Ukraińcy uderzyli. Żołnierze Kima zaatakowani
Żołnierze północnokoreańscy stacjonujący w rosyjskim obwodzie kurskim zostali zaatakowani przez siły ukraińskie. Według nieoficjalnych informacji, ostrzelane zostały ich koszary. W regionie stacjonuje kilka tysięcy wojskowych wysłanych przez reżim Kim Dzong Una.
"Pierwsze oddziały Korei Północnej znalazły się już pod ostrzałem w Kurszczyznie" - napisał na Telegramie szef ukraińskiego Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji Andrij Kowalenko.
Wcześniej w sieci pojawiały się zdjęcia mające przedstawiać zabitych Koreańczyków. Jako dowody wojskowi pokazywali ich paszporty.
Także wywiady niektórych krajów, np. Litwy podawały, że doszło do takich ataków. Hiszpański "El Pais" informował, że Siły Zbrojne Ukrainy przeprowadziły ataki na budynki, w których stacjonowali Koreańczycy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ilu Koreańczyków jest na froncie?
Według Ukraińców w rejonie stacjonuje ok. 8 tys. żołnierzy. "Financial Times" z kolei podawało informację o co najmniej 3 tys. Koreańczyków umieszczonych w obwodzie kurskim w koszarach znajdujących się ok. 50 km od granicy z Ukrainą.
Według CNN liczba Koreańczyków na linii frontu wzrośnie po tym, jak ukończą szkolenia prowadzone we wschodniej Rosji.
Eksperci wskazują, że Koreańczycy z Północy byli obecni w regionie dużo wcześniej. Pjongjang nawiązał bowiem współpracę m.in. z samozwańczą Doniecką Republiką Ludową. Kim Dzong Un wysłał tam swoich inżynierów, by pomagali w odbudowie zniszczeń. Już wtedy pojawiały się jednak teorie, że mogą z czasem zostać przerzuceni na front.
Według analiz wywiadu Korei Południowej, Rosja pokryje wszystkie koszty związane z rozmieszczeniem północnokoreańskich wojsk, w tym ich pensje, które według szacunków wyniosą co najmniej 2000 dolarów miesięcznie na osobę. Około 90 proc. zarobków prawdopodobnie trafi do kasy Kima.
Czytaj więcej: