HistoriaUcieczka Jerzego Sumińskiego, zaufanego człowieka Czesława Kiszczaka

Ucieczka Jerzego Sumińskiego, zaufanego człowieka Czesława Kiszczaka

Kpt. Jerzy Sumiński, zajmujący kluczowe stanowisko oficer w wywiadzie wojskowym PRL, w czerwcu 1981 r. wykradł tajne dokumenty i pojechał z nimi maluchem do Wiednia. Tam zgłosił się do ambasady USA. Polskie służby zorientowały się w sytuacji, gdy kapitan przestał przychodzić do pracy. Zostawił nawet list z pożegnaniem dla gen. Czesława Kiszczaka.

Ucieczka Jerzego Sumińskiego, zaufanego człowieka Czesława Kiszczaka
Źródło zdjęć: © Czesław Kiszczak jako szef kontrwywiadu WSW w 1980 r. | PAP/Tadeusz Zagoździński

Jak wadliwy i dziurawy był system wojskowych służb specjalnych, najlepiej ukazuje przypadek dezercji odpowiedzialnego za ochronę kontrwywiadowczą Zarządu II Sztabu Generalnego (wywiadu) młodego oficera WSW - kpt. Jerzego Sumińskiego (ur. 1949 r.). W czerwcu 1981 r. swobodnie wyjechał z kraju i w Wiedniu zgłosił się do przedstawicielstwa CIA, przekazując Amerykanom kluczowe tajemnice WSW i Zarządu II.

Kontrwywiadowca

Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, od kiedy Sumiński współpracował z CIA i w jaki sposób zaplanował swoją dezercję. Jedno jest pewne - jego ucieczka w praktyce zdemolowała wywiad wojskowy PRL, który w znacznym stopniu przestał istnieć w dotychczasowej formule organizacyjno-personalnej. W największym stopniu obciążało to gen. Czesława Kiszczaka, który jako szef WSW odpowiadał za "ochronę kontrwywiadowczą" armii. Po latach Kiszczak przyznał, że Sumiński był jego pupilem, a jego dezercja była dla niego największą osobistą porażką.

Na dobrą sprawę historia dezercji Jerzego Sumińskiego zaczęła się już jesienią 1973 r., kiedy z 27. Sudeckiego Pułku Czołgów Średnich im. Niemieckich Bojowników Antyfaszystowskich w Gubinie został on skierowany na specjalistyczny kurs w Ośrodku Szkolenia WSW im. Feliksa Dzierżyńskiego w Mińsku Mazowieckim. 24-letni ppor. inżynier Sumiński, świeżo upieczony absolwent Wyższej Szkoły Oficerów Wojsk Pancernych w Poznaniu i dowódca plutonu czołgów, przez blisko 10 miesięcy zgłębiał tajemnice kontrwywiadu i wywiadu. Studiował historię, struktury, metody działania i systemy łączności stosowane przez wywiady Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, RFN, Francji i Izraela. Analizował błędy kontrwywiadu PRL popełnione w konkretnych sprawach szpiegowskich.

Po raz pierwszy poznał struktury organizacyjne, metody i technikę operacyjną stosowaną przez wywiad oraz kontrwywiad MSW i MON. Sporo czasu poświęcił na zgłębienie sztuki werbowania agentury i pracy z nią "na odcinku" rozpracowania osób "podejrzanych o działalność wywiadowczą, polityczną i nadużycia". Sumiński był tym wszystkim na tyle oczarowany i zafascynowany, że zaczął marzyć o pracy w kontrwywiadzie wojskowym. A że dał się poznać jako "jeden z przodujących słuchaczy kursu", droga do służby w WSW została przed nim otwarta.

W lipcu 1974 r. został pomocnikiem szefa Wydziału I WSW w Poznaniu i zaczął specjalizować się w osłonie kontrwywiadowczej wielkopolskich jednostek wojskowych. Był śmiały w podejmowaniu decyzji, gorliwy i dociekliwy w działaniu, a jednocześnie inteligentny i głodny wiedzy. Został też kierownikiem grupy szkolenia partyjnego oraz opiekunem Koła ZSMP w poznańskiej WSW. Chcąc skuteczniej zwalczać Kościół katolicki, Sumiński zaczął studiować na Wydziale Religioznawczo-Etycznym Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu przy Komitecie Wojewódzkim PZPR w Poznaniu. Świecił na tym polu przykładem również w życiu osobistym. Po tym jak we wrześniu 1975 r. poślubił absolwentkę filologii angielskiej - Barbarę Przybylską, jego przełożeni zauważyli, że swoją rodzinę (w 1977 r. urodziła mu się córka Kinga) zaczął konsekwentnie "wychowywać" w duchu "światopoglądu materialistycznego".

Nic dziwnego, że Sumiński szybko awansował. W 1975 r. został porucznikiem, a rok później objął stanowisko starszego pomocnika szefa Wydziału I WSW w Poznaniu. Poznał dokładnie strukturę Zarządu WSW Śląskiego Okręgu Wojskowego (poznańskie było wówczas częścią ŚOW), obsadę personalną kontrwywiadu, wiele nazwisk i pseudonimów tajnych współpracowników oraz miejsca konspiracyjnych spotkań z agenturą. W 1977 r. zaczął intensywnie uczyć się języka angielskiego i został skierowany na dwuletni Kurs Specjalny Zarządu II Sztabu Generalnego w Warszawie, dzięki czemu przeszedł na etat Szefostwa WSW. Kurs otworzył przed nim świat wywiadu. Komendant Ośrodka Szkolenia Zarządu II płk Eugeniusz Jędrzejewski pisał o nim później: "Por. Sumiński nadaje się do samodzielnej pracy operacyjnej. W pracy wykazuje dużo samodzielności, jest dokładny i skrupulatny, rozważny, spokojny i opanowany, a przy tym bardzo uporczywy w dążeniu do osiągnięcia zamierzonego celu".

Pupilek

Jego szczególną wartością miało być połączenie doświadczenia i wiedzy kontrwywiadowcy z przygotowaniem i ze znajomością spraw wywiadu. Stąd też już pod koniec Kursu Specjalnego w kierownictwie WSW zrodził się pomysł, by awansować Sumińskiego do stopnia kapitana i przenieść do prestiżowego w kontrwywiadzie Wydziału VI Szefostwa WSW, który odpowiadał za osłonę Zarządu II Sztabu Generalnego. Stosując pełen wachlarz środków operacyjnych - od obserwacji i podsłuchów, aż do zbierania "haków" i werbowania agentury wśród żołnierzy wywiadu - oficerowie obiektowi WSW mieli w istocie pełny wgląd w kuchnię działalności Zarządu II.

1 sierpnia 1979 r. decyzję o przyjęciu kpt. Jerzego Sumińskiego na etat w Wydziale VI WSW podjął nowo mianowany szef WSW - gen. Czesław Kiszczak. Jednak okoliczności awansu Sumińskiego nie są do końca jasne. Z późniejszych ustaleń śledczych WSW wynika, że pierwotnie za jego awansem stał mjr Zdzisław Makuszewski, który zwalniał stanowisko "obiektowego" kontrwywiadowcy w Zarządzie II. Odchodząc, miał on w rozmowie z płk. Aleksandrem Śliwińskim (szefem Wydziału VI SWSW) wskazać na swojego następcę właśnie Sumińskiego. Stanowisko to podzielili również konsultowani w tej sprawie szefowie ośrodka szkoleniowego wywiadu, w którym Sumiński odbywał specjalistyczny kurs, a później także sam szef Zarządu II - gen. Edward Poradko, jego zastępcy do spraw informacyjnych i operacyjnych oraz szefowie oddziałów kierunkowych wywiadu wojskowego.

W obliczu zaangażowania tak wpływowych protektorów Sumińskiego weryfikatorzy i analitycy WSW "przeoczyli" oraz zignorowali poważne przesłanki zamykające w istocie awans pupilka Kiszczaka. Stąd też już po ucieczce Sumińskiego na Zachód bez trudu ustalono, że jego teściowa Stanisława Przybylska oraz siostra żony Małgorzata od 1974 r. na stałe zamieszkiwały w Stanach Zjednoczonych, małżonka oficera wyjeżdżała zaś do Anglii. Ponadto przez cały czas służby w WSW Sumińscy utrzymywali stały kontakt korespondencyjny z rodziną w Ameryce. Okazało się później, że przed awansowaniem Sumińskiego do centrali WSW w Warszawie nie przeprowadzono choćby rozmowy z jego przełożonymi z Poznania. Posiadali oni wiedzę o rodzinie w Stanach Zjednoczonych, gdyż przed zawarciem małżeństwa z Barbarą Przybylską Sumiński zameldował, że matka i siostra jego wybranki wyjechały do Ameryki. Wszechwiedzący

W każdym razie w sierpniu 1979 r. Barbara i Jerzy Sumińscy z córką na stałe osiedli w Warszawie. Zamieszkali na Bemowie przy ulicy Kazimierza Wyki. Barbara uczyła języka angielskiego w Krajowej Spółdzielni Pracy "Oświata" (później "Lingwista"). Natomiast kpt. Sumiński, jako jeden z dwóch oficerów obiektowych WSW w Zarządzie II (drugim był mjr Sławomir Komarnicki), swobodnie zgłębiał największe tajemnice wywiadu wojskowego PRL. Często zostawał w pracy po godzinach oraz przesiadywał godzinami w swoim gabinecie w wolne soboty i niedziele. Regularnie chwalono go za pomysłowość i pracowitość. Był kulturalny, uprzejmy i lubiany przez kadrę wojskowego wywiadu. Faworyzowany przez przełożonych, awansowany (na stanowisko starszego oficera Wydziału VI) i nagradzany finansowo przez samego Kiszczaka.

Poznał całą strukturę personalną i organizacyjną Zarządu II, "przykryciowców" wywiadu ulokowanych w dyplomacji oraz Centralach Handlu Zagranicznego, adresy zamieszkania, fałszywe dane personalne, a także najważniejsze sprawy operacyjne i agenturę WSW uplasowaną w Zarządzie II. W ciągu krótkiego czasu służby w Wydziale VI jego wiedza o wywiadzie stała się bardzo rozległa. Zajmował się bowiem zabezpieczeniem kontrwywiadowczym strategicznych jednostek organizacyjnych Zarządu II, w tym między innymi Oddziału I (niemiecko-skandynawskiego), Oddziału IV (romańskiego), Oddziału XIII (Agenturalny Wywiad Operacyjny), Kartoteki Operacyjnej, Wydziału Łączności Specjalnej i Wydziału Współpracy z Państwami Układu Warszawskiego.

Sumiński wykorzystywał swoją pozycję, by pomimo swobodnego wglądu w dokumentację kontrolowanych przez siebie oficerów Zarządu II, w indywidualnych niesformalizowanych rozmowach z żołnierzami dodatkowo rozpytywać o sprawy z pozoru nieistotne. Nachodził więc mjr. Zdzisława Romanowicza, psychologa Zarządu II, by wyciągnąć od niego informacje o wynikach testów psychologicznych, poziomie inteligencji oficerów, ich emocjonalnym zrównoważeniu i stopniu odporności psychicznej na stresy. Innych z kolei wypytywał o szczegóły zabezpieczenia budynków wywiadu, miejsc przechowywania zapasowych kluczy do sejfów i kas pancernych Zarządu II, a nawet sposobu ułożenia woreczków z kluczami w sejfach pionu operacyjnego według kolejnych kondygnacji i pięter. Wydobywał też od żołnierzy dokumenty, których znajomość niechętnie później kwitował własnoręcznym podpisem. Ze szczególną pasją tropił oficerów, którzy posiadali rodzinę lub znajomych na Zachodzie, z którymi utrzymywali jakąkolwiek korespondencję.

