Trwa ładowanie...
d1jqjzl
morze
02-07-2011 10:11

Ukrywał się 28 lat - co w tym czasie robił?

Od 28 lat ukrywał się przed światem w hangarze kopalni Zofiówka, gdzie sam od podstaw budował wymarzony morski jacht. Na jego pokładzie był Jacek Bombor.

d1jqjzl
d1jqjzl

Stocznia Andrzeja Kondaka przy kopalni Zofiówka jest dobrze ukryta. Prowadzi do niej droga z betonowych płyt, której nie ma na żadnej mapie. Tylko wtajemniczeni wiedzą, kiedy nagle skręcić w prawo z trasy prowadzącej z Pawłowic do Jastrzębia, zdałoby się prosto w las. Po 100 metrach z prawej za wysokim ogrodzeniem wyłania się blaszany pawilon. Od 28 lat robota paliła się tam w rękach.

Nieudany pierwszy rejs

Andrzej Kondak z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem, na kopalni pracował w swoim zawodzie, na emeryturę odszedł w 1998 roku. Zawsze jednak fascynowało go morze - dlatego zapisał się do kopalnianego klubu żeglarskiego "Szkwał". Początki były trudne. Pamięta, jak zapisał się na pierwszy rejs z Trzebieży (nad Zatoką Szczecińską) po Morzu Bałtyckim. Załatwił paszport i stawił się nad morzem w wyznaczonym terminie. Traf chciał, że wybuchł stan wojenny - był 1981 rok. - Ja gotowy na wyprawę, a tam druty kolczaste. Śmiali się ze mnie, że wszystkim paszporty zabierają, a ja się w rejs wybieram - wspomina.

Ale wreszcie się doczekał, bo pod koniec stanu wojennego władza okazała dobrą wolę i zezwoliła na rejs "Jurandem" przez morze Północne do Amsterdamu.

- Mieliśmy wtedy sztorm "jedenastkę", ale była przygoda. W kolejnych latach pływałem w Finlandii, do Helsinek. Byłem na Wyspach Kanaryjskich, na Morzu Czarnym. Pływaliśmy też wkoło Krymu na Ukrainie. Kurs sternika jachtowego robił u samego Jerzego Radomskiego, który zasłynął z najdłuższego rejsu świata - trwającego 32 lata.

d1jqjzl

Projekt o nazwie "Rudy"

W Kondaku zaczęło kiełkować marzenie: zbudować własny statek i ruszyć w rejs w nieznane. Zwłaszcza, że w kopalnianych hangarach "Szkwału" powstawały śródlądowe jachty, które górnicy produkowali na swoje potrzeby. - Mnie się marzył jednak jacht, którym mógłbym pływać po morzach i oceanach całego świata - mówi Kondak.

Razem z przyjacielem kupili dokumentację gotowego jachtu, autorstwa Zbigniewa Milewskiego, który w latach 80. był szefem polskiego rejestru statków.

- To był projekt łajby o nazwie "Rudy". Ale nie na cześć czołgu z filmu, ale chodziło o bohatera z powstania warszawskiego - dodaje. - Razem z kolegą zaczęliśmy budowę dwóch kadłubów, każdy dla siebie. Materiały zdobyczne były. Sama blacha kosztowała nas tyle, co ówczesny "maluch". Majątek - wspomina.
###Chciał budować 6 lat

Po spawaniu kadłuba przyszedł czas na piaskowanie. - To katorżnicza robota, powietrzem się wyrzuca piasek, aby wyczyścić materiał do gołego metalu, potem malowanie - wyjaśnia. Do stanu surowego oba statki budowali razem, potem kolega przeniósł swój na inny warsztat, a Andrzej został w swojej "stoczni". Początkowo myślał, że uda mu się skończyć po 6 latach. Pomylił się. I to bardzo. Najdłużej trwa zabudowa środka, wykończenia, instalacje, silnik. Nie miał pojęcia o mechanice. A przełożył silnik z osobowego mercedesa, przywiezionego z Niemiec. Domontował śrubę, przekładnię i chłodnicę. Nie miał pojęcia o stolarce - ale nauczył się.

d1jqjzl

- Głównie wykorzystywałem mahoń, ten ciemny. Na przykład ta szafka z tyłu. Ten jaśniejszy to afrykańskie drewno badi - pokazuje, wpuszczając nas na pokład. Wnętrze jachtu przypomina dobrze urządzone mieszkanie z "boazerią". Jest kuchenka gazowa, kranik ze zlewem, a nad nim na hakach wiszą metalowe kubeczki. Są nawet dwie łazienki, na dziobie kajuta rufowa, w mesie dwie koje do spania. Pełna elektronika? - Jaka tam elektronika. Światło, radio i echosonda. Tego mi tylko potrzeba - mówi Kondak. I tak przy dłubaninie mijał rok za rokiem. Od czasu emerytury w "stoczni" pojawiał się o 8 rano. Do domu wracał wieczorem. Świątek, piątek czy niedziela. Czasem tylko na wczasy ruszał, oczywiście na morze, aby nie zapomnieć, po co to wszystko...

I pewnie by jeszcze pracował parę lat, ale okoliczności sprawiły, że w tym tygodniu jacht trafił do Trzebieży nad Morzem Bałtyckim. Lada dzień będzie zwodowany - trzeba tylko balast przymocować. - Kopalnia mi przez 28 lat roboty nie utrudniała. Ale teraz prywatyzacja i pozbyli się terenu, dali spółce-córce, która wypowiedziała naszemu klubowi umowę. Więc do końca miesiąca chcąc nie chcąc, musiałem kończyć. Może i dobrze - śmieje się dziś 68-letni żeglarz.

Dla żony to wszystko...

Jego dwumasztowiec ma 11,95 długości, szerokość 3,70 metra. 14,60 metrów wysokość z masztem, 60 metrów kwadratowych żagli. Nazwał go po angielsku... "My Wife", na cześć swojej żony Jadwigi. To takie odkupienie win?

d1jqjzl

- Przez 28 lat ona miała dom na głowie, ja nie wiem co to iść na zakupy. Tylko na działce czasem pomagałem. Swoje wycierpiała, ale nie rzuciła mnie. A nawet mi przy transporcie ostatnio pomagała - mówi Kondak.

Marzy teraz, by ją zabrać na pierwszy rejs. Kto jak kto, ale ona zasłużyła. - Zobaczymy, może będzie chciała. I wnuczki mam dwie, co mieszkają z córką Kasią w Niemczech. Wiktoria i Kimberley. Może też nie pogardzą taką przygodą?

Przez 28 lat miał czas, by wymarzyć sobie rejs życia?

- Nie, nie, najpierw chcę przetestować jacht na Morzu Bałtyckim. A potem zobaczymy, gdzie mnie poniesie - mówi, uśmiechając się do swoich myśli.

d1jqjzl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jqjzl
Więcej tematów