Uchodźcy w Polsce. "Morze ciepłych słów"
Zapytaliśmy uchodźców mieszkających w Polsce jak wygląda ich życie tutaj i jak to się stało, że zamieszkali akurat w tym, a nie innym kraju. - „Solidarność” była bliska sercu wielu Czeczenów. Także mojego taty. Polska była dla niego symbolem wyzwolenia spod rosyjskich wpływów i dlatego chciał przyjechać właśnie tutaj - opowiada Elsi Adajew były uchodźca z Czeczeni w rozmowie z Wirtualną Polską.
22.06.2017 | aktual.: 22.06.2017 14:10
Przyczyny śmierci były różne. Gruz spadający na głowę, bomby lub kula z karabinu. Szacuje się, że zginęło około 300 tys. ludzi. Choć są dane, mówiące o 400 tys. Trudniej policzyć, ilu uciekło. A w jaką statystykę ująć rany psychiczne? Sny o rzeczywistości gorszej od koszmaru?
W 1994 roku Elsi Adajew miał 4 lata. Rosja nie chciała się zgodzić na samodzielność Czeczenii. Rosyjscy żołnierze i czeczeńscy separatyści stanęli naprzeciw siebie, zaczęła się wojna. Starszyzna rodziny Elsiego zdecydowała: wszyscy jej członkowie, którzy mają dzieci, powinni uciekać. Jego rodzice wybrali Polskę.
Przyjaciół ma się jednych
- „Solidarność” była bliska sercu wielu Czeczenów. Także mojego taty. Polska była dla niego symbolem wyzwolenia spod rosyjskich wpływów i dlatego chciał przyjechać właśnie tutaj – opowiada Elsi. Gdy wojna się skończyła, razem z rodziną wrócił do Czeczenii. I parę lat później znów musiał uciekać. Na stałe został w Polsce ostatecznie w 2000 roku.
Rodzicom Elsiego przyszło przez myśl, żeby jechać gdzieś dalej. Może Kanada? Czytali, że dobrze się tam żyje, łatwo o pracę, edukacja jest na wysokim poziomie. - Ale w końcu tata stwierdził, że takie rzeczy jak dom, praca, pieniądze to rzeczy nietrwałe, w odróżnieniu od przyjaciół. Ich ma się tylko jednych. Tutaj już mieliśmy bliskich nam ludzi - tłumaczy Elsi. I dodaje: - Dzisiaj nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Polska to mój dom.
Na ulicy Elsi rzadko spotyka się z rasistowskim komentarzami. - To pewnie dlatego, że skórę mam bielszą niż niejeden polski kolega. Ale już moich znajomych, którzy mają ciemniejszą karnacją spotykają nieprzyjemne sytuacje. Ostatnimi czasy nieco częściej - mówi. Dla niego rosnącą niechęć wobec uchodźców najlepiej symbolizuje to, co powiedziała mu i piątce jego rodzeństwa mama. - Poprosiła, żebyśmy poza domem nie rozmawiali między sobą po czeczeńsku. Że najlepiej mówić po polsku. Wiesz, jak ktoś najbliższy mówi ci, że masz zrezygnować z ojczystego języka dla bezpieczeństwa to wtedy z całą siłą dociera do ciebie, że coś jest nie tak.
Mężczyzna podkreśla jednak, że nie chce przez to powiedzieć, że Polacy są źli. Bo ci, którzy na inny wygląd, narodowość reagują agresją to według niego niewielki procent społeczeństwa. - Na każde jedno negatywne słowo czy czyn, przypadło morze ciepłych słów i wsparcia - mówi.
Serce się łamie
Elsi nie tylko otrzymuje wsparcie, ale sam też je daje. W 2008 jego tata wpadł na pomysł, by założyć ośrodek pomocy, integracji i kultury skierowany do czeczeńskich uchodźców w Polsce. I tak, wraz z pomocą przyjaciół, powstał projekt "Sintar", który później zmienił się z Fundację Sintar. Zaczął działać ośrodek, korzystały z niego głównie czeczeńskie dzieci i młodzież.