W 1981 r. pracujący z nim w duecie mjr Komarnicki mówił: "Jeśli chodzi o zakres posiadanych informacji, to kpt. Sumiński wiedział o wiele więcej niż ja. Tak się bowiem złożyło, że już poprzednik kpt. Sumińskiego, mjr Zdzisław Makuszewski, pod względem operacyjnym w Zarządzie II Sztabu Generalnego obsługiwał dwa kierunki (francuski i niemiecki, tj. około dwie trzecie pionu operacyjnego), podczas gdy ja tylko jeden (angielski). Ja nie będę zajmował stanowiska w sprawie charakteru wiadomości, którymi dysponował kpt. Sumiński, lecz o ich wadze może świadczyć choćby to, iż owi tajni współpracownicy, jak też sprawy, nie były rejestrowane w kartotekach MSW i Szefostwa WSW".

Tajny kurier

Zaledwie po kilkunastu miesiącach służby w Wydziale VI SWSW kierownictwo WSW i Zarządu II porozumiało się w sprawie skierowania Sumińskiego do odbycia tajnych misji kurierskich do rezydentur wywiadowczych w zachodniej Europie. Pod legendą dyplomaty był więc trzykrotnie z misją wywiadowczą w Austrii i we Włoszech (13-21 października 1980 r.), w Berlinie Zachodnim i Wschodnim (11-13 grudnia 1980 r.) oraz w Finlandii, Szwecji, Norwegii i Danii (23 kwietnia-3 maja 1981 r.). W czasie tych służbowych podróży (również krajowych) poznał wielu oficerów, szczegóły realizowanych operacji, topografii i rozmieszczenia obiektów specjalnych.

Według późniejszych ustaleń śledczych Sumiński poznał między innymi: rozmieszczenie i skład osobowy attachatów wojskowych oraz funkcje wywiadowcze żołnierzy (w tym wykazy oficerów pod przykryciem według nazwisk prawdziwych i legalizacyjnych); system ochrony Zarządu II przez Wydział VI SWSW; kulisy funkcjonowania aparatu nielegalnego, w tym skutki dekonspiracji i zdrad agentury; program, system nauki i szkolenia w Ośrodku Szkolenia Zarządu II; zasady typowania oficerów do pracy za granicą i charakterystyki osobowości pracowników wywiadu; metody pracy operacyjnej (łączność radiowa, bezpośrednie kierowanie agenturą przez centralę wywiadu); sposoby kontrwywiadowczego zabezpieczania attachatów wojskowych w Rzymie, Berlinie, Kopenhadze, Sztokholmie, Helsinkach, Oslo i Wiedniu; lokal konspiracyjny Zarządu II na placu Konstytucji w Warszawie; system "Sonda" (wykorzystywanie kapitanów żeglugi wielkiej i oficerów marynarki handlowej w misjach wywiadowczych); kulisy dekonspiracji szpiega CIA Leszka Chrósta;
kompromitujące informacje (słabości, wady, stosunki rodzinne) na temat wielu oficerów oraz dane personalne polskich kursantów GRU.

Kapitan Jerzy Sumiński wspólnie z żoną przez kilka miesięcy przygotowywał ucieczkę z kraju. Sposób, w jaki to robił, świadczy o doskonałym rozpoznaniu wszystkich słabości kontrwywiadowczego systemu PRL i sporym profesjonalizmie. Wszystko zaczęło się w środę 8 kwietnia 1981 r. Gra o paszport

Wówczas to kpt. Sumiński w Państwowym Biurze Notarialnym w Warszawie złożył oświadczenie zezwalające na czasowy wyjazd córki Kingi do Anglii. Natomiast tego samego dnia w Wydziale Paszportowym Komendy Dzielnicowej MO w Warszawie Barbara Sumińska złożyła wniosek o wydanie paszportu na wyjazd turystyczny do Anglii. W wypełnionym kwestionariuszu zataiła informacje o matce i siostrze przebywających w Ameryce, w rubryce dotyczącej męża wpisała zaś, że jest on pracownikiem Miejskiego Przedsiębiorstwa Remontów Dźwigów Osobowych - Zakładu Konserwacji.

W międzyczasie, wykorzystując znajomość z żoną por. Tadeusza Bryniarskiego z Departamentu III "A" MSW, która pobierała u niej lekcje angielskiego, Barbara Sumińska zwróciła się o pomoc w przyspieszeniu procedury paszportowej. Bryniarski zaangażował się w tę akcję, korzystając z protekcji kolegi z Departamentu III "A" - kpt. Bogdana Kozuby, który w przeszłości pracował w pionie paszportowym SB. Ten z kolei załatwiał sprawę z zastępcą naczelnika Wydziału Paszportowego SB mjr. Edwardem Augustyniakiem. Ostatecznie, odstępując od starannej procedury weryfikacyjnej, która bez trudu wykryłaby fałszywe informacje zawarte w kwestionariuszu, bezpieka przyznała Sumińskiej paszport. 2 czerwca w Wydziale Paszportów Komendy Stołecznej MO odebrał go w imieniu Sumińskiej por. Bryniarski.

Z kolei kpt. Sumiński posiadał swój paszport dyplomatyczny, który wprawdzie zwrócił od razu po powrocie z podróży kurierskiej do Skandynawii 3 maja 1981 r., ale kilka dni później bez jakichkolwiek przeszkód ponownie pobrał go w Oddziale X Zarządu II Sztabu Generalnego bez pisemnego pokwitowania. W tej sytuacji droga do wyjazdu Sumińskich z kraju stała otworem.

2 czerwca 1981 r. kpt. Jerzy Sumiński zameldował się w gabinecie szefa Wydziału VI SWSW płk. Aleksandra Śliwińskiego. Prosił go o możliwość zwolnienia się z pracy w piątek 5 czerwca w związku z koniecznością podróży do Poznania po żonę i chorą córkę. Oszukał szefa. 3 czerwca córka Sumińskich wróciła z Poznania pod opieką dziadków - Marii i Bronisława Sumińskich. Jerzy i Barbara mieli już spakowane walizki. Poinformowali rodziców, że w piątek Barbara z córką Kingą jadą na zagraniczne wakacje do Londynu, gdzie po kilku dniach dołączy do nich Jerzy.

4 czerwca kapitan odwiózł żonę i córkę na dworzec PKP. Prawdopodobnie wsiadła ona do pociągu relacji Warszawa - Wiedeń, gdyż służby graniczne odnotowały później przekroczenie przez Barbarę i Kingę Sumińskie granicy na przejściu kolejowym Zebrzydowice - Petrovice u Karviné w dniu 5 czerwca. Jego rodzice zeznali później, że wrócił do domu zdenerwowany i spocony, tłumacząc wszystko spóźnieniem się pociągu. Po dwóch godzinach również Jerzy pożegnał się z rodzicami, mówiąc, że musi wyjechać służbowo "na północ". Zostawił ojcu kopertę zaadresowaną do Kiszczaka na jego prywatny adres. Prosił wrzucić ją do skrzynki pocztowej na Dworcu Centralnym PKP w niedzielę 7 czerwca. Pożegnał się z rodzicami i wyszedł.

Następnego dnia był jednak w pracy. Bez zdenerwowania sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Przybył do Szefostwa WSW. W sekretariacie Kiszczaka wziął udział w partyjnej nasiadówce, a po jej zakończeniu miał wyjechać swoim małym fiatem do Poznania. Żegnając się, zakomunikował płk. Śliwińskiemu, że na pewno wróci w sobotę lub najpóźniej w niedzielę. Rzeczywiście, najpewniej pojechał do Poznania, o czym świadczyły pozostawione ślady w mieszkaniu rodziców. Później swoim fiatem 126p ruszył w stronę granicy polsko-czechosłowackiej i swobodnie dojechał aż do Wiednia, gdzie spotkał się z żoną i córką w ambasadzie amerykańskiej.

