U reanimowanego mężczyzny podano właściwy corhydron
Zlecona przez Prokuraturę Rejonową w Pruszczu
Gdańskim ekspertyza ampułek po leku corhydron 100, użytego podczas
bezskutecznej reanimacji 56-letniego mężczyzny, wykazała, że był
to prawdziwy corhydron 100.
Ministerstwo zdrowia poinformowało w ubiegłym tygodniu, że w jednej z partii corhydronu, produkowanego przez Jelfę w Jeleniej Górze, zamiast tego leku, znajduje się inny, silny specyfik stosowany do znieczulania podczas operacji - chlorsuccillin. Resort postanowił wycofać z obrotu wszystkie partie corhydronu.
Jak wyjaśnił wiceszef pruszczańskiej prokuratury Wiesław Kuciński, wyniki ekspertyzy świadczą jednoznacznie, że śmierć mężczyzny nie nastąpiła wskutek podania fałszywego lekarstwa. Tym samym postępowanie prokuratury w tej sprawie zostanie umorzone.
Dochodzenie miało związek ze śmiercią 56-latka, który zasłabł na ulicy w Pruszczu Gdańskim 5 października. Podczas akcji ratowniczej użyto m.in. leku corhydron 100. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł na skutek niewydolności krążeniowo-oddechowej.
W związku z zamianą leków na polecenie Głównego Inspektora Farmaceutycznego w Jelfie zatrzymano produkcję leków. Wstępna kontrola inspektorów farmaceutycznych pokazała, że w fabryce panował ogromny bałagan, m.in. niedostatecznie zabezpieczano metalowe kosze z fiolkami leków bez etykietek, nie było odpowiedniej segregacji wózków transportowych, zawierających luzem różne leki.
Policja dotarła do 18 tys. z 29 tys. nabywców corhydronu, zidentyfikowanych na podstawie recept.
We wtorek premier zdymisjonował Głównego Inspektora Farmaceutycznego Zbigniewa Niewójta, który sam oddał się do dyspozycji ministra zdrowia po ujawnieniu afery corhydronu.
Minister zdrowia Zbigniew Religa poinformował Prokuratora Krajowego o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawie corhydronu i zwrócił się o zbadanie działań podjętych w tej sprawie przez Głównego Inspektora Farmaceutycznego, Urząd Rejestracji Leków i Narodowy Instytut Zdrowia.