Uderzyli w ośrodki nuklearne. Ekspert: Trump wpadł w "pułapkę Netanjahu"
- Amerykańskie ataki na pewno przyniosły efekt taki, że irański program zostanie w jakiś sposób zatrzymany czy ograniczony. Ale nie wiem, czy to jest wystarczające, żeby został zatrzymany całkowicie - mówi w rozmowie z WP dr Bartosz Bojarczyk z UMCS w Lublinie, specjalista od irańskiej polityki.
Donald Trump zwodził Irańczyków i światową opinię publiczną. Jeszcze kilka dni temu zapowiadał, że decyzję w sprawie wsparcia Izraela podejmie w ciągu dwóch tygodni. Stało się inaczej. Już w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu pochwalił się, że amerykańskie bombowce zaatakowały trzy irańskie zakłady wzbogacania uranu w Fordow, Natanz i Isfahanie.
W swoim wystąpieniu prezydent USA stwierdził, że amerykańskie ataki na irańskie obiekty atomowe "kompletnie zrównały je z ziemią".
Następnego dnia minister obrony USA Pete Hegseth ogłosił, że "irański program nuklearny został zniszczony".
Ale już rzecznik Organizacji Energii Atomowej Iranu Behrouz Kamalvandi studził nastroje, przekonując, że "wiedza kraju w dziedzinie energetyki nuklearnej nie może zostać zniszczona". - Oczywiście ponieśliśmy szkody, ale to nie pierwszy raz, kiedy przemysł doznał zniszczeń - powiedział.
Zdjęcia satelitarne z Fordow pokazują, że część góry chroniącej obiekt została całkowicie zniszczona przez amerykańskie bomby - poinformował w niedzielę CNN, publikując zdjęcia wykonane przez Maxar Technologies.
Szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafael Grossi powiedział w poniedziałek, że biorąc pod uwagę wrażliwą na wibrację naturę wirówek do wzbogacania uranu, irański zakład w Fordow został poważnie uszkodzony w wyniku izraelskich i amerykańskich ataków. Dodał równocześnie, że na razie nie można rzetelnie ocenić, jak poważne są szkody w podziemnym kompleksie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Putin może atakować". Kolejna decyzja Trumpa na korzyść Rosji
Bartosz Bojarczyk: nie wiemy co zostało uszkodzone
Ekspert Bartosz Bojarczyk radzi, aby podchodzić z rezerwą do doniesień amerykańskich głoszących pełny sukces misji.
- My tak naprawdę nie wiemy, co zostało uszkodzone, co zostało zniszczone i tak naprawdę, co tam się znajdowało - wskazuje w rozmowie z WP dr Bartosz Bojarczyk z Katedry Międzynarodowych Stosunków Politycznych UMCS w Lublinie, specjalizujący się w swojej pracy badawczej w polityce Iranu.
Przyznaje, że ze zdjęć satelitarnych można stwierdzić, iż amerykańskie uderzenie dosięgło celów w trzech ośrodkach badawczych Iranu.
- Ale według doniesień Reutersa i innych mediów, wzbogacony uran został wcześniej przeniesiony w jakieś inne, nieznane miejsce. Czyli Iran najprawdopodobniej nadal posiada ten wzbogacony uran, z którego może wyprodukować ładunek atomowy - przypuszcza dr Bojarczyk. - Ale nie wiemy, co Iran posiada, gdzie to posiada i czy tak naprawdę nie ma innych ośrodków, w których prowadzone są te prace - dodaje.
Jego zdaniem nie można też jednak negować tego, co Amerykanom udało się osiągnąć. Uważa, że irański program nuklearny mógł zostać poważnie nadszarpnięty. Ale pełnej oceny nie da się przeprowadzić na podstawie zdjęć satelitarnych.
- Myślę, że te ataki na pewno przyniosły efekt taki, że irański program zostanie w jakiś sposób zatrzymany czy ograniczony. Ale nie wiem, czy to jest wystarczające, żeby on został zatrzymany całkowicie - wskazuje.
Czy Iran użyłby broni nuklearnej?
