Ukraińscy lokatorzy lepiej chronieni przed szykanami niż Polacy? W rządzie nie wiedzą, co przyjęli [OPINIA]
Za nieetyczne zmuszanie uchodźców z Ukrainy do opuszczenia mieszkania będzie groziła wyższa kara niż za zmuszanie Polaków - twierdzi wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za politykę karną. Wiceminister spraw wewnętrznych odpowiada, że to nieprawda. Na tym wewnątrzrządowym sporze ucierpią zaś najbardziej sami Ukraińcy.
15.03.2022 16:15
Sytuacja jest kuriozalna, pokazuje jak niedokładnie przygotowano specustawę pomocową dla Ukraińców. I wreszcie - co być może najważniejsze - zaszkodzi samym Ukraińcom, którym Polacy będą obawiali się udostępniać mieszkania i domy.
Ale po kolei...
W 2016 r. do kodeksu karnego dodano przepis zabraniający tzw. czyszczenia kamienic. Rządzący zrobili to na fali afery wokół tzw. dzikiej reprywatyzacji, której jednym z najbardziej bulwersujących przejawów były sytuacje, gdy właściciele nieruchomości odcinali mieszkańcom gaz, prąd czy wodę, by się ich pozbyć, a następnie wyremontować mieszkania i sprzedać z dużym zarobkiem.
Za bezprawne zmuszanie kogoś do opuszczenia mieszkania grozi od trzech miesięcy pozbawienia wolności.
W specustawie pomocowej dla Ukraińców postanowiono to zmienić. Zgodnie z art. 72 obowiązującej już ustawy minimalna sankcja to rok.
Ale tu pojawia się kluczowe pytanie: czy za rugowanie z mieszkań uchodźców z Ukrainy będą wyższe kary niż za rugowanie Polaków?
Dwie wersje w rządzie
Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny w rządzie za politykę karną, uważa, że tak.
W rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" tłumaczy, że nie trafia do niego ewentualny argument o nierówności wobec prawa.
- Wystarczy uświadomić sobie, w jakiej sytuacji jest matka z małymi dziećmi, która musi spakować się w jedną walizkę. A potem trafia do obcego kraju, którego języka nie zna, nie zna też procedur. Musimy takie osoby chronić po to, by jeden koszmar, czyli ucieczka przed wojną, nie zamienił się w drugi – handel ludźmi, stręczycielstwo, sutenerstwo, walka z nieuczciwym wynajmującym - wyjaśnia Warchoł.
Krótko mówiąc, zdaniem wiceministra sprawiedliwości za szykanowanie ukraińskiego lokatora grozi wyższa kara niż za szykanowanie polskiego.
Inaczej uważa Maciej Wąsik, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, który przedstawiał w Sejmie założenia specustawy.
- Zaostrzyliśmy przepisy art. 191 kodeksu karnego w przypadku wszystkich przestępstw popełnionych podczas wojny, a nie popełnionych wobec obywateli Ukrainy - stwierdził Wąsik na Twitterze.
Czyli - jego zdaniem - odpowiedzialność karna za szykanowanie Ukraińców jest identyczna jak za szykanowanie Polaków. Zasada jest zaś taka, że większa odsiadka będzie za tzw. czyszczenie lokali robione podczas wojny w Ukrainie niż była przed wojną czy będzie po wojnie.
Co ciekawe, stanowiska obu ministrów da się obronić. Gdy bowiem literalnie zapoznamy się z przepisem - rację ma Wąsik. W art. 72 specustawy nie ma ani słowa o uchodźcach z Ukrainy, a jest o wojnie.
Ale Warchoł, bądź co bądź doktor habilitowany nauk prawnych i wykładowca procedury karnej na Uniwersytecie Warszawskim, też nie plecie bzdur. Specustawa, co wynika z początkowych jej przepisów, została stworzona z myślą o ochronie uchodźców z Ukrainy i co do zasady dotyczy ich, a nie Polaków. Zdaniem Warchoła więc gdy mowa o naruszaniu czyichś praw w specustawie, chodzi o prawa uchodźców, a nie wszystkich lokatorów.