Dramat Kiszczaka

W poniedziałek 8 czerwca oczekiwano Sumińskiego w pracy. Pułkownik Aleksander Śliwiński spanikował. W południe pojechał do mieszkania podwładnego, ale nikt nie otwierał drzwi. Zostawił kartkę w futrynie z prośbą o pilny kontakt. Nic z tego. Sumiński przepadł jak kamień w wodę. O godz. 22 o jego zniknięciu został powiadomiony gen. Czesław Kiszczak. Jakby nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Pocieszając się, tłumaczył Śliwińskiemu, że na pewno nic złego się nie stało i Sumińskiego zatrzymały ważne sprawy osobiste w Poznaniu. Był jednak przejęty. Zobowiązał szefa Wydziału VI, aby 9 czerwca z samego rana otrzymał na ten temat pisemną informację. Komunikat był zdawkowy - Sumiński zniknął. Kiszczak nakazał wszczęcie operacji poszukiwawczej. Tego samego dnia przeczytał przedziwny list napisany na maszynie i sygnowany inicjałami "J.S.". Sumiński pisał w nim o szacunku do generała, "udanym przerzucie na tamtą stronę" i katastrofalnym systemie kontroli, który umożliwił mu ucieczkę. Lektura listu musiała być dla
Kiszczaka przygnębiająca. Jego ulubieniec i tajemnice, które wywiózł, były już w rękach CIA.

W połowie czerwca upokorzona WSW wszczęła operację o kryptonimie Kurier. Jej głównym celem było odnalezienie Sumińskiego, choć trudno przyjąć, że ktoś w kontrwywiadzie w ogóle w to wierzył. Wprawdzie ustalono później wiele istotnych faktów: że Sumiński był przesłuchiwany w centrali CIA w Langley, że wywiózł sporo dokumentów i że mieszka najprawdopodobniej w Waszyngtonie, ale o jego porwaniu lub likwidacji nie było mowy. Skupiono się na próbie "zasypania" efektów jego dezercji.

W lutym 1983 r. Sumińskiego skazano zaocznie na karę śmierci. W związku z jego ucieczką wstrzymano wszelkie operacje wywiadowcze z udziałem oficerów, których znał; zamknięto opracowywanie kandydatów na oficerów pod przykryciem, których sprawy poznał Sumiński; odwołano z placówek zagranicznych i krajowych instytucji przykrycia oficerów oraz współpracowników, których poznał; zawieszono i wdrożono nowy system łączności pomiędzy centralą a prezydenturami oraz wprowadzono nowe wzory przepustek; rozpoczęto prace nad projektem zmian w strukturze organizacyjnej Zarządu II.

Dezercja Sumińskiego w największym stopniu obciążała gen. Czesława Kiszczaka, który jako szef WSW odpowiadał za "ochronę kontrwywiadowczą" wywiadu i nadzorował pracę Wydziału VI Szefostwa WSW. Jednak - zamiast wyrzucenia z wojska i "zasłużonej emerytury" - w lipcu 1981 r. został ministrem spraw wewnętrznych w gabinecie kierowanym przez Jaruzelskiego. Niemal natychmiast wybrano go na członka KC PZPR, a kilka miesięcy później został zastępcą członka Biura Politycznego. Był najbliższym współpracownikiem Jaruzelskiego, w którego rękach za kilka miesięcy znalazła się pełnia władzy. Władzy dyktatorskiej.

Sumiński nigdy nie wrócił do kraju. Po 1989 r. nie próbował nawet zrewidować zasądzonego w 1983 r. wyroku śmierci. Zniknął i pewnie do dziś mieszka spokojnie w Stanach Zjednoczonych.

Sławomir Cenckiewicz, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historiaucieczkawywiad
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)