USA organizują szczyt w Warszawie. Polska najwyżej może liczyć na "napiwek"
To Amerykanie organizują bliskowschodnie spotkanie w Polsce. Warszawa zapewnia wyłącznie logistykę z nadzieją na zyski w relacjach z USA. Na razie jednak ponosimy straty, a może być jeszcze gorzej.
17.01.2019 | aktual.: 17.01.2019 17:08
Bliskowschodni szczyt w Polsce w dniach 13-14 lutego jest inicjatywą Amerykańską, którą Waszyngton wcześniej uzgodnił z Warszawą. Na korytarzach w MSZ można było o tym usłyszeć już w grudniu 2018 r. Ambasadorowie krajów arabskich dowiedzieli się o nim nieoficjalnie, "ze swoich źródeł", dwa dni przed upublicznieniem tej informacji przez sekretarza stanu Mike’a Pompeo w Kairze 10 stycznia.
W tej sytuacji nie dziwi, że zaproszenia na spotkanie na szczeblu ministrów spraw zagranicznych wręczają Amerykanie, a nie Polacy, w stolicach zaproszonych krajów. Zaskakujący jest jednak lekceważący stosunek MSZ w Warszawie demonstrowany wobec ambasadorów państw arabskich w Polsce. Nawet, jeżeli nie taka jest intencja, to dokładnie tak to odbierają.
Na pytanie o informacje na temat szczytu w jednej z placówek reportem WP usłyszał, że "chyba chodzi o dezinformację, bo my nic nie wiemy". Inny ambasador był wyraźnie podirytowany i wprost odesłał po informację na aleję Szucha. Zagraniczni dyplomaci usiłujący dowiedzieć się czegokolwiek w celu przygotowania się do wizyty swoich szefów od kilku dni odsyłani są od jednego urzędnika do drugiego, a jedyne co wiedzą, to informacje otrzymywane z rodzimych central.
Formalnie szczyt ma odbyć się na poziomie ministerialnym, ale nadal nie wiadomo na jaki szczebel reprezentacji zdecydują się poszczególne kraje ani ilu delegatów przyjedzie. Proszący o dyskrecję ekspert wyraża obawy, że trudno już mówić o szczycie, a co najwyżej o konsultacjach, czy wręcz seminarium, które następnie zostanie rozdmuchane przez MSZ w celu stworzenia wrażenia wielkiego, międzynarodowego sukcesu.
USA potrzebują tego spotkania
Nie ma wątpliwości, że spotkanie w Warszawie jest bardzo ważne dla Amerykanów, którzy chcą określić kształt Bliskiego Wschodu po anulowaniu umowy z Iranem zawartej w 2015 r. Zgodnie z porozumieniem Teheran zrezygnował z programu nuklearnego w zamian za zniesienie sankcji gospodarczych. Prezydent Trump przywrócił restrykcje twierdząc, że umowa nie gwarantuje poskromienia mocarstwowych ambicji Iranu. Stąd wybór Polski ma znaczenie, świadczy o zaufaniu i mógłby pomóc w budowaniu pozycji międzynarodowej kraju.
Z tego powodu do Warszawy przyjedzie Mike Pompeo z 3 zastępcami. To z kolei element najważniejszy dla Polski, która ma nadzieję na dalsze wzmocnienie dwustronnych relacji z USA. Ten cel potwierdzają dwaj pytanie eksperci, choć jeden poddaje pod wątpliwość dobór partnera. Zauważa, że departament stanu Mike’a Pompeo jest już Polsce przychylny, a przy tym nie ma nic do powiedzenia w sprawie współpracy militarnej czy tzw. "Fortu Trump".
Warszawa także chciałaby zaskarbić sobie przychylność krajów arabskich, ale to nie wygląda najlepiej. Urażenie ambasadorów kilku krajów nie jest dobrym wstępem. Ponadto wyraźnie widać niespójność pomiędzy publicznymi deklaracjami Warszawy a podejmowanymi działaniami i słowami Amerykanów.
Zabraknie głównych zainteresowanych
MSZ wydał nawet oświadczenie, z którego wynika, że "celem jest wypracowanie płaszczyzny działań na rzecz stabilności i dobrobytu regionu Bliskiego Wschodu". Miało to przekonać Teheran, że szczyt nie jest próbą budowania anty-irańskiej koalicji. Skoro na sercu dyplomatom leży pokój w regionie, to dlaczego do stołu rozmów nie zaprosili głównych zainteresowanych?
W spotkaniu nie będą uczestniczyć Irańczycy, których nie udało się przekonać, że Polska nie uczestniczy w budowaniu wymierzonej w nich koalicji. Do Warszawy nie zaproszono też Syrii, co jest o tyle zrozumiałe, że reżim prezydenta Asada obarczany jest odpowiedzialnością za krwawą wojnę domową i zbrodnie wojenne.
Nie jest już jasne, dlaczego nie zaproszono Palestyny, której ambasada znajduje się w Warszawie. Państwa arabskie odnotowały to jako afront i potwierdzenie braku samodzielności polskiej polityki zagranicznej, która po prostu realizuje polecenia i działa w interesie USA – polityka Donalda Trumpa doprowadziła do głębokiego kryzysu w relacjach amerykańsko – palestyńskich.
Polska stawia na USA, nawet kosztem UE
Jednak największym, potencjalnym kosztem dla Polski jest pogorszenie relacji z krajami UE. Nie wiadomo kogo do Warszawy oddelegują kraje europejskie, jasne jest natomiast, że Paryż, Berlin i Bruksela bardzo sceptycznie traktują szczyt postrzegany jako antyirański. Francja, Niemcy i UE starały się zapobiec zerwaniu umowy z Teheranem, a następnie, bez powodzenia, pracowały nad mechanizmem omijania amerykańskich sankcji.
Z góry wiadomo, że spotkanie w Warszawie nie będzie miało ani rangi, ani wymowy singapurskiego szczytu Trump – Kim. Pojawiają się też, wątpliwości, czy uda się osiągnąć poziom merytoryczny porównywany chociażby z rozmowami dotyczącymi Syrii organizowanymi przez Rosjan w kazachskiej Astanie.
MSZ zależy na relacjach z USA i międzynarodowym prestiżu. Tymczasem coraz częściej Polska postrzegana jest w roli niezbyt sprawnego kelnera, który co najwyżej może liczyć na napiwek od gospodarza Białego Domu z nadzieją, że wynagrodzi wszystkie koszty i przykrości.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl