Ubranka, rowerki i kaski, które zagrażają twemu dziecku
Zaczęło się od bólu głowy, ale konsekwencje mogą być znacznie poważniejsze. Pracownicy laboratorium Instytutu Barwników i Produktów Organicznych w Zgierzu w przebadanych w ostatnich tygodniach kaskach motorowerowych dla dzieci wykryli niebezpieczne substancje, które w skrajnych przypadkach mogą wywołać nowotwory. Produkty można było kupić w sklepach sportowych na terenie całego kraju.
05.11.2008 | aktual.: 05.11.2008 09:09
- Otrzymaliśmy sygnał od inspekcji handlowej, że dzieci, które je nosiły, bolała głowa - mówi Agnieszka Pietrzak ze zgierskiego laboratorium. - Badania wykazały obecność wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych, pochodnych ropy, które są rakotwórcze. Zaniepokoił nas już ich sam zapach, drażniący i odrażający, a analiza tylko potwierdziła obawy.
Pracownicy laboratorium nie chcą ujawniać producenta, ale zapewniają, że towar został już wycofany ze sprzedaży. - Kask nie był tani, bo kosztował około 200 złotych - dodaje Agnieszka Pietrzak.
Pracownicy zgierskiego laboratorium przyznają, że coraz częściej trafiają do nich artykuły dla dzieci, które nie spełniają norm. Po zbadaniu popularnych puzzli piankowych okazało się, że zawierają one trujący acetofenol.
Zgierskie przykłady to zaledwie kropla w morzu dziecięcych bubli, które produkują polskie i firmy. Opisy wadliwych artykułów regularnie pojawiają się w rejestrze produktów niebezpiecznych, prowadzonym przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Nieprawidłowości wykrywają też pracownicy inspekcji handlowych. Co kwartał na listę kwestionowanych artykułów trafiają nowe pozycje. - Ujawnione nieprawidłowości niepokoją rodziców, ale świadczą o tym, że instytucje kontrolne działają dobrze - dodaje Marek Jankowski z serwisu branzadziecieca.pl.
Na sklepowych półkach roi się od towarów, które stwarzają zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia dzieci i młodzieży. Niebezpieczne mogą być ubranka dla niemowląt, zabawki, wózki i kaski. Rejestr produktów niebezpiecznych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów aż puchnie od zgłoszeń o wadliwych artykułach dziecięcych.
Zatrwożeni opiekunowie często nie czekają na oficjalne komunikaty o wadliwych artykułach, tylko sami szturmują instytucje monitorujące rynek. Do Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Łodzi zgłosiła się przerażona babcia kilkumiesięcznego chłopca. Dziecko cudem uniknęło zmiażdżenia ręki. W budce wózka znajdowały się nieosłonięte pręty, które bez problemu mogły zakleszczyć palce małej rączki. Wózek, kupiony w jednym z łódzkich sklepów, został sprowadzony z Chin przez importera z Częstochowy. Obawy babci podzielili inspektorzy handlowi, którzy powiadomili swoich kolegów z Częstochowy, a ci nakazali usunięcie wady.
- Sygnały tego typu są dla nas bardzo cenne - mówi Alina Laska, naczelnik wydziału kontroli towarów przemysłowych i usług. - Nie zawsze zgłaszający mają rację, ale sprawdzamy wszystkie sygnały. Tym razem chodziło o produkt chiński. Ze względu na złą jakość kwestionujemy coraz częściej artykuły krajowe.
Właśnie rodzime towary dominują w rejestrze przedmiotów niebezpiecznych UOKiK. Tylko w październiku trafiły tu bezrękawniki chłopięce, bluzy dresowe chłopięce i dziewczęce wyprodukowane w Polsce dla firmy Komex z Warszawy, właściciela sieci sklepów 5-10-15. Ubrania przeznaczone dla dzieci powyżej 3 lat grożą uduszeniem. Niebezpieczne są sznurki ściągające kaptur.
Upadek, zranienie, rozcięcie to możliwe konsekwencje korzystania z polskich rowerków dziecięcych Diana firmy Arkus & Romet Group z Dębicy. Badania wykazały, że urządzenia posiadają tylko jeden układ hamulcowy, a różnica wysokości pomiędzy kierownicą a siodełkiem jest zbyt duża. Niebezpieczeństwo na maluchy czyha także w kąpieli. Żele pod prysznic Doccia Schiuma z Włoch, sprowadzone przez firmę Gler z okolic Tarnobrzega, są tak opakowane, że do złudzenia przypominają soczki. Dzieci, które skuszą się i spróbują zawartości, mogą się zatruć.