Przypomina jedno zasadnicze pytanie, które pojawiało się jeszcze przed rozpoczęciem izraelskiego ataku. Część amerykańskich analityków, a nawet przedstawicieli administracji wskazywało, że Iran wcale nie dążył do produkcji broni atomowej. Jest także dekret religijny przywódcy Iranu Alego Chameneiego, który w 2003 roku ogłosił tzw. fatwę zakazującą użycia broni nuklearnej.
- Broń nuklearna ma przede wszystkim podstawową funkcję: odstraszania. Cała zimnowojenna równowaga była właśnie na takiej koncepcji. Oba supermocarstwa nie sięgały po broń nuklearną, nie dążyły do tego ze względu na to, że mogły się zniszczyć nawzajem - mówi dr Bojarczyk.
Wskazuje, że mniejsze mocarstwa również chcą mieć tego typu broń w celu odstraszania innych.
Wyobraźmy sobie, że Iran ma broń jądrową przed dziewięcioma dniami. Nie sądzę, żeby Izrael wtedy zaatakował, wiedząc, że w ostatecznym rachunku może się to skończyć użyciem broni jądrowej przez Iran.
Pytany o cele, jakie chciał uzyskać Izrael, atakując Iran, ekspert wskazuje trzy elementy. Jednym z nich jest oczywiście rozbicie irańskiego programu nuklearnego, co od razu okazało się niemożliwe bez udziału Amerykanów.
- To już jest jakiś paradoks. Atakujemy, żeby zniszczyć ten potencjał nuklearny, ale nie możemy tego zrobić. Więc po co zaatakowaliśmy? Izraelczycy wypuścili Amerykanów w taką uliczkę. Jest to tak zwana pułapka Netanjahu, w którą Trump już drugi raz się złapał, w pierwszej swojej kadencji również - mówi dr Bojarczyk.
Dodaje, że Izraelowi udało się częściowo zniszczyć potencjał rakietowy i militarny Iranu. Zabito również przywódców wojskowych, co było drugim celem ataku.
- Trzecim celem Izraela było odsunięcie uwagi od Gazy i tego, co się tam dzieje. To są straszne rzeczy. Możemy mówić już o ludobójstwie i to totalnym. Jeżeli bowiem strzelają do cywili, którzy stoją w kolejce po pomoc humanitarną, to nie wiem, jak inaczej to nazwać - komentuje dr Bojarczyk.
Z kolei prowadzenie konfliktów, zdaniem eksperta, służy premierowi Netanjahu w utrzymaniu władzy.
- To służy establishmentowi Izraela. Jest to taki syndrom bronionej twierdzy. Nie możemy teraz rozmawiać o tym, co ważne wewnętrznie, bo jesteśmy zagrożeni z zewnątrz. Najpierw była Syria, później Liban, potem Palestyńczycy, teraz Iran. Nieustanny konflikt - wylicza ekspert.
Nie sprzyjają reżimowi, ale atak USA ich oburzył
Dr Bartosz Bojarczyk z racji swoich zainteresowań badawczych ma również kontakty z osobami mieszkającymi w Iranie. Mówi, że nie słychać tam o nastrojach, aby właśnie w tym momencie miało dojść do przewrotu i obalenia władzy ajatollahów.
- Nastroje, żeby zmienić rząd w Iranie, są od bardzo dawna. Są kolejne fale protestów, które powracają co ileś lat. Jest duża część ludzi, którzy sprzeciwiają się funkcjonowaniu tego reżimu, ale oni nie są zorganizowani. Opozycja jest słaba, a reżim jest totalitarny, gdzie pod kontrolą jest praktycznie wszystko - wskazuje dr Bojarczyk.
Iranista podkreśla, że obecna sytuacja powoduje wśród obywateli tego kraju, i to nawet niesprzyjających władzy, duże rozgoryczenie.
- Z tego powodu, że społeczność międzynarodowa nic nie robi. Ludzie widzą spisek Stanów Zjednoczonych i Izraela, a cały świat się temu przygląda, tak jak się przygląda Palestynie. Łamane są podstawowe zasady i prawa międzynarodowe. Iran ma przestrzegać praw, których nie przestrzegają ci, co go atakują. Ludzie naocznie widzą dualizm tej sytuacji. Część nie chce tego reżimu, ale uważają, że jeżeli są atakowani, to muszą się bronić - podkreśla dr Bartosz Bojarczyk.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski