Ukraińska bomba atomowa. Nuklearna tarcza jest kusząca, ale nierealna
Ukraina może stworzyć własną bombę atomową? Takie spekulacje odżywają niemal za każdym razem, gdy pogarsza się sytuacji na froncie, a negocjacje o wstąpieniu do NATO stają w martwym punkcie. W teorii to możliwe, w praktyce science fiction.
"Kijów mógłby szybko opracować prymitywną bombę, podobną do tej zrzuconej na Nagasaki w 1945 roku, aby powstrzymać Rosję, jeśli Stany Zjednoczone odetną pomoc wojskową" - napisał w połowie listopada "The Times".
Publikacja brytyjskiego dziennika opierała się na jednym z wniosków Aleksija Iżaka, szefa departamentu analiz w ukraińskim Narodowym Instytucie Studiów Strategicznych. Iżak jedynie omawiał wyzwania i ewentualne konsekwencje potencjalnej odbudowy programu broni jądrowej przez Ukrainę.
Kilka dni później sensacyjną informację podał z kolei "The New York Times". Gazeta, powołując się na anonimowe źródła w Białym Domu, zasugerowała, że Joe Biden przed końcem kadencji będzie chciał przekazać broń jądrową Ukrainie. Te doniesienia zdementował Jake Sullivan, doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obydwie publikacje oraz reakcje na nie, zbiegły się w czasie z ogłoszeniem przez Rosję zaktualizowanej doktryny nuklearnej. Władimir Putin ogłosił ją 19 listopada.
Zakłada ona poszerzenie kryteriów użycia broni jądrowej. W nowej wersji użycie broni atomowej jest możliwe w odpowiedzi na ataki państw niejądrowych (takim państwem jest aktualnie Ukraina) wspieranych przez mocarstwa nuklearne. Użycie broni atomowej jest możliwe również w odpowiedzi na znaczące ataki z użyciem broni konwencjonalnej, takich jak drony czy broń hipersoniczna. W szczególności podkreślono możliwość odpowiedzi na zagrożenia wobec integralności terytorialnej Rosji lub jej sojuszników, w tym Białorusi.
Sam Kijów zdecydowanie odcina się od spekulacji na temat odbudowy swojego potencjału nuklearnego. "Ukraina nie zamierza tworzyć broni nuklearnej i będzie przestrzegać postanowień Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej - napisał na Telegramie rzecznik MSZ Heorhij Tychyj.
Ukraiński broń jądrowa
Po rozpadzie Związku Radzieckiego Ukraina odziedziczyła ponad 2,5 tysiąca jednostek taktycznej broni nuklearnej i 176 międzykontynentalnych pocisków balistycznych (130 pocisków balistycznych UR-100N, mogących przenosić po sześć głowic każda i 46 pocisków RT-23 z 10 głowicami każda). Kijów miał również 38 ciężkich bombowców strategicznych.
Wówczas był to trzeci co do wielkości arsenał nuklearny na świecie. W związku z niepewną sytuacją polityczną na Ukrainie Zachód nalegał na likwidację tego arsenału, a rozmowy na ten temat rozpoczęto w 1992 roku.
Ukraińscy przeciwnicy tego rozwiązania wskazywali, że posiadanie przez kraj broni atomowej jest gwarantem utrzymania niezależności i niepodległości. Z drugiej strony dla Kijowa broń nuklearna była ciężarem, ponieważ systemy kontroli pozostały w Rosji, a koszty utrzymania arsenału znacznie obciążały niewielki w tym czasie budżet Ukrainy.
Po dość sprawnych negocjacjach w 1994 roku podpisano Memorandum Budapesztańskie, które w zamian za pozbycie się atomowego arsenału, gwarantowało utrzymanie "niezależności i suwerenności istniejących granic Ukrainy", a sygnatariusze zobowiązali się, że nie zastosują "groźby lub użycia siły przeciw integralności terytorialnej bądź politycznej niezależności Ukrainy". Gwarantami zapisów były USA, Wielka Brytania i Rosja.
Arsenał miał zostać wywieziony do Federacji Rosyjskiej, która pod międzynarodową kontrolą zutylizowała nośniki i głowice. Ostatnią głowicę przewieziono do Rosji w czerwcu 1996 roku.
