Tylko w WP. Wiemy, ile Misiewicz przelewał na konto PiS
Zanim Bartłomiej Misiewicz został zmuszony do odejścia z PiS zawdzięczał tej partii zatrudnienie m.in. w ministerstwie obrony i Polskiej Grupie Zbrojeniowej, w której miał zarabiać 50 tys. zł. Sprawdziliśmy, czy był równie hojny wobec partii, jak partia wobec niego. Z danych, które uzyskaliśmy w PKW wynika, że młody działacz wpłacał na PiS ok. 30 zł miesięcznie.
Według przyjętego w PiS zwyczaju wysokość składki jest uzależniona od pełnionego stanowiska, więc funkcyjni politycy powinni w teorii płacić więcej niż szeregowi członkowie partii.
Jak hojny był Misiewicz? Zgodnie z rejestrami wpłat na PiS w Państwowej Komisji Wyborczej współpracownik Antoniego Macierewicza w 2016 roku płacił na partię średnio ok 30 zł miesięcznie. Rzecznik ministra obrony i szef jego gabinetu politycznego taką samą kwotę wpłacał również przed objęciem tych funkcji w 2014 i 2015 roku.
Dla porównania – do najbardziej szczodrych w 2015 roku należeli m.in. ministrowie w kancelarii premier - Henryk Kowalczyk, który przelał 20 tys. zł i Paweł Szefernaker, który dał 10 tys. zł. Wyższe od rzecznika MON kwoty wpłacało też wielu szeregowych członków tego ugrupowania. - Misiewicz nie miał źle w partii. Wcześniej był zatrudniony w jednym z biur poselskich i mógł liczyć na kilka umów zleceń z partii, więc zarabiał przyzwoicie – mówi Wirtualnej Polsce jeden z posłów PiS.
Nasz rozmówca przyznaje jednak, że mimo sprawowanych funkcji w resorcie obrony formalnie 27-latek był szeregowym członkiem PiS, który mógł dodatkowo liczyć na zniżkę partyjnej składki przeznaczoną dla… studentów.
Mimo braku wyższego wykształcenia Misiewicz trafił się na listę PiS w wyborach parlamentarnych w 2015 roku, ale do Sejmu się nie dostał. Młody działacz PiS miał 4 miejsce na liście PiS w Piotrkowie. Na fundusz wyborczy, z którego jest finansowana kampania, przelał 10 tys. zł. To skromna kwota w porównaniu z innymi politykami partii Jarosława Kaczyńskiego. Przykładowo Krystyna Pawłowicz przelała 24 tys. zł, Adam Lipiński 26 tys. zł, a Krzysztof Łapiński 34 tys. zł. - 10 tys. zł to kwota na kampanię, dzięki której z czwartego miejsca na liście miał dobrą sytuację – ocenia jeden z polityków PiS.
Inny zwraca uwagę, że podczas kampanii młody działacz mógł liczyć na wsparcie swojego politycznego patrona. – Macierewicz, w trakcie kampanii specjalnie się nie udzielał. Wyjątek robił dla Misiewicza. Potrafił przyjechać na jego spotkanie wyborcze – mówi nam działacz PiS z województwa łódzkiego.
Polityk PiS z centrali tłumaczy: - Macierewicza chcieliśmy za wszelką cenę schować w trakcie kampanii, by nam nie odstraszał umiarkowanego elektoratu. Dla Misiewicza robił wyjątek.
Młody współpracownik Antoniego Macierewicza został zmuszony do oddania partyjnej legitymacji przez specjalnie zwołaną komisję, która stwierdziła, że nie ma kompetencji do zajmowania stanowisk w sferze "życia publicznego”. Decyzja komisji to efekt decyzji Jarosława Kaczyńskiego wywołanej publikacją "Rzeczpospolitej” na temat nowego stanowiska dla Misiewicza, który jako pełnomocnik zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej miał zarabiać 50 tys. zł. Spółka w komunikacie zaprzeczała, że pensja miała być aż tak wysoka, ale nie podała ile miała faktycznie wynosić. W kolejnym komunikacie poinformowano, że umowa z Misiewiczem została rozwiązana za porozumieniem stron. Sam zainteresowany powiedział dziennikarzom, że informacje o jego zatrudnieniu w PGZ były nieprawdziwe.
Wcześniej jako rzecznik ministra obrony działacz PiS zarabiał 12 tys. zł miesięcznie. Na jego pensję składało się kilka kwot: wynagrodzenie zasadnicze (6 tys. zł), dodatek funkcyjny (1,8 tys. zł), dodatek specjalny (4,1 tys. zł). Przed pracą w MON – jak pisał Newsweek – Misiewicz był zatrudniony przez europosłankę PiS Beatę Gosiewską.
Z Bartłomiejem Misiewiczem nie udało się nam skontaktować.