju, by śledzić dramatyczne relacje.
05.03.2012 | aktual.: 23.03.2012 12:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tak dzieje się na całym świecie, tak dzieje się i u nas od dawna. Kiedy Katrina pustoszyła południe Ameryki George Bush przylatywał do Nowego Orleanu. Kiedy zawaliła się hala w Katowicach, prezydent Lech Kaczyński był na miejscu tragedii. Wczoraj na miejscu, gdzie doszło do fatalnego zderzenia pociągów, pojawił się premier Tusk, prezydent Komorowski, byli ministrowie. W telewizji ustawiał się kolejka polityków chętna do pokazania się publicznie w kontekście katastrofy.
Oczywiście rozumiem, że przywódcy państwa powinni dawać otuchy ludziom w trudnych chwilach, muszą pokazać, że państwo działa, że ktoś działa. Trzeba wspomóc tych, którzy przeżywają tragedię i dodać otuchy całemu narodowi, który w takich chwilach czuje się niepewnie. To sprawa niezmiernie delikatna. Wiem też, ze gdyby premier nie pojawił się na miejscu, to zapewne wielu krytyków napisałoby natychmiast, że gra w piłkę albo odpoczywa, kiedy dzieje się tragedia.
Niemniej w niedzielę miałem wrażenie, że ocieramy się o przesadę. Że każdy, kto może, chce pokazać, jak bardzo jest przejęty, jak bardzo chce zaradzić sytuacji. Domyślam się, że oglądalność kanałów newsowych gwałtownie wzrosła, że klikalność portali strzeliła w górę. Tak to już jest, taka natura ludzka. I ogromna to pokusa dla polityków, którzy zabiegają o głosy, by się pokazać i okazać troskę i współczucie. Wydaje mi się jednak, że powinni zachować większą ostrożność i bardziej się powstrzymać.
Piętnaście rodzin, których bliscy zginęli w katastrofie przeżywa wielką tragedię. Rodziny walczących o zdrowie i życie w szpitalach są w bardzo trudnej sytuacji. Na pewno warto ich wspierać. Ale pamiętajmy, że na polskich drogach codziennie giną ludzie. Każdego tygodnia ofiar jest więcej niż w tej katastrofie. O tych rodzinach, przeżywających takie same tragedie, ale których bliscy zginęli w mniej spektakularny sposób, pamiętamy mniej. Ich ból jest taki sam. Te rodziny nie mogą liczyć na specjalną opiekę państwa. A im też taka opieka jest potrzebna.
W takich sytuacjach nie ma dobrych wyjść. I wiem, że łatwo jest oskarżać partyjnych liderów, kiedy media same napędzają niezwykłe zainteresowanie, często same namawiają polityków, do tego, by pokazali się przed kamerą, czy usiedli za mikrofonem. Wszyscy musimy w takich sytuacjach zachować więcej delikatności i dystansu. Przyznam, że ja sam nie miałem siły i ochoty oglądać tego festiwalu nieustannych relacji, komentarzy, powtarzanych dziesiątki razy wypowiedzi.
Choć wiem, że jako dziennikarz byłem wczoraj w komfortowej sytuacji, bo nie musiałem tego robić. Dlatego nie chcę nikogo potępiać – ani dziennikarzy ani polityków. Bo nie są oni lepsi od publiczności, która zasiada przed telewizorami i ogląda relacje z katastrofy jak kolejny, niezwykły serial. Chce tylko zaapelować do wszystkich, byśmy się mniej ekscytowali. Potrzeba chyba więcej ciszy nam wszystkim. I pracy nad sprawnym państwem, które nie dopuszcza do takich sytuacji.
Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski