W bałkańskim kotle znowu wrze...
W ostatnich tygodniach oczy świata zwróciły się ponownie w stronę południowo wschodniej Europy. Słynny bałkański kocioł pozostający przez kilka lat w stanie pozornej drzemki zaczął znowu bulgotać. Tym razem zaczęło się w Kosowie, ale w sąsiednich rejonach sytuacja daleka jest od normy. Napięcie wzrasta. Bałkany obejmuje fala niepokojów, która może rozlać się po całym kontynencie. Wzmagają się tendencje separatystyczne wśród Albańczyków w Macedonii, i Czarnogórze, podnosi się Abchazja i Osetia. Sytuacji pilnie przyglądają się separatyści z kraju Basków i Katalonii, z Naddniestrza i Turcji. Zaniepokojone są władze Cypru, a także innych krajów, w których nie utrwaliły się jeszcze demokratyczne mechanizmy.
07.03.2008 | aktual.: 10.06.2008 17:48
Bardzo napięta sytuacja panuje w Bośni i Hercegowinie. W ostatnich dniach Parlament Republiki Serbskiej zapowiedział, że pójdzie w ślady Kosowa i zadecyduje o oderwaniu się od Bośni, jeśli znacząca liczba członków ONZ, a zwłaszcza członków Unii Europejskiej, uzna niepodległość Kosowa. Rezolucja Parlamentu została uchwalona porażającą większością głosów. Aktowi temu towarzyszyły burzliwe demonstracje poparcia w stolicy Serbów bośniackich, Bania Luce. Czy więc po Kosowie na mapie Europy pojawi się nowe państwo? Czy okres względnego spokoju i budowania wspólnego domu Serbów, Bośniaków i Chorwatów przechodzi właśnie do historii?
Bośnia i Hercegowina to kraj, którego status został uregulowany w 1995 roku porozumieniem pokojowym z Dayton, kończącym trzyletnią wojnę domową w tym rejonie. W jej skład wchodzą Republika Serbska, zamieszkała głównie przez Serbów oraz Federacja Bośni i Hercegowiny z przewagą ludności muzułmańskiej.
Jakie jest podłoże obecnej sytuacji w Bośni i Hercegowinie, jak żyją w tym kraju ludzie, jak układają się stosunki między trzema grupami narodowościowo-wyznaniowymi, które jeszcze w niedalekiej przeszłości prowadziły między sobą krwawą wojnę? Czy możliwe jest utrzymanie pokoju? Warto zastanowić się nad przyszłością tego wieloetnicznego, geograficznie bliskiego nam, słowiańskiego kraju, zamieszkałego przez wyznawców islamu, prawosławia i katolików.
Okazją do refleksji były podróże Adama Pawełczyka z Politechniki Wrocławskiej w ramach projektów finansowanych przez Unię Europejską. Jego ostatnia wyprawa do Bośni różniła się jednak od poprzednich. Uczestniczyła w niej bowiem ekipa wrocławskiego studia filmowego INBORNMEDIA, która postanowiła również zagłębić się w ten świat pełen konfliktów, uprzedzeń i traumy wojennej, ale i nadziei.
W ponad dwutygodniową wyprawę, obładowani sprzętem filmowym, wyruszyliśmy w październiku, kiedy nastroje wrogości między grupami narodowościowymi w Bośni, Serbii, Kosowie nie były jeszcze tak nabrzmiałe. Oprócz Adama Pawełczyka w projekcie uczestniczyli: Maciej Pawełczyk (reżyser - Inbornmedia), Mateusz Sokulski (reporter i tłumacz – Uniwersytet Wrocławski, filologia serbsko/chorwacka) i Arek Żyłka (operator - PWSFTiT w Łodzi).
Nasza trasa biegła z Wrocławia przez Brno, Wiedeń, Graz do Zagrzebia. Dalej do Jasenowaca, następnie, już po stronie bośniackiej, do Prijedoru, parku Narodowego i muzeum Kozara. Nasza dalsza droga prowadziła do Bania Luki, Doboju, Tuzli, Sarajewa, Mostaru i Medjugore. Następnie przez Jablanicę, Jajce, Bania Lukę, Bosanską Gradiszkę jedziemy do Nowego Sadu w Serbii.
Na samym początku wyprawy, na słoweńsko-chorwackiej granicy, pierwsza niespodzianka. Chorwaccy celnicy obserwują Arka z kamerą. Zatrzymują sprzęt. Miny mają kowbojskie, Arek czuje się nieswojo. Po dłuższych negocjacjach, wyjaśnieniu celu podróży i skasowaniu całego materiału udaje nam się odzyskać kamerę.
W Zagrzebiu jesteśmy umówieni z Antoniem, Serbem który po wojnie zamieszkał w Chorwacji. Udziela nam wywiadu ale wyraźnie się boi. Zgadza się na filmowanie, niestety tylko cienia rzucanego przez sylwetkę na ścianie ciemnego pokoju. Czujemy się trochę jak na planie thrillera.
