Narendra Modi - premiera najliczniejszej demokracji świata
Amerykanie powiedzieliby o Modim: self-made man. Gdy był dzieckiem pomagał ojcu sprzedawać herbatę na dworcach. Pokonał więc długą drogę do fotelu premiera, a prowadziła ona m.in. przez szeregi Krajowego Korpusu Ochotników (RSS), organizacji hinduskich nacjonalistów. Także dlatego Modi jest uznawany za skrajnego polityka.
On jednak stara się budować wizerunek dobrego gospodarza. Już po zaprzysiężeniu pokazał, że nie boi się pobrudzić rąk i chwycił za miotłę do sprzątania ulicy, inicjując akcję "Czyste Indie". Z kolei gdy w grudniu w sąsiednim Pakistanie doszło do krwawego ataku talibów na szkołę, Modi był jednym z pierwszym, którzy przekazali swoje wyrazy współczucia z powodu ofiar. To podwójnie ważne, bo pokazuje, że Modi nie jest głuchy na cierpienie muzułmanów i dlatego, że stosunki między Delhi a Islamabadem są od dawna, delikatnie mówiąc, napięte.
Ale Modi będzie się musiał zmierzyć z jeszcze jednym, nie mniej pilnym dla Indii, problemem: przemocą wobec kobiet. Czy polityk, który sam ożenił się w wieku 18 lat - zgodnie z tradycją związek został zaaranżowany - ale nie żyje dziś ze swoją żoną, będzie zdolny do realnych zmian na ich rzecz?