ŚwiatUSA chcą powstrzymać Chiny na Pacyfiku. Kompromis, nowa zimna wojna czy realny konflikt?

USA chcą powstrzymać Chiny na Pacyfiku. Kompromis, nowa zimna wojna czy realny konflikt?

USA obawiają się, że agresywna chińska polityka roszczeń terytorialnych w Azji Wschodniej, budząca niepokój sąsiadów, może doprowadzić do zimnej wojny z Chinami podobnej do konfrontacji z ZSRR. Niektórzy eksperci mówią nawet o rosnącym ryzyku zbrojnego konfliktu.

USA chcą powstrzymać Chiny na Pacyfiku. Kompromis, nowa zimna wojna czy realny konflikt?
Źródło zdjęć: © AFP | US DoD / MCSN James R. Evans

06.12.2013 | aktual.: 06.12.2013 19:03

Wizyta wiceprezydenta USA Joe Bidena w Pekinie w środę i czwartek była kolejnym etapem działań dyplomatycznych podejmowanych przez Waszyngton w celu skłonienia Chin, by zaprzestały tej polityki.

Nad tą wizytą, będącą kulminacją podróży Bidena do Azji Wschodniej, zaciążyło napięcie po ogłoszeniu przez Pekin wprowadzenia tzw. stref obrony powietrznej nad Morzem Wschodniochińskim. Obejmują one wyspy należące do Japonii, do których Chiny roszczą pretensje. Pekin oznajmił, że przelatujące tamtędy samoloty obcych państw mają się identyfikować i podawać plany lotów.

W odpowiedzi USA, Korea Południowa i Japonia wysłały swe samoloty do stref i zignorowały polecenie Pekinu. Chiny zareagowały wysłaniem tam myśliwców. Departament Stanu nazwał w czwartek posunięcie Chin "aktem wysoce prowokacyjnym, który próbuje jednostronnie zmienić status quo na Morzu Wschodniochińskim". Waszyngton obawia się, że może tam przypadkowo dojść do konfrontacji zbrojnej.

5 godzin z prezydentem Chin

Oczekiwano, że wizyta Bidena w Pekinie doprowadzi do złagodzenia napięcia. Wiceprezydent rozmawiał aż pięć godzin z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem, ale nie udało mu się skłonić Xi do odwołania "stref obrony powietrznej".

Biden starał się przynajmniej przekonać chińskiego prezydenta, aby Chiny nie egzekwowały jednostronnie wprowadzonego nakazu identyfikacji samolotów. Nieznany jest dokładny rezultat tych starań.

Zdaniem dyrektora ds. Azji w Szkole Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) przy Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie, Karla Jacksona, Biden przestrzegał chiński rząd przed groźnymi ekonomicznymi skutkami egzekwowania jednostronnie wprowadzonych reguł w strefach.

- Jego przesłanie brzmiało: to jest sprawa poważna, wasz krok destabilizuje sytuację, trzeba się uspokoić i wspólnie zastanowić się, co robić dalej; będziemy kontynuować loty i jeśli zestrzelicie nasz samolot, będzie to koniec prosperity w całej Azji Wschodniej - powiedział Jackson.

Wiceprezydent USA odwiedził również Japonię, którą zapewnił, że Ameryka będzie wywiązywać się ze swych obowiązków sojuszniczych. Według niektórych ekspertów nie były to zapewnienia wystarczające.

- Nasi japońscy sojusznicy mieli nadzieję na coś dużo mocniejszego i będą teraz czuli, że są pozostawieni sami sobie - powiedział dziennikowi "Wall Street Journal" dyrektor badań nad Japonią w waszyngtońskim American Enterprise Institute, Michael Auslin. Konserwatywny "WSJ" pisze, że przedstawiciele rządu japońskiego i japońscy eksperci ds. bezpieczeństwa są "sfrustrowani mętną odpowiedzią USA na chińską agresję".

Obama unika nerwowych ruchów w Azji

Administracja amerykańska woli jednak - podkreślają komentatorzy - postępować ostrożnie, gdyż zapowiedź prezydenta Baracka Obamy przed dwu laty, że polityka USA "zwraca się ku Azji", odebrana została w Pekinie jako sygnał przygotowywania polityki containment - powstrzymywania Chin, jak kiedyś ZSRR. Zdaniem ekspertów może to wywoływać w Chinach psychozę okrążenia i podsycać napięcie.