- Mogły u nas odrobić lekcje, pouczyć się i pobawić. A także znaleźć kolegów czy koleżanki wśród Polaków. No i uczyliśmy je jak radzić sobie z zaczepkami, rasizmem. Choć nie na każde zadawane pytanie potrafiłem odpowiedzieć - Elsi milknie na chwilę, wpatruje się w kubek, który powoli przesuwa po blacie stołu. Potem zerka na mnie i mówi: - Serce się łamie, jak przychodzi do ciebie 9-letnia dziewczynka i mówi, że jest nazywna świnią, bo jest muzułmanką. Albo słuchasz historii chłopaka, który został pobity przez grupę rówieśników, za atak terrorystyczny przeprowadzony gdzieś na świecie. A teraz wiem, że nie mają nawet za bardzo gdzie pójść i się zwierzyć, bo "Sintar" stracił dofinansowanie.
Przez brak pieniędzy fundacja nie może wynajmować lokalu pod ośrodek. Gdy Elsi o tym mówi mimo wszystko się uśmiecha. - Nie załamuję się. Krok po kroku się odbijemy. Wierzę, że znajdziemy dobrych ludzi, którzy nas wesprą. Plany na przyszłość mam duże.
Azyl polityczny
Plany ma też Salar Farsi - chce, żeby jego kawiarnia "Brunet kafe" się rozwijała. We wrześniu minie rok odkąd zaczął ją prowadzić i idzie to całkiem dobrze. Salar przyjechał do Polski 9 lat temu na studia. Pochodzi z Iranu i o tym kraju napisał swoją pracę magisterską. Była w niej zawarta mocna krytyka irańskiego rządu. Zainteresowały się nim irańskie służby - dowiedział się, że w ojczyźnie czeka go więzienie. Został więc w Polsce, gdzie otrzymał azyl polityczny.
- Życie w Polsce nie jest łatwe. Nie tylko dla uchodźców lub imigrantów, ale też dla samych Polaków. Zarobki są niewielkie i często wymaga się od ludzi pracy ponad siły. Sam zaczynałem od pracy ze stawką 5 złotych za godzinę. Zaczynałem jako barista w kawiarni - opowiada Salar, po czym omiata wzrokiem swój lokal i dodaje: - Było ciężko, ale dzięki tamtej pracy coś zrozumiałem. Tam była taka nieśpieszna atmosfera, rodzaj spokoju i to mi się bardzo spodobało. Stwierdziłem, że też chcę stworzyć miejsce, gdzie ludzie będą mogli się na chwilę zatrzymać. I napić dobrej kawy.
Spirala nienawiści
W ciągu kilku miesięcy funkcjonowania kawiarnia została kilkukrotnie zdewastowana. Ataki miały podłoże rasistowskie. - Wandale raz zostawili mi kartkę. Napisali, że mam się stąd wynosić, bo inaczej zostanę stracony - opowiada Salar.
Mężczyźnie wydaje się, że wie, co jest przyczyną rasistowskich ataków: - Coraz bardziej nakręca się spirala nienawiści. Odpowiednie służby często nie reagują na ksenofobiczne ataki. W mediach pokazuje się głównie negatywne obrazy dotyczące uchodźców. Straszy się nimi z mównicy sejmowej. W dodatku wrzuca się wszystkich do jednego worka. Nie precyzuje pojęć. Bo przecież uchodźcy mogą pochodzić i z Maroka, i Japonii, i Białorusi. A teraz do tego określenia przylgnął obraz człowieka o arabskim wyglądzie. Jeżeli w tej materii coś się nie zmieni, to ataki na osoby innych narodowości będą się nasilać.
Zgódźmy się nie zgodzić
- Ja też się boję terrorystów. Oni nie wybierają tylko białych lub katolików. Równie dobrze może zginąć muzułmanin, żyd, człowiek z Francji czy Australii. Narodowość, kolor skóry nie ma dla nich znaczenia. I nawet nie wyobrażam sobie, jak chorymi są ludźmi, żeby robic takie rzeczy. Nie chcę być z nimi identyfikowany - mówi Salar.
Właściciel "Brunet kafe" uważa, że wiele by się zmieniło, gdyby polski rząd zachowywał się inaczej. Chciałbym im przekazać dwie rzeczy: - Po pierwsze populizm jest zły. Nie warto iść w tym kierunku, bo można doprowadzić do tragedii. Poza tym, i to już można skierować nie tylko do polityków, szanujmy się. Przyjmijmy to, że ktoś ma inne poglądy - po obu stronach. Niech zapanuje zgoda co do tego, że możemy się ze sobą nie zgadzać.