W przerażenie wpadli też rodzice, którzy kupili swoim pociechom tureckie bluzki sprowadzone przez firmę AJ-BE z Tuszyna. Aż trzykrotnie przekroczone zostały w towarze normy formaldehydu, substancji wywołującej alergię.
- Nasz rejestr powstaje dzięki zgłoszeniom poszczególnych oddziałów inspekcji handlowych - tłumaczy Kamila Kurowska z biura prasowego UOKiK. - Każde zgłoszenie jest rozpatrywane indywidualnie, a producenci i importerzy podejmują różne działania: usuwają nieprawidłowości, wprowadzają dodatkowe oznaczenia lub wycofują towar z rynku. Zdarza się, że mamy do czynienia jedynie z wadliwą partią produktów.
Agnieszka Renke, kierownik ds. produkcji Komeksu, zapewnia, że w sprzedaży są już tylko bezpieczne ubrania. - Dostosowaliśmy naszą kolekcję do norm unijnych, które zabraniają używania sznurków w kolekcjach dziecięcych. Z części ubrań usunęliśmy sznurki, modele, w których nie było to możliwe, wycofaliśmy ze sklepów.
Niepokojące sygnały płyną także z raportów inspekcji handlowej. Aż 34% zbadanych ubranek dla maluchów zostało zakwestionowanych, m.in. ze względu na obecność formaldehydu. Inspektorom podpadły zarówno ubranka importowane, jak i krajowe, zapowiadane są już kolejne kontrole. Niewiele lepiej było z zabawkami, krytyczne uwagi kierowano pod adresem co trzeciego artykułu. Badania laboratoryjne pokazały, że najczęstsze zagrożenie stwarzać mogą małe elementy, które łatwo połknąć, oraz ostre krawędzie. W telefonach zabawkach przekroczony został poziom ciśnienia akustycznego, co grozi uszkodzeniem słuchu.
Szczególną ostrożność należy zachować także przy korzystaniu z artykułów dla starszych dzieci. W laboratorium Instytutu Barwników i Produktów Organicznych w Zgierzu przebadano w ostatnich tygodniach młodzieżowe kaski na motorowery i motorynki. Okazało się, że zawierają groźne wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA), które są rakotwórcze. W kaskach wykryto m.in. ftalany i metylen. Cała partia została wycofana ze sklepów.
- Nie były to wcale tanie produkty - zastrzega Agnieszka Pietrzak ze zgierskiego laboratorium. - Kosztowały ok. 200 zł, a mimo to były niebezpieczne.
Zdaniem Marka Jankowskiego z serwisu branzadziecieca.pl, na rynku ciągle działają producenci, którzy nie przywiązują wagi do jakości produktów. - Trzeba jednak pamiętać o tym, że wpadki zdarzają się także najlepszym, np. firmie Mattel czy Zapf Creation - dodaje Janowski. - Podczas produkcji nie można wszystkiego dopilnować, stąd duża rola instytucji kontrolnych.
Marek Jankowski podkreśla, że chińscy wytwórcy także są zmuszani do podnoszenia jakości towaru, ale proces ten wymaga czasu. Na podobne rozwiązania muszą się też zdecydować producenci krajowi, którzy nie mogą dłużej sugerować się opinią, że kiepskie artykuły pochodzą z Chin, a polskie są dobre, bo... polskie.
- Liczba ujawnionych nieprawidłowości niepokoi, ale z drugiej strony świadczy o tym, że instytucje kontrolne działają dobrze - dodaje Jankowski.
Artykuły dziecięce są oczkiem w głowie Komisji Europejskiej. Urzędnicy z Brukseli uwagę przywiązują zwłaszcza do niedozwolonych substancji, jak ftalany, metylen, formaldehyd. Producenci i importerzy ubrań, zabawek nie mogą więc liczyć na pobłażliwość. Obecnie prowadzone są badania dotyczące negatywnego wpływu WWA na organizm. Po ich zakończeniu można się spodziewać zaostrzenia prawa.
* Alicja Zboińska*