Waszyngton stara się kontynuować dialog z Pekinem i stonował m.in. krytykę łamania praw człowieka przez Chiny. Biden poruszył tę kwestię w Chinach dopiero przymuszony przez dziennikarzy amerykańskich, którym komunistyczne władze zagroziły nieprzedłużeniem wiz. Początkowe nadzieje Obamy związane z Chinami okazały się płonne. Jego administracja liczyła, że zgodnie ze swoją rosnąca mocarstwową pozycją Chiny zostaną partnerem USA współpracującym w rozwiązywaniu problemów światowych (tzw. formuła G-2). Chiny wymówiły się od takiej odpowiedzialności, sugerując, że Ameryka nie traktuje ich jak równego partnera i G-2 jest jedynie próbą "włączenia ich do liberalnego ładu Zachodu" (sformułowanie chińskiego historyka Shi Yinhonga).

Chiny wbrew USA

Na forum ONZ Chiny blokują zwykle wraz z Rosją inicjatywy USA i wspierają totalitarny reżim Korei Północnej, zmuszający USA do utrzymywania w Korei Południowej 38 tysięcy wojsk. Próbują też tworzyć alternatywny do zachodniego blok wraz z innymi państwami autorytarnymi, jak Rosja, poradzieckie państwa Azji Centralnej, Korea Północna i Birma.

Od kilku lat Chiny prowadzą też politykę roszczeń terytorialnych na Morzu Wschodniochińskim i Morzu Południowochińskim. Kwestionują prawo Japonii i Filipin do małych wysp na tych wodach i prowokacjami sprawdzają odporność przeciwnika.

Rozpoczęły się one od incydentu w 2010 r. na Morzu Wschodniochińskim, kiedy chiński trawler celowo zderzył się ze statkiem japońskim. Kapitan został aresztowany przez Japończyków, za co w odwecie aresztowano w Chinach japońskiego biznesmena i nałożono embargo na niektóre towary z Japonii.

- Obecna ekipa rządząca w Pekinie jest bardziej nacjonalistyczna i wierzy widocznie we własną propagandę, że Chiny są właścicielem tych wysp. Jeżeli będą kontynuowały tę destabilizującą politykę, Ameryka musi się temu przeciwstawić, intensyfikując obecność swojej floty na wodach zachodniego Pacyfiku - mówi Karl Jackson. Służą temu m.in. plany ponownego stacjonowania okrętów amerykańskich w bazie Subic Bay na Filipinach, którą opuściły po zakończeniu zimnej wojny.

Chiny jak Niemcy przed I wojną światową?

Jackson, podobnie jak były sekretarz stanu Henry Kissinger, porównuje asertywną politykę Chin do militarystycznej i agresywnej polityki Niemiec na przełomie XIX i XX wieku. Przyczyniła się ona do wybuchu I wojny światowej.

Eksperci alarmują, że nasila się rywalizacja i konflikt USA i Chin, dotąd łagodzony przez wzajemne związki ekonomiczne - gospodarka chińska rosła dzięki eksportowi tanich towarów do Ameryki, która z kolei polegała na sprzedaży Chinom swych obligacji skarbowych. Jednak znaczenie tego związku, zwanego "Chimeryką" - jak zwraca uwagę w najnowszym numerze "Foreign Affairs" dyrektor Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) Mark Leonard - słabnie od kryzysu finansowego w 2008 roku. Chiny bowiem zmniejszają zależność swej gospodarki od eksportu, pobudzając konsumpcję w kraju, a USA starają się ożywić swój sektor wytwórczy.

Zdaniem publikującego w tym samym "Foreign Affairs" Avery Goldsteina rośnie ryzyko zbrojnego starcia między USA a Chinami. Przyczyną jest fakt - argumentuje autor - że oba kraje "nie określiły jasno swoich żywotnych interesów w rejonie zachodniego Pacyfiku". To zwiększa groźbę, że mogą "poczynić tam kroki, które uznają za bezpieczne, ale które niespodziewanie będą odebrane przez druga stronę jako prowokacyjne".

Chiny chcą być nr 1 na Pacyfiku

Według niektórych ekspertów Chiny będą dążyć do położenia kresu dominacji USA na zachodnim Pacyfiku, gdyż przeszkadza im ona w planach aneksji Tajwanu i zagarnięcia wysp, do których roszczą sobie prawa.

Jackson zwraca uwagę, że agresywne poczynania Pekinu wywołują skutki przeciwne do zamierzonych, godząc ze sobą skłócone kraje regionu i kierując je przeciwko Chinom.

- Między Japonią a Koreą Południową panowała wrogość, m.in. wskutek japońskich roszczeń do wysp Dokdo (japońska nazwa: Takeshima). Od kiedy Chiny zaczęły rościć do nich pretensje, stosunki między Japonią a Koreą Południową znacznie się poprawiły. Polityka Chin, postrzegana przez sąsiadów w negatywnym świetle, wywołuje wrogość i jednoczy ich - mówi ekspert SAIS.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)