Ich sposobem na przetrwanie były psychologiczne gierki i manipulacje
Kiedy student z grupy 1 oświadczył, otwarcie i bez cienia wstydu, że przegrywając w quizie wiedzy ogólnej, mieli pecha, bo przyłapano ich na oszukiwaniu, i powinni byli oszukiwać lepiej, zastanawiałam się, czy nigdy ich nie uczono, że kłamstwo to coś złego. Może uważali, że mogą śmiało kręcić i łgać, dopóki uchodzi im to na sucho. Czy to możliwe, że po prostu nie umieli odróżnić dobra od zła?
Kiedy o tym myślałam, czułam kiełkującą we mnie niechęć do moich studentów i wiedziałam, że jeśli będzie rosła, nie będę miała innego wyjścia, niż opuścić uczelnię. Ta awersja była niemal instynktowna. Na przykład Park Jun-ho opowiadał mi niestworzone historie tłumaczące nieobecność któregoś z kolegów, między innymi jak to Jun Su-young jest tak chory, że samochód zabrał go do dużego szpitala w Pjongjangu. Kręcił głową, kładł rękę na sercu i mówił: - Pani profesor, to zły dzień dla naszej grupy. Mam tylko nadzieję, że wyzdrowieje. Starałam się w takich chwilach nie okazywać uczuć. Studenci potrafili odczytywać wyraz twarzy innych ludzi z niezwykłą bystrością. Prawie jakby ich w tym szkolono. Wyczuwali, kiedy sytuacja się zmienia, bo może zmieniała się cały czas i nikt nie mówił tego, co myśli, więc jedynym sposobem na przetrwanie były psychologiczne gierki i manipulacje.
Fragmenty książki "Pozdrowienia z Korei" Suki Kim publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak. Premiera książki 17 czerwca.