W roku 2010 r., podczas szczytu bezpieczeństwa nuklearnego w Waszyngtonie, Ukraina zobowiązała się do pozbycia wysoko wzbogaconego uranu. Materiał, o łącznej masie 234 kg, został przekazany w latach 2010-2012 Rosji. Odbywało się to z udziałem USA. W ten sposób Kijów wypełnił kolejne zobowiązanie dotyczące nierozprzestrzeniania broni masowego rażenia oraz wysiłków na rzecz bezpieczeństwa nuklearnego.
Anektując Krym i rozpętując konflikt w Donbasie, Rosja złamała Memorandum Budapesztańskie. Pełnoskalowa wojna, która wybuchła w 2022 r., była jedynie dopełnieniem gwałtu na memorandum.
Wtedy wśród ukraińskich polityków odżyła dyskusja o tym, że pozbycie się broni atomowej było błędem. Na początku wojny mówił o tym m.in. zdymisjonowany wiosną 2024 r. Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy. Stwierdził, że jego kraj potrzebuje sojuszu z państwem jądrowym, takim jak Wielka Brytania, podkreślając konieczność posiadania efektywnego systemu obronnego w obliczu rosyjskiej agresji. Odciął się jednak od tego, że Ukraina rozważa budowę broni atomowej.
Bardziej radykalny był z kolei Ołeksij Arestowycz, były doradca prezydenta Zełenskiego. W 2023 r. mówił, że stworzenie przez Ukrainę własnej broni jądrowej, byłoby realne. Wypalił, że "otrzymanie wzbogaconego uranu zajmie trochę czasu. Ale takie rzeczy się zdarzają. Nigdy nie wiesz, gdzie jest uran. Czasem sobie idziesz, a tutaj nagle leży sobie beczka uranu".
Czy Ukraina byłaby w stanie stworzyć bombę atomową?
Wywiezienie z Ukrainy wysoko wzbogaconego uranu spowodowało, że Ukraińcy nie mają odpowiednich materiałów do budowy bomby atomowej. Raczej trudno, aby znaleźli leżącą beczkę uranu. Posiada jednak spore zapasy plutonu, choć jego wykorzystanie może być problemem.
Jak zauważył Pavel Podvig, specjalista ds. kontroli zbrojeń i bezpieczeństwa jądrowego w Instytucie Narodów Zjednoczonych ds. Badań nad Rozbrojeniem, "Ukraina ma siedem ton plutonu, którego może użyć do zbudowania setek głowic. Jednak cały ten pluton znajduje się w zużytym paliwie. Aby go wydostać, potrzebny jest zakład przetwórstwa, którego Ukraina nie ma".
Pojawiły się głosy, że jest to realny scenariusz. Mjr Ołeksij Hetman, poczytny ekspert wojskowy, uważa, że Ukraina posiada technologię, specjalistów i uran do stworzenia bomby atomowej. Jak stwierdził, "dwa miesiące to całkiem realny scenariusz". Mariana Budjeryn, badaczka z Belfer Center w Harvard Kennedy School, przekonuje z kolei, że program budowy broni atomowej Ukraina może przeprowadzić w Kijowskim Instytucie Badań Jądrowych.
Te wypowiedzi to raczej publicystyka, a nie realna ocena. Koszt programu, czas potrzebny na zbudowanie bomby, a przede wszystkim brak odpowiednich nośników, powoduje, że byłoby to marnotrawienie sił i środków, które są niezbędne do rozbudowy sił zbrojnych.
W dodatku Rosjanie nie byliby bierni i działania zmierzające do otworzenia arsenału atomowego przez Ukrainę na pewno spotkałyby się z reakcją Kremla. Kijowski Instytut Badań Jądrowych mógłby się stać celem rosyjskich ataków, tak jak irański ośrodek badań nad bronią jądrową Taleghan 2 w Parchin stał się celem dla izraelskich bomb.
Pomysł budowy ukraińskiej głowicy jądrowej, choć w teorii jest możliwy, to w praktyce pozostaje nierealny. I nie zmienią tego słowa, które Zełenski skierował w październiku do Donalda Trumpa: "Co nam pozostaje? Albo Ukraina będzie miała broń jądrową jako obronę, albo musimy dołączyć do jakiegoś sojuszu, takiego jak NATO". Zresztą ukraiński prezydent niemal natychmiast prostował, że prace nad bronią atomową nie są prowadzone.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski