Ukraińcy nie mówią o własnych stratach i wyprowadzają Rosjan w pole. Ekspert o kulisach wojny propagandowej
Nie udało się zabić prezydenta Ukrainy, nie udaje się zdobyć Kijowa, ani złamać morale obrońców. W dziesiątym dniu wojny Rosjanie prawdopodobnie sięgną po sfabrykowane nagranie z Włodymyrem Zełenskim, na którym miałby on wzywać do kapitulacji kraju. Władze Ukrainy w piątek ostrzegły obywateli, aby nie wierzyli w nieoficjalne źródła informacji.
Jak wskazuje Michał Marek, autor monografii "Operacja Ukraina" i ekspert w dziedzinie dezinformacji, obok działań militarnych w Ukrainie toczy się wojna informacyjna.
- Jestem pod wrażeniem, jak skutecznie strona ukraińska prowadzi swoją politykę informacyjną. Nie tylko eksponują bohaterstwo swoich żołnierzy, ale też bardzo dbają, aby pokazywane relacje nie szkodziły prowadzonej wojnie, na przykład poprzez zdradzenie pozycji własnych wojsk. Robią to w taki sposób, by wręcz stymulować wolę walki społeczeństwa - ocenia Michał Marek.
To dlatego jak dotąd nie słyszymy o ukraińskich stratach. W relacjach zamieszczanych w internecie przez ukraiński sztab praktycznie nie pokazuje najsilniejszych jednostek wojskowych. Wojnę relacjonują pojedynczy żołnierze przy pomocy nagrań ze smartfonów. Może to być mylące dla strony rosyjskiej, która ma odnieść wrażenie, że naprzeciw nich stoi głównie lekka piechota z karabinami i bronią przeciwpancerną.
Rosjanie już kilka razy srogo się na tym zawiedli. Po pierwszym dniu inwazji ogłosili, że zniszczyli obronę przeciwlotniczą, a także lotnictwo Ukrainy. W walkach stracili już 30 samolotów, 31 śmigłowców. W piątek ukraiński sztab poinformował o zestrzeleniu samolotu szturmowego SU-25 niedaleko Mariupola. Ogłoszono, że trwają poszukiwania pilota. Wskazano, że atakował on cele cywilne, co oznacza, że raczej nikt z miejscowych mu nie pomoże.
Ukraina też odnosi bolesne straty
Siły zbrojne Ukrainy informowały o zabiciu ponad 9000 Rosjan, zniszczeniu 217 czołgów i 900 transporterów opancerzonych. Zadanie takich strat agresorom nie mogło obejść bez kosztów. O nich ukraiński sztab nie mówi, poza nagłośnieniem śmierci niektórych bohaterskich żołnierzy.
Według serwisu Oryx Spioenkopp, którego analitycy zliczają ukraińskie straty na podstawie materiałów wideo i foto zamieszczonych w sieci, Ukraina straciła co najmniej 24 czołgi i 67 transporterów opancerzonych różnych typów. Natomiast sami Rosjanie ogłosili, że zniszczyli 606 ukraińskich czołgów i wozów pancernych.
- W sieci dostępne są również nagrania dokumentujące straty Ukrainy w wojnie obronnej. Rosjanie starają się wykorzystać takie pojedyncze nagrania i na tej bazie wykreować obraz, że jest to zjawisko ma dużą skalę. Rosjanie kreują także rzekome zjawisko masowego poddawania się Ukraińców do niewoli - mówi dalej Michał Marek.
Podkreśla, że rosyjskie służby wykorzystują do tego celu kanały popularnego na wschodzie komunikatora Telegram. Ocenia, że treści te są limitowane i za każdym razem zawierają komentarz o charakterze dezinformacyjnym i propagandowym.
Celem jest zmiękczenie obrońców
Jak tłumaczy rozmówca, w ostatnich dniach Rosjanie rozpoczęli operację informacyjno-psychologiczną mającą na celu odcięcie ludności od przekazów Kijowa. Opór obrońców miałby być przełamany poprzez bombardowanie cywilnych osiedli i jednoczesne informowanie o rzekomej kapitulacji sił zbrojnych Ukrainy i władz z prezydentem na czele. Wówczas szturm na miasta miałby większe szanse na powodzenie.
- Rosjanie starają się zrzucić na ukraińskich żołnierzy odpowiedzialność za śmierć cywili. Piszą na przykład, że na dachach bloków znajdują się snajperzy i systemy przeciwlotnicze, co ma uzasadnić zniszczenie tych domów - mówi dalej Michał Marek.
- Z naszej perspektywy może wydawać się to absurdalne, ale to przekaz kierowany do rosyjskich odbiorców, którzy pod działaniem machiny propagandowej znajdują się od wielu lat. Część z nich ma uwierzyć w słuszność tej wojny - podsumowuje ekspert.
Z opublikowanych w piątek raportów sztabu generalnego Ukrainy wynika, że na zdobytych terenach Rosjanie szykują kilka propagandowych inscenizacji. W Chersoniu, 300-tysięcznym mieście na południu Ukrainy zebrano 60-80 mieszkańców Krymu. "W roli miejscowych mieszkańców mają wyjść na centralny plac z rosyjskimi flagami, by okazać wdzięczność rosyjskim "wyzwolicielom" - podał sztab ukraiński. Apeluje do mieszkańców, aby nie udostępniali takich wydarzeń w serwisach społecznościowych, bo jest to część "wojny informacyjnej".