Ukraina kontra Ruskraina
Na Majdanie Nezałeżnosti nikt nie ma wątpliwości, kto wygrał wybory. Demonstrujący Ukraińcy okrzyknęli Juszczenkę "prezydentem narodu" - czytamy we "Wprost".
29.11.2004 | aktual.: 29.11.2004 09:08
Nie macie moralnego prawa wtrącać się w wewnętrzne sprawy Ukrainy - pouczał poirytowany Władimir Putin polityków państw Unii Europejskiej. Jego doradcy pomstują na imperialistyczny spisek pod polskim przywództwem, który ma rozbić rosyjskie imperium. Zdenerwowaniu Putina trudno się dziwić: na ulicach Kijowa rozstrzyga się właśnie przyszłość Rosji i jej prezydenta. Na nic zdały się dwie wizyty w Kijowie, na nic przedwczesne gratulacje dla Wiktora Janukowycza. Władimir Putin musi zrejterować z Ukrainy pod naciskiem pokojowych demonstracji. Na Majdanie Nezałeżnosti w Kijowie oglądamy uroczysty pogrzeb całej polityki rosyjskiej ostatniej dekady.
Perła w koronie
Dla sąsiada z północy utrzymanie kontroli nad Ukrainą było zadaniem zdecydowanie najważniejszym. Rosjanie nie pogodzili się z utratą Ukrainy nawet za rządów Jelcyna. To wtedy mer Moskwy Jurij Łużkow zyskał ogromną popularność, ogłaszając publicznie, że nigdy nie zgodzi się na to, by wakacje na Krymie były dla mieszkańców Moskwy wyjazdem za granicę.
Sam Jelcyn głosił wprawdzie, że Ukraina ma prawo do niepodległości, ale był przekonany, że w ciągu kilku lat Ukraińcy ze względów ekonomicznych poproszą o ponowne przyłączenie do Rosji. Ukraina od czasów Piotra I była perłą w koronie Imperium Rosyjskiego; przede wszystkim była rosyjską bramą do Europy. Rosyjskie panowanie w Kijowie oznacza rosyjskie Bałkany i szansę na realizację marzenia wszystkich carów - kontrolę nad Turcją. Władimir Putin, gdy sięgał po prezydenturę, nie obiecywał swoim współobywatelom ekonomicznego raju. Obiecywał powrót do tradycji cara Piotra I i Katarzyny II oraz to, że obcy będą Rosję szanować. A jak mówić o szacunku, gdy poza władzą Moskwy znajduje się Kijów, kolebka Rusi.
Nacisk na Ukrainę narastał z miesiąca na miesiąc. Wykorzystywano środki polityczne i ekonomiczne, mafie i służby specjalne. Mechanizm działania był niezwykle prosty: rzucić Ukrainę na kolana, gospodarczo wykorzystując monopol dostaw ropy, gazu i paliwa atomowego, a władze ukraińskie skompromitować na arenie międzynarodowej tak, by nikt z nimi nie chciał rozmawiać. Kuczma był zmuszony odwołać po kolei ministrów spraw zagranicznych Udowenkę i Tarasiuka, bo śmieli powiedzieć, że Ukraina chce być członkiem NATO, premiera Juszczenkę - bo dogadywał się z Polakami w sprawie gazu i węgla, a potem nawet pamiętającego sowiecką dyplomację ministra Złenkę - bo był za mało prorosyjski.
Kiedy i tego było za mało, agent Federalnej Służby Bezpieczeństwa i ochroniarz Kuczmy major Melnyczenko ujawnił taśmy z nagraniami rozmów prezydenta, wskazujące, że jest on winny zamordowania opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadze oraz złamania embarga na sprzedaż broni (radarów) do Iraku. Kuczma izolowany na Zachodzie i zagrożony przez demokratyczną opozycję zwrócił się ku Moskwie. Ale Rosjanom i to nie wystarczyło.
Kandydatem obozu władzy w wyborach został Wiktor Janukowycz, bezbarwny administrator, naznaczony kryminalną przeszłością. Z góry założono też, że wybory zostaną sfałszowane. A przecież Kuczma mógł postawić na polityka mającego szansę w starciu z opozycją - choćby na szefa parlamentu Wołodymyra łytwyna, skłonnego walczyć o prezydenturę w imieniu obozu władzy. Koncepcja wymyślona na Kremlu była jednak inna. Tak jak na Białorusi, gdzie Aleksander Łukaszenko fałszuje wybory, tak i na Ukrainie należało doprowadzić do sytuacji, w której przywódca państwa jest ponurą marionetką zależną od lokalnego oficera prowadzącego FSB.
Putin obiecał rodakom i kolegom z dawnego KGB, że odbuduje imperium. Nie ma jednak możliwości potraktowania ani Ukrainy, ani nawet Białorusi tak jak Czeczenii. Używa więc łagodniejszych narzędzi. Od pięciu lat odnosił sukces za sukcesem, uzależniając od Kremla kolejne byłe republiki sowieckie. Kijów wydawał się na wyciągnięcie ręki. A tu nagle odezwał się naród ukraiński, którego nikt w tych politycznych rachunkach nie brał na serio. Przed Władimirem Władimirowiczem Putinem majaczy teraz widmo rozliczenia przez kolegów, którzy przyjdą zapytać go o wyniki walki o odbudowę wielkiej Rosji.
Plac
- Moim planem działania jest plac. Stawiam na to, co się dzieje na placu - powiedział "Wprost" Wiktor Juszczenko, lider ukraińskiej opozycji. Powiedział to tuż po spotkaniu z Lechem Wałęsą, a kilkanaście minut później wielotysięczny tłum wiwatował na cześć Juszczenki i Wałęsy. Choć władze Ukrainy ogłosiły, że nowym prezydentem będzie obecny premier Wiktor Janukowycz, na Majdanie Nezałeżnosti nikt nie ma wątpliwości, kto naprawdę wygrał wybory. Zgromadzeni nazywają Juszczenkę prezydentem narodu. Kończący swoje rządy prezydent Leonid Kuczma porównał z kolei obecną sytuację do roku 1917, twierdząc, że w zaistniałych warunkach bolszewicy także mogliby łatwo zagarnąć władzę. To ryzykowne porównanie, bo dziedzicami bolszewickiej tradycji są właśnie przedstawiciele obozu władzy.
Juliusz Urbanowicz