Ujawniamy: Tajna akcja polskiej policji w Ukrainie
Przez pięć miesięcy 98 polskich policjantów brało udział w ściśle tajnej misji w Ukrainie. Zajmowali się rozminowywaniem terenów, z których wycofali się Rosjanie. Wirtualna Polska ujawnia szczegóły misji tuż po tym, gdy ostatni nasi pirotechnicy wrócili bezpiecznie do kraju.
O tajnej misji polskiej policji w Ukrainie redakcja Wirtualnej Polski wiedziała od kilku miesięcy. Ze względu na bezpieczeństwo jej uczestników nie mogliśmy o tym informować do momentu, gdy nie otrzymaliśmy oficjalnego potwierdzenia z Komendy Głównej Policji, że wszyscy polscy policjanci przekroczyli granicę i są już bezpieczni w kraju.
Odważyli się tylko Polacy
Misja zaczęła się po ubiegłorocznym apelu Ukraińców do członków grupy ATLAS - policyjnej grupy zadaniowej, zrzeszającej specjalne jednostki kontrterrorystyczne Unii Europejskiej.
Prośba dotyczyła wysłania do Ukrainy pirotechników, którzy mieliby zająć się rozminowywaniem kraju. Chodziło o miejsca, z których wyparto Rosjan, a do których nie da się wrócić, bo są zaminowane lub niebezpieczne z powodu innych pozostałości po walkach.
Wojsko ukraińskie nie ma odpowiedniej liczby saperów, żeby zająć się tym w wystarczającym wymiarze. Nie mogą tego też zrobić saperzy wojskowi z państw NATO, bo zostałoby to uznane przez Rosję za prowokację. W grę wchodziło więc jedynie wysłanie pirotechników policyjnych.
Ze wszystkich członków grupy ATLAS, tylko Polska odpowiedziała na apel Ukraińców. Inne kraje uznały, że misja w kraju objętym wojną jest zbyt niebezpieczna.
Latem 2022 r. decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji powołano Kontyngent Humanitarny Policji, składający się z funkcjonariuszy Samodzielnych Pododdziałów Kontrterrorystycznych Policji. Na Ukrainę pojechali tylko ochotnicy.
Zgłaszać mogli się pirotechnicy, ratownicy medyczni, którzy mieli zabezpieczać ich pracę oraz członkowie zespołów bojowych, których zadaniem miała być ochrona członków polskiej misji. Policjanci zabrali ze sobą również dwa psy przeszkolone w wykrywaniu ładunków.
Po przeszkoleniu, ustaleniu szczegółów logistycznych i ustaleniach ze stroną ukraińską, 98-osobowy kontyngent na początku października wyjechał z Polski.
Początkowo misja miała trwać trzy miesiące. W grudniu przedłużono ją jednak o kolejne dwa. Polscy policjanci wylądowali w obwodzie kijowskim.
Szybko okazało się, że muszą działać de facto w warunkach wojennych. Pracę co chwilę przerywały alarmy przeciwlotnicze. W sumie polska grupa przeżyła 129 nalotów rosyjskich rakiet i dronów.
Gigantyczna skala działań
Jednym z pierwszych zadań pirotechników było oczyszczenie terenu jednego z podkijowskich lotnisk. Tam - w lutym 2022 r. - Rosjanie planowali desant, a Ukraińcy dokładnie je zaminowali i poukrywali pułapki, które miały eliminować rosyjskich żołnierzy.
Minowanie odbywało się w pośpiechu. W dodatku ci, którzy za nie odpowiadali, zginęli w trakcie walk, więc nie było planów rozmieszczenia ładunków. Dlatego nasi pirotechnicy musieli pracować w tym miejscu wyjątkowo ostrożnie.
Polacy w sumie usunęli 2 tys. niebezpiecznych przedmiotów. Oczyszczali m.in. drogi i pola z min przeciwpancernych i przeciwpiechotnych.
W okolicach Kijowa nasi pirotechnicy neutralizowali też pułapki, które Rosjanie zostawiali w opuszczonych budynkach i rozbrajali pozostałości zbombardowanych przez Ukraińców składów broni, z których mieli korzystać Rosjanie w trakcie szturmu na stolicę Ukrainy.
Polacy pracowali też w miejscu ciężkich walk nad Dnieprem, gdzie zginęło kilkuset ukraińskich żołnierzy, a gdzie do zneutralizowania pozostały granaty, rakiety, amunicja i porzucona broń.
Łącznie Kontyngent Humanitarny Policji przetrałował ponad 342 tys. metrów kw. Oczyścił również ponad 17,5 tys. metrów dróg.
Podczas niemal pięciu miesięcy służby żaden z polskich policjantów nie został ranny. W ostatnich tygodniach w Komendzie Głównej Policji podjęto decyzję o zakończeniu misji. Wpływ miały na to m.in. informacje wywiadowcze dotyczące planowanej ofensywy Rosji.
W środę wszyscy członkowie polskiego kontyngentu wrócili bezpiecznie do Polski.
Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski
szymon.jadczak@grupawp.pl