Unijne miliardy nie starczą na drogi
Za unijne miliardy na lata 2007-13 nie da
się już zbudować tego, co zaplanował rząd w 2006 r. Powodem są
rosnące ceny materiałów budowlanych i robocizny. Rząd myśli, jak
ratować program budowy dróg, oczyszczalni czy lotnisk - pisze
"Gazeta Wyborcza".
20.06.2007 | aktual.: 20.06.2007 07:46
Nic nie grozi inwestycjom już realizowanym - umowy na nie są zawarte w cenach sprzed hossy budowlanej. Jeszcze w maju ub. r. koszt budowy kilometra autostrady w Polsce był szacowany na około 5 mln euro. Teraz jest już o milion euro wyższy - wszystko z powodu braku materiałów budowlanych, odpływu pracowników z Polski i rosnących płac na budowach. Podobnie jest z inwestycjami kolejowymi, budową oczyszczalni czy remontami, które planowaliśmy za dotacje z UE.
Rząd stoi przed jedną z najtrudniejszych decyzji związanych z pieniędzmi z Unii: czy rezygnować z części projektów, które mieliśmy finansować za euro, czy może listę projektów zostawić bez zmian, ale za to w następnych latach dokładać do inwestycji więcej z kieszeni podatników.
Jeszcze przed rokiem za 67 mld euro z Unii na lata 2007-13 planowaliśmy budowę m.in. 636 km autostrad, 1310 km dróg ekspresowych i kilkudziesięciu nowoczesnych oczyszczalni ścieków. Dziś, pomimo że pula pieniędzy do wydania jest ta sama, wzrost cen może spowodować zmiany na listach projektów finansowanych z Unii.
- Listy projektów, które mają dostać dofinansowanie, robiliśmy z założeniem, że wkład własny Polski w inwestycje jest na najniższym, 15-proc. poziomie. One powstawały w momencie, gdy materiały i wykonawstwo było znacznie tańsze. Teraz koszty inwestycji poszły w górę nawet o 30-50 proc. - ocenia Grażyna Gęsicka, minister rozwoju regionalnego.
- Dziś w ministerstwie analizujemy, które rozwiązanie jest najlepsze: czy zmniejszenie dotacji na projekty tak, żeby starczyło na wszystkie zaplanowane wcześniej, czy rezygnacja z części projektów. Należy rozważyć też pozyskanie innych źródeł finansowania: kredytów albo kapitału prywatnego - mówi minister Gęsicka. Już wkrótce ten dylemat trafi pod obrady rządu. - Osobiście sądzę, że nie wszystkie inwestycje muszą mieć dofinansowanie z Unii w wysokości 85 proc. Powinniśmy postawić na więcej projektów przy mniejszym współfinansowaniu, ale realizowanych z dużym udziałem kapitału prywatnego - uważa minister Gęsicka. (PAP)