Podburzanie nastrojów
Sytuacja jest kuriozalna. Mówimy bowiem o przepisach karnych, gdzie klarowność regulacji jest kluczowa. Tymczasem dwóch wiceministrów pracujących przy jednym przepisie zgoła odmiennie go interpretuje.
O jakiej jasności prawa zatem możemy mówić?
Jak można było dopuścić do sytuacji, w której przyjęto przepis budzący wątpliwości w samym rządzie?
I wreszcie – czy zrobiono cokolwiek, żeby przepis istniejący w kodeksie karnym od 2016 r. "ożył"? Prawdziwym kłopotem jest bowiem to, że skazania prawdziwych czyścicieli możemy policzyć na palcach dwóch rąk. Za to przepis, który – jak widać – kiepsko działa wywołał paniczne reakcje wśród zwyczajnych ludzi, którzy nie rozumieją, że mogą trafić do więzienia za odcięcie prądu niepłacącemu lokatorowi.
Najbardziej na całej sytuacji ucierpią Ukraińcy. Ludzie bowiem nie będą się zastanawiali, kto ma rację w wewnątrzrządowym sporze. Niektórzy uznają, że lepiej nie ryzykować i nie udostępniać mieszkań.
Dyskusyjna regulacja posłuży też niektórym do szczucia na Ukraińców. W ostatnich dniach widzieliśmy już próby wskazywania, że uchodźcy z Ukrainy otrzymują w Polsce więcej praw niż Polacy. Były to wyssane z palca bzdury. W tym wypadku jednak o bzdurze ciężko mówić, skoro tezę o większej ochronie Ukraińców postawił na łamach branżowej gazety wiceminister sprawiedliwości.
Doktryna Czernomyrdina
Rząd, przygotowując specustawę, chciał jednocześnie ułatwić legalne pozbywanie się Ukraińców z mieszkań. Postanowiono zatem, że do uchodźców z Ukrainy nie będzie stosowało się skomplikowanej procedury eksmisyjnej, której elementem jest pozbycie się lokatora dopiero wówczas, gdy uda się znaleźć dla niego inne lokum.
Niestety i tu wyszło rządowi kiepsko.
Po pierwsze, pozbawiono tej ochrony jedynie uchodźców, którym lokal udostępniany jest za darmo. Jeśli ktoś umówił się z Ukraińcem, że ten będzie płacił za wynajem, a następnie nie płaci, to legalne pozbycie się niepłacącego będzie równie czasochłonne. A w dobie pandemii wręcz niemożliwe, bo tzw. eksmisje na bruk są zakazane.
Paradoksalnie nie działa to wcale na korzyść uchodźców. Część z nich ma bowiem pieniądze na wynajem mieszkań. Szkopuł w tym, że bardzo wiele osób nie chce im tych mieszkań wynajmować. I, dla jasności, nie popieram innego traktowania Ukraińców niż Polaków przez wynajmujących. Stwierdzam jedynie fakt, że tak jest i bez wątpienia jest to problem do rozwiązania. Z punktu widzenia ukraińskich uchodźców ważniejsze dziś jest, by mieć dach nad głową, a nie szerokie gwarancje lokatorskie.
Mamy więc do czynienia z niecodzienną sytuacją: teoretyczne pogorszenie praw uchodźców prowadziłoby do faktycznego polepszenia ich sytuacji. Rząd jednak tego nie przewidział.
Po drugie, pozbycie się w Polsce kogokolwiek z mieszkania najczęściej kończy się powodzeniem, ale jest czasochłonne. Wtórną kwestią jest to, czy gmina musi komuś zapewnić zastępczy lokal, czy nie - wąskim gardłem są sądy.
I na to rząd nie znalazł żadnego remedium.
W efekcie rządzący mogą pod nosem powtórzyć słowa Wiktora Czernomyrdina, byłego premiera Rosji i ambasadora Rosji w Ukrainie: chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zawsze.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl