USA boją się o swojego ambasadora - wezwano go do kraju
Departament Stanu USA poinformował, że amerykańskiego ambasadora w Damaszku Roberta Forda wezwano do Waszyngtonu z powodu zagrożeń dla jego osobistego bezpieczeństwa w Syrii. USA nie zamierzają jednak wydalać syryjskiego ambasadora.
Czytaj więcej o sytuacji w Syrii: Dyktator, który ma szczęście - nic go już nie ruszy?
Wcześniej Haynes Mahoney, nr 2. w ambasadzie USA w Damaszku podkreślił, że wyjazd Forda nie jest formalnym odwołaniem ambasadora. Rzecznik Departamentu Stanu Mark Toner zaznaczył, że nie wiadomo na razie, kiedy Ford będzie mógł wrócić do Syrii.
Cytowany przez Reutersa, niewymieniony z nazwiska przedstawiciel władz USA, spytany, czy administracja Baracka Obamy zmusi ambasadora Syrii Imada Mustafę do opuszczenia Stanów Zjednoczonych, odpowiedział: "Nie teraz".
Reuters podał, powołując się na zachodnie źródła dyplomatyczne, że w państwowych gazetach syryjskich pojawiły się ostatnio artykuły, "bardziej niż zwykle podżegające przeciwko Fordowi".
Mark Toner wyraził nadzieję, że "reżim syryjski zakończy swą kampanię podżegania przeciwko ambasadorowi Fordowi".
Ford, doświadczony dyplomata, rozwścieczył syryjski reżim, nawiązując kontakty z przedstawicielami ruchu, domagającego się położenia kresu rządom prezydenta Baszara el-Asada - wskazał Reuters.
We wrześniu zwolennicy Asada obrzucili jajkami i pomidorami Forda i towarzyszących mu amerykańskich dyplomatów, którzy w Damaszku przybyli na spotkanie z członkiem syryjskiej opozycji. Nikt nie został ranny. Podobnych incydentów było więcej.
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton potępiła tę napaść na ambasadora i zażądała od władz Syrii podjęcia wszelkich działań w celu ochrony amerykańskich dyplomatów.
Ford, który przybył do Damaszku w styczniu br., jest pierwszym ambasadorem USA w Syrii od 2005 roku. Administracja George'a W. Busha wycofała ambasadora z Syrii w związku z oskarżeniami, że kraj ten był zamieszany w zamach na byłego premiera Libanu Rafika Haririego. Damaszek zaprzeczał tym oskarżeniom.
Nowego ducha w antyprezydenckie protesty w Syrii tchnęła śmierć libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. W piątek wielotysięczne tłumy Syryjczyków wyległy na ulice miast. "Kadafi jest skończony, teraz twoja kolej, Baszar!" - krzyczeli demonstranci.
Od początku antyreżimowych protestów zginęły w Syrii ponad trzy tysiące ludzi - szacuje ONZ.