Wyruszamy o poranku. Następny etap to Jasenovac. W czasie II wojny światowej mieścił się tu największy w Chorwacji obóz zagłady, założony przez faszystowskich Ustaszów. Widzimy dzieci, które wraz z nauczycielem poznają trudną historię tego kraju.
Cały czas szukamy materiału do sfilmowania: ciekawych ludzi, niebanalnych sytuacji, szokujących historii. Zupełnie przypadkiem dowiadujemy się, że nazajutrz w Tuzli ma być Tadeusz Mazowiecki uhonorowany tytułem doktora honoris causa tamtejszego uniwersytetu. Dzięki kontaktom Adama Pawełczyka dostajemy zaproszenie na uroczystość od polskiego konsula i rektora uniwersytetu. Mijając piękne krajobrazy, górzyste okolice mkniemy jak najszybciej. Nasz wysiłek nie zostaje zmarnowany. Premier przyjmuje nas bardzo ciepło udzielając bardzo ciekawego wywiadu. Widać, że jego osoba cieszy się tu najwyższym szacunkiem. Przy okazji poznajemy antropologa dr Ewę Klonowski z Islandii, międzynarodowego eksperta od ekshumacji zwłok, która przed kamerą opowiada szokujące historie o ekshumacjach w których uczestniczą dzieci.
W Tuzli spotykamy także ambasadora RP gen. Andrzeja Tyszkiewicza, który w 2003 r pełnił funkcję dowódcy Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe w Iraku. Zaprasza nas do odwiedzenia Ambasady Polskiej w Sarajewie, z czego chętnie korzystamy.
Szokująca dla nas była wizyta w muzeum Kozara, a zwłaszcza część ekspozycji poświęcona wojnie z lat 90. Odruchowo odwracamy wzrok stając przed eksponatami przedstawiającymi kolorowe zdjęcia korpusów ludzkich z odrąbanymi głowami, kobiet w ciąży z rozprutymi brzuchami, postaci trzymających w ręku ludzkie głowy. Najbardziej wstrząsające jest to, że do muzeum masowo przyprowadzane są dzieci ze szkół podstawowych i średnich. Czy w ten sposób można budować wspólną przyszłość?
Następnego dnia wyruszamy do miasta zimowej olimpiady 1984 - Sarajewa, o które w latach 1992-1995 toczyły się zaciekłe boje. Mamy zamiar nakręcić tu większość scen, poznać jak najwięcej osób, które wzbogaciłyby nasz film o historie prawdziwe, autentyczne.
W mieście uderza nas ogrom zniszczeń, dziury po kulach, wyrwy w murach, jak i wszechobecne tablice upamiętniające śmierć młodych ludzi oraz cmentarze. Na każdym kroku widać napotykamy słynne „sarajewskie róże” – miejsca po wybuchach pocisków moździerzowych oznaczone czerwoną farbą, w których przelała się krew ofiar. Rzucają się w oczy liczne meczety, charakterystyczne strome i wąskie uliczki i żebrzące osoby, często z widocznym kalectwem. Ludzie wydają się żyć normalnie, starają się zapomnieć o tragicznych wydarzeniach sprzed kilkunastu lat. Jednak w rozmowach o przyszłości na ich twarzach jednak maluje się wyraz troski i poczucie krzywdy, jaką wyrządziła im wojna.
Nie każdy w Sarajewie chętnie mówi o przeszłości. Większość spotkanych osób unika kamery, umykając zanim zdążymy ją włączyć. Niektórzy chcą poznać najpierw nasze pytania zanim wyrażą zgodę na filmowanie. Wiele tematów nie jest akceptowanych. W Bania Luce, stolicy serbskiej części Bośni i Hercegowiny zbliżamy się do robotników wiszących na rusztowaniach. Przedstawiamy się, prosimy o wywiad. Skąd jesteście – pytają. Nie chcą słyszeć o żadnym wywiadzie, oskarżają nas o współpracę z Amerykanami.
O uprzedzeniach i niechęci między społecznościami Bośni świadczy pewne zdarzenie. Chcąc odnaleźć nasze miejsce na mapie, szukamy Bosańskiej Gradiszki, położonej na granicy Bośni i Chorwacji nad rzeką Sawą. Przy wjeździe do miasta okazuje się, że jest to teraz Gradiszka. Jeszcze kilka lat temu serbowie nazywali to miasto Serbską Gradiszką. Określenie „bosanska” nie jest przez nich do zaakceptowania. Podobnie było z miastem Focza, przemianowanym przez Serbów na Srbinje. Obecnie znowu funkcjonuje nazwa historyczna.
Po wielu bezowocnych próbach udaje nam się jednak spotkać ludzi pragnących podzielić się swoimi przeżyciami. Najprawdziwsze i najbardziej wartościowe dla nas okazują się wypowiedzi ludzi prostych, nie kryjących emocji, którzy mimo wszystko potrafią być gościnni i serdeczni. Przykładem może być przypadkowo spotkany Muhamed, muzułmanin, który ramię w ramię z serbskim sąsiadem bronił oblężonego Sarajewa. W swoim mieszkaniu chętnie pokazywał nam blizny po kuli, która przeszyła mu na wylot głowę. Także Dżamil opowiadał nam o masakrach ludności w oblężonym mieście. W lutym 1994 roku uniknął śmierci opuszczając targ na pięć minut przed tym jak wystrzelony ze wzgórza pocisk moździerzowy zabił tam 68 niewinnych osób.
Z kolei inaczej rozmawiało się nam z wysoko postawionymi hierarchami prawosławnymi, muzułmańskimi i katolickimi. Stając przed kamerą, używali języka sztucznego, pełnego frazesów i sloganów wyjętych z Biblii i Koranu. Niczego interesującego od nich się nie dowiedzieliśmy. Rozmawialiśmy także ze świeckimi, wykształconymi ludźmi, w tym z rektorami uniwersytetów, którzy reprezentowali wszystkie trzy wyznania. Potrafili oni wracać do trudnych tematów i być przy tym obiektywni. W wypowiedziach dystansowali się od przejawów nietolerancji, mimo że wielu z nich jeszcze niedawno walczyło z karabinem w ręku.
Chwile niepewności przeżył nasz operator, który podczas przerwy w podróży postanowił odwiedzić pobliskie zarośla. Na widok tablicy ostrzegającej przed minami poczuł się bardzo nieswojo. Jak powiedzieli nam polscy oficerowie w bazie EUFOR Camp Butmir – w całym kraju rozmieszczonych jest ponad 360 tysięcy różnego rodzaju min, które spędzają sen z powiek władzom i mieszkańcom kraju. Pewien polski oficer opowiadał nam o przypadkach, kiedy elegancko ubrane kobiety przynosiły w torebkach do bazy granaty do unieszkodliwienia. Żołnierze przyznawali, że mieszkańcy doceniają znaczenie sił międzynarodowych dla pokoju w ich kraju twierdząc, że bez ich pomocy doszłoby znowu do wojny. Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że problemy tej części kontynentu dotyczą całej Europy, a Polacy wnoszą ogromny wkład w zapewnienie tu spokoju.
Wielu rozmówców podkreślało, że największym problemem jest fatalna kondycja ekonomiczna kraju. Zbyt mała liczba inwestycji, niskie płace, 40–procentowe bezrobocie, szczególnie dotkliwe w obszarach wiejskich, sprawiają, iż ludzie nie widzą dla siebie przyszłości. Powtarzali, że wiele osób chciałoby opuścić rodzinne strony, gdyby tylko mogły wyjechać. Obywatele Bośni potrzebują jednak wiz do prawie wszystkich państw Europy, nie wspominając już nawet o pozwoleniu na pracę.
Jednak pojawiają się idee, projekty, które mogłyby przyczynić się do nawiązania nici porozumienia i bliższej współpracy. Jednym z przykładów jest odbywający się od wielu lat Sarajewski Festiwal Filmowy, który zyskał rangę jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Europie. Każdego roku do stolicy Bośni i Hercegowiny przyjeżdżają takie sławy jak Juliette Binoche czy Michael Moore.
Pomimo zniszczonej gospodarki i kulejącego przemysłu zauważamy też oznaki ożywienia. Przykładem mogą być nowoczesne obiekty ze stali i szkła powstające w sąsiedztwie podziurawionych jak sito budynków.
Najbardziej urzekło nas piękno krajobrazów i przyroda kraju, który większości mieszkańców Europy kojarzy się jedynie z cierpieniem i wojną. Doliny rzek, kaniony, jeziora, zabytkowe miasta nad którymi rozpościerają się widoki gór robią wrażenie na każdym kto przybywa tu po raz pierwszy. Jak przyznawało wielu naszych rozmówców, potencjał turystyczny Bośni i Hercegowiny jest ogromny, niestety wciąż nieznany przeciętnemu mieszkańcowi Starego Kontynentu.
W przygotowywanym filmie dokumentalnym, staramy się przede wszystkim stawiać pytania, nie szukać prostych odpowiedzi. Na pewno minie jeszcze sporo czasu, zanim dojdzie do prawdziwego pojednania. Nieustannie w wypowiedziach rozmówców pojawia się konstatacja, że można wybaczyć krzywdy, lecz zapomnieć nigdy. Czy jednak wobec ostatnich wydarzeń, radykalizacji postaw po ogłoszeniu niepodległości Kosowa porozumienie jest jeszcze możliwe? Czy wkrótce kraj o nazwie Bośnia i Hercegowina zniknie z mapy Europy i pojawią się dwa nowe, wrogie sobie organizmy państwowe? Wydaje się, że najbliższe miesiące, a może i nawet tygodnie przyniosą odpowiedź na to pytanie.
Tekst i zdjęcia: Adam Pawełczyk, Maciej Pawełczyk