Umorzenie sprawy kopalni "Wujek" to decyzja Naczelnej Prokuratury Wojskowej
Były prokurator wojskowy Janusz B., jeden z
trzech prokuratorów Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach
oskarżonych o utrudnienie na początku lat 80. śledztwa w sprawie
pacyfikacji kopalni "Wujek", powiedział, że decyzja o umorzeniu
śledztwa zapadła w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej w Warszawie.
06.11.2006 | aktual.: 06.11.2006 19:00
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuuje proces Witolda K., Romana T. i Janusza B. z WPG w Gliwicach. Oskarżeni składali wyjaśnienia. Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej z Katowic zarzucił im, że celowo i świadomie utrudniali śledztwo, po to, by milicjanci, którzy strzelali do górników WKW "Wujek", uniknęli odpowiedzialności.
Według IPN, prokuratorzy nie podjęli odpowiednich działań w celu zabrania wszystkich dowodów dotyczących śmierci górników protestujących przeciw wprowadzeniu stanu wojennego. Oskarżeni odrzucają zarzuty. Grozi im do 3 lat więzienia.
Janusz B. powtórzył to, co powiedział podczas poprzednich rozpraw, że nie miał wpływu na przebieg śledztwa.
Sprawa kopalni Wujek
była rozpatrywana i rozstrzygana ponad WPG w Gliwicach. Jestem przekonany, że gdyby sprawę faktycznie prowadziła prokuratura w Gliwicach, byłaby zrobiona porządnie. Nie wiem, czy sporządzony byłby akt oskarżenia, ale materiały dowodowe zebrane byłby porządnie. Zajęłoby to siedem albo 12 miesięcy. Nie jest prawdą, że ja prowadziłem sprawę. Wykonywałem jedynie zlecone mi czynności - powiedział Janusz B.
Janusz B. przekonywał, że faktycznie prowadzącym sprawę miał być jeden z pułkowników z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie, a projekt umorzenia - który wspólnie napisali w Katowicach - nie został zaakceptowany.
Po kilku dniach pojechałem do Warszawy. Tam powstała zupełnie inna wersja postanowienia o umorzeniu. Ja natomiast dostałem polecenie podpisania. Wyglądało to tak, jakby przełożeni dostali telefon z Warszawy, że mam wziąć pieczątkę i podpisać. Inna była przede wszystkim podstawa umorzenia. Nikt mi nie wyjaśnił, dlaczego zmieniono podstawę umorzenia. Byłem wtedy zaledwie porucznikiem w garnizonie - przekonywał Janusz B.
Zeznania składał także Roman T., ówczesny szef Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach, który na kilku poprzednich rozprawach był nieobecny ze względu na zły stan zdrowia.
Roman T. powiedział, że nie nadzorował, nie znał i nie czytał akt sprawy "Wujka", ale jedynie była ona mu referowana.
We wtorek, 7 listopada, kolejna rozprawa. Przesłuchani zostaną pierwsi świadkowie.
IPN oskarżył całą trójkę prokuratorów w 2004 roku. Początkowo ich sprawy umorzono z powodu przedawnienia. IPN zaskarżył jednak tę decyzję do Sądu Najwyższego, argumentując, że dopuścili się oni zbrodni komunistycznej, która przedawnia się dopiero w 2010 r. Ostatecznie umorzenia uchylono; zarzuty dotyczą właśnie "zbrodni komunistycznej".
Przed katowickim sądem toczy się już trzeci proces milicjantów pacyfikujących w grudniu 1981 r. kopalnię "Wujek", gdzie zginęło dziewięciu górników. Oba poprzednie wyroki uniewinniające 22 byłych milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylił potem Sąd Apelacyjny w Katowicach. Obecny proces, który rozpoczął się we wrześniu 2004 roku, objął 17 oskarżonych.